TW: Próba samobójcza i samookaleczanie
Była noc, a śnieg skrzypiał mi pod poduszkami łap, które zaczynały piec z zimna. Szłam przez las, a w mojej głowie jakby toczyła się wojna. Zaczęły napadać mnie myśli, których bałam się najbardziej, a oddech z każdym nerwowym krokiem nieokiełznanie przyspieszał. Nawet nie zdałam sobie z tego sprawy, kiedy nocny spacer na przemyślenia zamienił się w pełen bólu i przerażenia bieg, w którym serce waliło jak dzięcioł w drzewo, a co chwilę nie mogłam nabrać tchu. W pewnym momencie zauważyłam przed sobą krzaki jeżyn. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy w niego wbiegłam i zaczęłam skakać po ostrych kolcach, które bezlitośnie wbijały się w łapy. Cała zapłakana, raz po raz chwilowo piszcząca, w końcu przedarłam się przez krzewy, mając dość. Stanęłam z powrotem na śniegu, który powoli zabarwiał się szkarłatnym kolorem. Poczekałam, aż mój oddech się uspokoi, a w tym czasie kolejna fala chłodu zaatakowała mnie znienacka. Stanęłam naprzeciwko tafli wody, która aż krzyczała moje imię. Wzywała mnie. Czułam to. W końcu pękłam.
— Ja już tego dłużej nie zniosę, przeze mnie mama zginęła w samotności! A tata?! Nawet nie dostał godnego pożegnania, bo jakieś lisie serce go zabrało! Mój brat pewnie mnie nienawidzi, tak samo, jak cały klan! Mam dość! Mam dość, mam dość! — wykrzyczałam, a łzy spływały mi po policzkach niczym małe strumyczki.
Końcowo ponownie się uspokoiłam, ponieważ najmroczniejsza z moich wszystkich myśli nasuwała mi się, a ja już nie miałam siły z nią walczyć. Powoli, ciągnąc za sobą krwawy ślad, zawlokłam łapy przed samą wodę. W odbiciu ujrzałam swój pyszczek.
“Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się uśmiechałam…”
Podniosłam zakrwawioną łapę i z czułością zdjęłam swoje symboliczne pióro zza ucha. Położyłam je na brzegu i przez przypadek kilka kropel szkarłatu padło na białą jego część. Potem to jakoś samo poszło.
★ ★ ★ ★ ★
— Przepiórko. — Usłyszałam ciszy szept, zlewający się z szumem liści.
Poczułam na sobie miękkie futro stróża i ponownie usłyszałam jego ciepły i pełen miłości, lecz zarazem mocny i stanowczy głos.
— Wracaj do mnie — mruknął czule.
Poczułam za uchem znajome, minimalne obciążenie.
— Teraz lepiej. No już. Wracaj. To jeszcze nie Twoja pora.
★ ★ ★ ★ ★
Momentalnie poczułam chłód, który otulił mnie, jak matka otula swoje malutkie dziecię. Wydawało mi się, że to, co przed chwilą widziałam, trwało zarazem jedną chwilę i całą wieczność. W głowie wciąż wirowały mi niewypowiedziane słowa brata.
Oczy otworzyły mi się, a wtedy ujrzałam niewielką ilość światła. Mimo, iż łapy ledwo pracowały, z zapałem płynęłam ku górze. W uszach słyszałam jeszcze cichy szept. Dwa szepty. Znajome.
— Wracaj, nasze dziecię. To nie Twój czas.
W końcu moja głowa wynurzyła się spod tafli lodowatej wody. Nabrałam łapczywie powietrza, tnąc je z tyłu ogonem, kiedy zmierzałam ku brzegowi. Z oddali widziałam swoje pióro, które czekało na mnie. Kiedy stanęłam na twardym podłożu, a za uchem ponownie znalazła się sójcza zguba, w głowie miałam tylko jedno.
“Nie mam pojęcia, czy tylko to sobie uroiłam, czy naprawdę moi rodzice i brat się do mnie odezwali, ale jedno wiem na pewno. To jeszcze nie koniec.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz