– Hej Kacza łapo, jak się czujesz?- Podchodzę bliżej. Siadam obok niej.
– Okropnie, nie mogę polować. Ani trenować z tobą.- kotka ma wściekłość w oczach.
– Też mi tego brakuje, nawet z obozu nie można wyjść … pochować zmarłych.- szepczę. Nie możesz płakać! Nie przy Kaczej łapie! Wbijam pazury w ziemię. Umarli. A ja nadal oddycham.
– Brakuje ci Łasiczego Skowytu?- Uczennica wbija wzrok w pazury.
– Oczywiście, kochałem ją. Tak samo Sówkę.- szepcze cicho płacząc.- Nie powinienem być twoim mentorem, za słaby jestem.- Odwracam wzrok w bok. Mentor powinien dawać przykład, a ja co? Płaczę. To nie jest postawa godna wojownika.
*time skip po śmierci Przygasającego Płomyka i walce ze stwórcą*
Kolejna osoba z mojej rodziny. Umarła. Kochana siostra. Nie było dla niej ratunku! Siedzę przy wyjściu i płaczę. Jestem najstarszy z całego żyjącego rodzeństwa, kto z mojego rodzeństwa żyje? Fasolka, Kaczka i Piórko, a które … nie żyje. Gorzka, Gasnąca, Leszczynowa Bryza, Ostrokrzewiowy Cierń i Szafirkowy Potok. Brakuje mi mojej rodziny. Płaczę. Oni powinni żyć. Ja nie! Co we mnie wstąpiło, że zabiłem Wawrzynową Łapę? Przydałoby się pozbyć złych myśli. Wdech wydech. Pamiętaj jesteś teraz dziadkiem. Północ musi wiedzieć, że nie jest groźny. Właśnie. Jestem dziadkiem! Jednak sam zabiłem jej ojca. Potwór. Ledwo opanowane łzy znowu poleciały.
– Słoneczny Zmierzch?- Głos mojej uczennicy wpadł do moich uszy. Na prawdę?! Musi mnie widzieć w takim stanie? Przecież ja nie dam rady jej normalnie odpowiedzieć.
– Tak-k?- Unikam wzrokiem uczennicy.
<Kacza Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz