Chwilę po narodzinach Ważki
Piskliwy, urywany płacz przerwał ciszę, wciskając się do uszu księżniczki i powodując rosnący dyskomfort. Chwila przerwy, moment na oddech i… po raz kolejny przeszywający skowyt przedarł się przez milczenie, rozdzierając bębenki Czyhającej Mureny.
Wojowniczka przymknęła ślepia, biorąc głęboki wdech. Następnie spojrzała pod swoje łapy, wpatrując się w małą, pomarszczoną istotkę, mającą imitować kota. Jej pysk mimowolnie wykrzywił się lekko, a ogon drgnął nerwowo. Poczuła na sobie pytające spojrzenie Stelertowej Łuski. No tak, musiała okazać zainteresowanie jego… potomkiem. A jednak nie chciała. Z trudem powstrzymywała rosnące w niej poczucie zdrady. Czuła się, jakby czyjeś pazury zaciskały się na jej sercu za każdym razem, gdy spoglądała na… to coś. Dlaczego Łuska nic jej nie powiedział? Przecież byli nierozłączni, czyż nie? Dlaczego to Piórko po prostu pewnego dnia przyszła do niej i ogłosiła, że ich brat został rodzicem? Te wszystkie zdarzenia zdążyły zasiać w jej duszy ziarna niepewności; ziarna, które odpowiednio pielęgnowane szybko mogły przerodzić się w coś gorszego. Czuła, że błądziła po omacku; że z jej łap wytrącony został grunt, pozostawiając ją gdzieś… no właśnie. Gdzieś. A jednak nie potrafiła nie kochać Łuski. Nie potrafiła przestać się o niego troszczyć i nie była w stanie przejść obojętnie obok żłobka, bez chociażby wściubienia tam pyska, aby zobaczyć, czy Łuska nie potrzebuje z czymś pomocy. Nie obchodził ją jego kociak; chodziło tylko o niego.
— Mureno… wszystko w porządku? — Znała ten głos bardzo dobrze. Powoli odwróciła łeb w kierunku źródła dźwięku, aby jej oczom ukazał się zmęczony pysk Łuski. Pomarańczowe ślepia dymnego błysnęły tajemniczo, gdy tak wpatrywała się w nie przez chwilę. Zbyła pytanie brata krótkim machnięciem ogona.
— Głupie pytania zadajesz; to nie ja właśnie zostałam rodzicem — odparła, starając się nadać swojemu głosowi pogodny ton brzmienia. — Jak się czujesz? Kociak musi być… co najmniej męczący.
Dymny wzruszył ramionami, zbywając siostrę.
— Byłem na to gotów. — Z jego pyska wydobyło się tylko proste zdanie, gdy usiłował odpowiedzieć. — Tak miało być, tak jest. Może i jest to coś nowego, ale z czasem da się do tego przyzwyczaić. Szczęśliwym trafem nie mam wielkiej dzieciarni... Mogę skupić się bardziej na sobie. Co nie zmienia faktu, że gdy tylko zacznie pożywiać się zwierzyną, powrócę do obowiązków - nie mogę lenić się cały dzień.
— Jak uważasz — odparła, odwracając wzrok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz