— Jejku... Miłostko, ale czemu... — zacięła się; nie wiedziała, jak ubrać w słowa to, co chce przekazać, aby nie zrujnować zapału uczennicy. Zwłaszcza że była bardzo podekscytowana tego ranka, kiedy dowiedziała się, że będą próbować budować legowiska w koronach owocowych drzewek. — Czemu... — W końcu się poddała.
— No co? Przecież wszystko się zgadza! — miauknęła i odwróciła się do swojego "dzieła" — Jest milutki meszek na dole, jest na czym główkę położyć, o! A patrz tutaj Pani Pieczarko! Mam nawet, to mój innowacyjny pomysł, zasłonka z liści. Pozwoli przenieść twoje sny do krainy wiecznych polowań na najdziksze, najpiękniej opierzone ptaszyny — Była całkowicie pewna, że jej pomysł jest rewolucyjny. Każdy przecież chciałby móc zasypiać, czując się, jakby otulała go bezpieczna, leśna gęstwina. — Dodatkowo, to jeszcze muszę przedyskutować z Panią Świergot, ale... Myślę nad zrobieniem z tego praktycznej obrony przed duchami. Wie Pani... Pobłogosławione przez Wszechmatke; żadna haniebna, nieumarła łapka nie przedrze się, aby wbić pazury w nasze bezbronne ciałka podczas odpoczynku w blasku księżyca.
— No co? Przecież wszystko się zgadza! — miauknęła i odwróciła się do swojego "dzieła" — Jest milutki meszek na dole, jest na czym główkę położyć, o! A patrz tutaj Pani Pieczarko! Mam nawet, to mój innowacyjny pomysł, zasłonka z liści. Pozwoli przenieść twoje sny do krainy wiecznych polowań na najdziksze, najpiękniej opierzone ptaszyny — Była całkowicie pewna, że jej pomysł jest rewolucyjny. Każdy przecież chciałby móc zasypiać, czując się, jakby otulała go bezpieczna, leśna gęstwina. — Dodatkowo, to jeszcze muszę przedyskutować z Panią Świergot, ale... Myślę nad zrobieniem z tego praktycznej obrony przed duchami. Wie Pani... Pobłogosławione przez Wszechmatke; żadna haniebna, nieumarła łapka nie przedrze się, aby wbić pazury w nasze bezbronne ciałka podczas odpoczynku w blasku księżyca.
— Miłostko to na pewno bardzo ciekawy i błyskotliwy pomysł, ale nie w tym rzecz. Nie wydaję mi się, żeby twoje legowisku było do końca... Bezpieczne... — powiedziała zastępczyni, podchodząc bliżej, dalej jednak zostając na innym drzewie.
— Pf! Oczywiście, że jest! To najbardziej stabilne i komfortowe leże w całym Owocowym Lesie! Sama Pani Przywódczyni Sówka chciałaby mieć takie i w takim co nocy sypiać! Możemy nawet się jej zapytać.
— Pf! Oczywiście, że jest! To najbardziej stabilne i komfortowe leże w całym Owocowym Lesie! Sama Pani Przywódczyni Sówka chciałaby mieć takie i w takim co nocy sypiać! Możemy nawet się jej zapytać.
— Sówka jest bardzo zapracowana. Nie mieszajmy jej w głowie. Ale twój... Wyrób.
— Moje arcydzieło — poprawiła pointka.
— Moje arcydzieło — poprawiła pointka.
— Dobrze, twoje arcydzieło... Co dokładnie podstawiłaś pod sam mech?
— Pod mech?
— No tak... Sama warstwa mchu nie utrzyma dorosłego kota, a widzę, że jest położona na dwóch gałęziach. Są one, co prawda, blisko siebie, ale między nimi wydaję mi się, że zauważam szparkę. — Wychyliła się, aby lepiej dojrzeć.
— To bardzo porządny mech, nie potrzebowałam niczego! — upierała się uczennica. — Mogę to nawet udowodnić! — powiedziała prędko. Wskoczyła na wykonane przez siebie legowisko.
— Pod mech?
— No tak... Sama warstwa mchu nie utrzyma dorosłego kota, a widzę, że jest położona na dwóch gałęziach. Są one, co prawda, blisko siebie, ale między nimi wydaję mi się, że zauważam szparkę. — Wychyliła się, aby lepiej dojrzeć.
— To bardzo porządny mech, nie potrzebowałam niczego! — upierała się uczennica. — Mogę to nawet udowodnić! — powiedziała prędko. Wskoczyła na wykonane przez siebie legowisko.
— Miłostko, proszę nie! — To ostatnie co usłyszała przed tym, jak spód ugiął się, a ona prześlizgnęła się, niczym dżdżownica, między dwiema gałęziami. Próbowała zaczepić się pazurkami o konar, ale nie umiała się na tyle skoncentrować. Spadła w krzaki.
— Przeżyłam! — wykrzyknęła, wychodząc tyłem spomiędzy zarośli; Pieczarka, cała w nerwach, już tam czekała.
* * *
Mimo nalegań i zapewnień, że wszystko jest w porządku, zastępczyni uparła się, że drzewo było na tyle wysokie, że powinny udać się do Świergot. Miłostka nienawidziła tracić czasu u staruszki...
— Nic mnie nie boli — powtarzała.
— Bo dalej jesteś w szoku — odpowiadała biała zwiadowczyni.
— Nic mnie nie boli — powtarzała.
— Bo dalej jesteś w szoku — odpowiadała biała zwiadowczyni.
— Chodzę prosto.
— Bo nie upadłaś na głowę.
— Ogon prostuję na całej długości.
— W życiu nie liczy się tylko twój ogon.
— Pani Świergot na pewno ma tyle obowiązków... Po co jej utrudniać? — jęczała szylkretka.
— Nie dowiemy się, o ile jej nie odwiedzimy. Poza tym miło będzie ją odwiedzić, prawda? — Uśmiechnęła się mentorka.
— Od kiedy odwiedziny są tak ważną częścią obowiązków zwiadowcy, że musimy je ćwiczyć na treningach? — zapytała lekko z przekąsem, lekko naburmuszona. Bała się, że w końcu jej brat ją przegoni i zakończy trening szybciej niż ona.
— Od kiedy zauważam, że moja podopieczna rozmawia tylko i wyłącznie z garstką kotów — rzuciła przez ramie. Miłostka wlepiła ślepia we własne łapy. — To nie część treningu na zwiadowcę, czy na wojownika, czy na cokolwiek innego; to część ważniejszej ścieżki... Ścieżki członka Owocowego Lasu; prawowitego, szanowanego i kochanego członka.
— Od kiedy zauważam, że moja podopieczna rozmawia tylko i wyłącznie z garstką kotów — rzuciła przez ramie. Miłostka wlepiła ślepia we własne łapy. — To nie część treningu na zwiadowcę, czy na wojownika, czy na cokolwiek innego; to część ważniejszej ścieżki... Ścieżki członka Owocowego Lasu; prawowitego, szanowanego i kochanego członka.
— Znam dużo kotów, które są bardziej zamknięte niż ja. A do tego są paskudne i niemiłe... — mruknęła pod nosem, ale Pieczarka dokładnie wszystko słyszała. Wiedziała też, o kogo chodzi podopiecznej.
— No właśnie. Więc wiesz, że duża część za nimi nie przepada, prawda? Chyba nie chcesz być ta ogólnie nielubiana?
— No właśnie. Więc wiesz, że duża część za nimi nie przepada, prawda? Chyba nie chcesz być ta ogólnie nielubiana?
— Nie obchodzi mnie czy ktoś mnie lubi, czy nie. Sama wybieram, kogo ja lubię i dopiero wtedy mi zależy, aby ten kot też mnie lubił — powiedziała spod nosa. Pieczarka pokręciła łbem. Byli już na miejscu, więc nie miała zamiaru dalej moralizować koteczki; nie tutaj. Postawiła łapę wgłąb legowiska. Panowała w nim cisza, jak gdyby świat się zatrzymał. Nasłuchiwała, ale nic. Terminatorka, jakby od niechcenia, też postawiła ucho.
— Może umarła? — rzuciła bez chwili zastanowienia.
— Miłostko! — Chyba nigdy nie widziała, żeby Pieczarka tak się czymś przejęła. Koteczka skierowała kąciki pyska na dół i podniosła brewki. Mentorka poddała się i odwróciła się znów w stronę lecznicy. — Halo? — zawołała. Nic... — Świergot? Jesteś tutaj?
Dalej cisza...
— Może umarła? — rzuciła bez chwili zastanowienia.
— Miłostko! — Chyba nigdy nie widziała, żeby Pieczarka tak się czymś przejęła. Koteczka skierowała kąciki pyska na dół i podniosła brewki. Mentorka poddała się i odwróciła się znów w stronę lecznicy. — Halo? — zawołała. Nic... — Świergot? Jesteś tutaj?
Dalej cisza...
— Udało mi się? — wtrąciła się znowu szylkretka, a zastępczyni zaczynała tracić swoją niewyczerpaną cierpliwość. — Możemy wrócić do treningu? Bo wie Pani... Ja nie mogę pozwolić, żeby mój brat był lepszy ode mnie.
— Muszę ustalić patrole, dzisiaj koniec — rzuciła, a w jej głosie rozbrzmiewało zmęczenie.
— Muszę ustalić patrole, dzisiaj koniec — rzuciła, a w jej głosie rozbrzmiewało zmęczenie.
— Ahaa~ To co ja mam robić? — dociekała. Len był na patrolu łowieckim i to chyba nawet wraz z Sekrecikiem. Ta cholernie zazdrościła bratu...
— Odpocznij. Nie przesadzałam; mogłaś coś sobie zrobić, kiedy spadałaś. — Miłostka dreptała obok białej, kiedy ta zmierzała powoli w stronę centrum obozu.
— Ale to takie nudne! Nikogo nie ma. Słońce nawet nie góruje; wszyscy są na zewnątrz i się czegoś uczą! Nawet tatko i mama wyszli. Umrę z nudów, nie przez upadek jabłonki! — Próbowała wywalczyć cokolwiek. Dwie pary zielonych ślepiów skrzyżowały się. Zastępczyni szybko odpuściła i zaczęła się rozglądać.
— Nie prawda, nie wszyscy. — Zatrzymała się i wskazała łapą na siedzącą przy wejściu koteczkę. — To uczennica Dereńki, ale Dereńka zastępuję Żagnice w patrolu łowieckim. No a Jaśminowiec, bo tak się nazywa, ale przecież powinnaś to wiedzieć, dopiero zaczęła trening i raczej nie powinna wychodzić na takie patrole. Straszyłaby tylko zwierzynę... — opowiedziała, to patrząc na swoją, a to na uczennice Dereńki.
— Odpocznij. Nie przesadzałam; mogłaś coś sobie zrobić, kiedy spadałaś. — Miłostka dreptała obok białej, kiedy ta zmierzała powoli w stronę centrum obozu.
— Ale to takie nudne! Nikogo nie ma. Słońce nawet nie góruje; wszyscy są na zewnątrz i się czegoś uczą! Nawet tatko i mama wyszli. Umrę z nudów, nie przez upadek jabłonki! — Próbowała wywalczyć cokolwiek. Dwie pary zielonych ślepiów skrzyżowały się. Zastępczyni szybko odpuściła i zaczęła się rozglądać.
— Nie prawda, nie wszyscy. — Zatrzymała się i wskazała łapą na siedzącą przy wejściu koteczkę. — To uczennica Dereńki, ale Dereńka zastępuję Żagnice w patrolu łowieckim. No a Jaśminowiec, bo tak się nazywa, ale przecież powinnaś to wiedzieć, dopiero zaczęła trening i raczej nie powinna wychodzić na takie patrole. Straszyłaby tylko zwierzynę... — opowiedziała, to patrząc na swoją, a to na uczennice Dereńki.
Fakt, Miłostka kojarzyła ją. Minęli się w żłobku, ale zawsze uważała dzieciaki Cierń za... Gorsze. Nie chodzi o nic, co dotyczyłoby ich matki, chociaż musiała przyznać, że aparycja Cienia nie wywoływała w niej żadnych miłych i pozytywnych odczuć, a raczej o zwyczajny aspekt tego, że byli młodsi i nie posiadali przewagi liczebnej. Nie umknęło jej też, że przyłapywała młodszą na przyglądaniu się jej z bezpiecznej odległości. Nie tylko jej, ale też jej bratu, a co najgorsze... Wpatrywała się w Lna. Dlatego też szylkretka coraz rzadziej, o ile było to możliwe, unikała pozostawiania kremowego kocurka samego. Teraz jednak obie były same. Były same, a Pani Pieczarka była nieznośna!
Mimo to westchnęła tylko i powlokła się w kierunku srebrnej. Szła, jak na skazanie. Sunęła niczym ślimak, co dało jej dużo czasu do namysłu, co powinna powiedzieć. Znaczy... Dałoby jej, gdyby chciała go jakkolwiek wykorzystać, bo w praktyce narzekała jedynie na cały grzybny świat. Widziała, jak mordka Jaśminowiec jest coraz bardziej rozdziawiona, z każdym krokiem starszej uczennicy. Nie czekając, aż ta coś powie, sama się odezwała.
— Hejka. Chcesz zakraść się do legowiska staruszki Świergot? Nie ma jej, a ja w sumie nie byłam tam nigdy...
— Hejka. Chcesz zakraść się do legowiska staruszki Świergot? Nie ma jej, a ja w sumie nie byłam tam nigdy...
<Jaśminowiec?>
[1111 słów + tworzenie legowisk w gałęziach drzew]
[przyznano 22% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz