Sesja, jak poprzednia, dzieje się w przeszłości w Porze Spadających Liści, gdy jeszcze nie wybrano lidera i zastępcy Klanu Wilka. Dzieje się to krótko po wygnaniu Śnieżnego Wichru, gdzie po jego wyroku udali się do lasu.
Koty wyszły z obozu, podziwiając różnorodne, kolorowe liście. Pora Opadających Liści była bardzo przyjemna, a spacerek wokół rzeki byłby ciekawą aktywnością. Popatrzył, jak liść spada na Iskrzącą Nadzieję, był brązowy.
— Bardzo pasuje do twojego futra. Jest w takim samym kolorze. — Podziwiał te kolory, które zapierały dech w piersiach, były takie ciepłe, dlatego lubił tę porę roku. —Jak dobrze, że możemy na chwilę być sami i zapomnieć o klanowej codzienności, która jest chaotyczna. — Powiedział zamyślony, patrząc w drzewa jesienne.
— Czytasz mi w myślach. Wreszcie możemy na chwilę odetchnąć i pobyć… Mh — przerwała, lekko chichocząc.
Stanęłam tak, żeby być pyszczkiem na poziomie Miodka i szepnęła. — Tylko we dwoje.
Potem czule go polizała.
Mruknął z radością i tylko zdołał dodać od siebie.
— Oczywiście, tylko ty i ja, i ten święty spokój. Czego tu chcieć? — Przyczepił się do jej puchatego futerka i szedł w stronę obiecanej, gdzie mieli spokojnie spędzić czas.
Zaczęli iść wtuleni w siebie, a kotka czuła się, jakby nic nie mogło pobić tej chwili. Było idealnie. Szli tak przez las. — Może zapolujemy? — mruknęła.
Popatrzył tylko na swoją partnerkę, upolowanie czegoś na pewno, by ich zajęła pozytywnie.
— A może zrobimy zawody, kto upoluje więcej? Co ty na to? — Był już gotowy zaimponować czekoladowej w łowach, może upoluje więcej ssaków? Chociaż ptaki wydawały się lepszą opcją, po nich można było wziąć pióra, więc dałby je w prezencie Iskrzącej Nadziei. Ozdabiały jej puszyste zimowe futro.
— Jasne! — mruknęła, starając się z całych sił nie dopuszczać do siebie jednej myśli, która mogłaby to zepsuć. Nie chciała, żeby ktokolwiek, a już w szczególności Miodek wiedział o jej zmartwieniach czy kompleksach. Drżenie łap bardzo dobrze ukrywało gęste futro; chociaż jedyna rzecz, za którą była wdzięczna dla tego futra. Brak energii tłumaczyła zmęczeniem lub niewyspaniem się, a dzięki puchatej szacie, nie było widać, jak chudnie z dnia na dzień. Aczkolwiek to jednocześnie dobrze i źle.
— Dobrze to na miejsca, gotowi, start! — Szybko ruszył w krzaki, by złapać coś w swoje sidła. Wybór padł na czyża, który się schował pomiędzy krzakami, które były przykryte puchem śniegu. Przypominały dwie chmury, które spadły z nieba, kocur przykucnął i poszedł w stronę ofiary. Ptak nie był niczego świadomy, był wręcz spokojny, jakby ten dzień miał mu minąć jak zawsze. Miodek wyskoczył za krzaków, w których maskował się ptak, czyż tylko ćwierknął ostatni raz, zanim pożegnał się ze światem. Liliowy kocur trzymał ptaka w pysku, teraz wypadało coś znaleźć, jednak była Pora Nagich Drzew i nie było łatwo, ciekawe jak idzie Iskrze?
Iskrząca Nadzieja, tymczasem popędziła z uśmiechem na pysku, mimo iż łapy trzęsły się pod nią, co nie było spowodowane zimnem. „Nawet jeśli sama nie będę jeść, to muszę wykarmić klan, no i swojego ukochanego.” Na tą myśl jej serce, aż zadrżało z radości. Zwolniła i przykucnęła, przybierając pozycję łowiecką. W powietrzu był wyczuwalny zapach kosa, a ponad małą polankę, na jaką trafiła, wybijał się jego skrzek. Podbiła z zaskoczenia do ptaka, a chwilę później, kły przeszły jego szyję. Ptaszysko niczym sparaliżowane runęło na ziemię, a śnieg zaczął delikatnie prószyć. Odwróciła się, a pośród białych gałęzi drzew, dostrzega rude futro, ostrożnie zeskakujące, prawdopodobnie w poszukiwaniu pożywienia. Przymrużyła oczy, aby lepiej widzieć i przyczaiła się na puchate stworzonko. W końcu zdecydowała się na skok. Tuż przy moim uchu usłyszała ostatni cichutki świst wydany przez wiewiórkę, jeszcze po tej stronie. Najpierw czule spojrzała na zamykające się oczka wiewiórci.
— Już Ci maleńka… Dziękuję Ci Klanie Gwiazdy, za ten hojny dar w tak skąpym okresie. Mój klan i ja jesteśmy Ci wdzięczni — szepnęła, zamykając oczy na kilka chwil, kiedy moja głowa wzniosła się ku niebu. Po kilkunastu uderzeniach serca podniosła się z ziemi i położyła jeszcze ciepłą zdobycz obok poprzedniej.
* * *
O dziwo, po niedługim czasie, udało jej się upolować jeszcze wychudłą srokę. Udało jej się przywlec wszystkie łupy na miejsce, w którym ostatni raz widziałam się z Miodziem. Otuliła nadal trzęsące się przednie łapy ogonem i czekałam.
Miodek wracał z czyżem, szedł przed siebie i zobaczył, że Iskrząca Nadzieja już była na miejscu szybciej niż on, uradowany podbiegł do niej.
— Byłaś szybsza ode mnie, nie przewidziałem tego. — Dostrzegł, że przed kotką były jej dwie zdobycze - wiewiórka i sroka, wyglądało na to, że kotka wygrała. — Widzę, że upolowałaś więcej zwierzyny niż ja, gratuluje! Od dzisiaj masz tytuł królowej łowów, co ty na to? — Uśmiechnął się do niej promieniście. Cieszył się, że pomimo śmierci Śnieżnego Wichru mogli ze sobą spędzić spokojnie czas.
Iskra zachichotała i zakrywa łapą pyszczek, czując, jak się rumieni.
— Dziękuję, będę nosić to miano z zaszczytem — mruknęła, kiedy do głowy wpadł mi pomysł.
Potem wyniosłam się i patrząc na kocura z góry, z powagą godną przywódcy, powiedziała.
— Jako nowa Królowa Łowów, wyznaczam Ciebie, Miodowa Koro, na mojego Króla Łowów. Chcę Cię, u mego boku.
Mówiąc to, ukłoniła się mu, czekając na jego reakcję.
Kocur ukłonił się szarmancko przed swoją królową łowów.
— To dla mnie zaszczyt, Najjaśniejsza Królowo, być u twojego boku jako Król Łowów, a teraz, jeśli Pani łaskawie pozwoli, chciałaby Królowa udać się w moim towarzystwie w stronę obozu? — zapytał Iskrzącą Nadzieję, jeśli chodzi o filtr i słodzenie to Miodkowi, to szło bardzo dobrze; była w końcu jego ukochaną, jednak przy innych kotach byłby przeciwieństwem tego, co prezentuje. W końcu Iskra była tą jedyną według niego, która zasługuje na najwięcej.
<To idziemy do domu moja droga Iskro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz