— Hej, Zmierzch… jak się czujesz? — Fasolkowa Łapa woła. Odwracam wzrok na nią. Moja siostra, robi większą robotę niż ja. Liliowa podchodzi do mnie.
– Okropnie, tak jak każdy. - Patrzę na nią zmęczony. Każdy ma już dość. Też wygląda na zmęczoną tą sytuacją. Widzę, że moja odpowiedź nie zadowala jej. - Czuje się okropnie, wcześniej gdy zginął Krecia Norka … Łasica mi pomagała, jednak teraz nie ma jej. A ty jak się czujesz? - Staram się nie popłakać. Nie mogę! Jestem wojownikiem, muszę wytrzymać.
– Dziwnie - Liliowa przyznaje się.
– Jak będę mógł ci pomóc to przyjdź, chętnie ci pomogę choćby porozmawiać. - Podnoszę lekko ogon. Chcę by moja rodzina wiedziała, że w jakikolwiek mogą na mnie liczyć.
– To się ciebie też tyczy.- Uśmiechnęła się słabo. Sam się uśmiechnąłem, mam nadzieje że będzie lepiej.
***
Wziąłem jedzenie. Może dam je komuś? W końcu ja mogę umrzeć, inni nie! Może podzielę się z Fasolkową Łapą, jak ostatnio z nią rozmawiałem nie wyglądała najlepiej? Biorę mysz za zęby i kieruje się do żłobka. Idę powoli tam, te koty “Stwórcy” nie są zadowolone. Pójdę szybciej. W kilku susach dostaje się tam. Już się zmęczyłem, mam słabą formę. Wchodzę do środka. Karmicielki jak nigdy maja jedzenie. Tylko Fasolkowa Łapa nie ma jedzenia.
– Hej Fasolka - mówię przez zęby.
– Hej Zmierzch … ty nie jesz? - Liliowa wydaje się niespokojna. Kładę jej mysz.
– To dla ciebie. - Siadam obok niej.
<Fasolkowa Łapa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz