- Morningdew, coś ci nie wyszło. - Kocur uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Nie wiedziałam, że jesteś "gwiazdą"... - szepnęłam cicho. - Przepraszam.
- Przed chwilą mnie zabiłaś, a teraz przepraszasz? Jesteś zabawna!
Choć miało to być obelgą napełniło mnie pewną radością. Nikt tak do mnie nie mówił od wielu księżyców! Ostatnim razem Luke... Jak mogłam komuś takiemu zaufać? Och! Ja go zabiłam! Ale on był zły... Czemu to takie trudne?
- Którym klanem rządzisz? Podejrzewam, że Klanem Nocy. Pachniesz tamtymi terenami.
- Raczej to one pachną mną. A teraz i to terytorium będzie tak pachniało. Klan Nocy rośnie i potrzebne nam większe łowiska. - Mówiąc to kocur podszedł do pobliskiego drzewa i je oznaczył.
- Macie kocięta? - spytałam niepewnie.
- Mamy dwie kotki, ale jakoś się nie palą do tego, by zostać królowymi. Może ty byś nią została?
- Bardzo chętnie! Ale nie mogę... Ani nie należę do twojego klanu, ani nie mogę mieć kociąt.
- Na pierwsze da się zaradzić, ale tego drugiego nie rozumiem - powiedział kocur podchodząc do mnie i siadając. - Byłaś u Obcinacza? W sensie: tego, który robi to kotkom? Nie wyglądasz mi na pieszczoszka dwunogów.
- Bo nim nie jestem! - warknęłam groźnie. - To bardzo skomplikowane.
- Ale dołączysz do klanu? Przyda nam się dobry wojownik!
- Przed chwilą cię zabiłam!
- Łe.. Głupie gadanie! - kocur machnął na mnie łapą. - To tylko jedno głupie życie, a ty dowiodłaś, że jesteś warta Klanu Nocy.
- W takim razie zgoda - powiedziałam kiwając głową.
<Blackstar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz