BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

24 kwietnia 2016

Od Mornindew

Tego ranka obudził mnie pisk Silenkit’a. Maluchy nie spały, tylko się bawiły. Bracia musieli znów coś mu zrobić.
– Co to za krzyki? – spytałam mrużąc oczy. Poczułam jak Silen wtula się w mój brzuch.
– Bluekit i Eveningkit znowu atakują mnie, kiedy śpię! – jęknął maluch. Spojrzałam z oburzeniem na jego braci. Czarne kłębki sierści kuliły się w rogu jaskini kryjąc się przed moim wzrokiem.
– Bluekit! Widzę was! Kazałam wam zostawić brata w spokoju!
– To nie nasza wina, że takie z niego mysie serce! – odpowiedział długowłosy kociak.
– Kto cię nauczył takich określeń? – syknęłam. Kociak nastroszył sierść.
– Greyfang… – szepnął. – Mówił, że członkowie Klanu Wilka są mysimi sercami, skoro uciekają na widok naszych patroli!
– Ale Silenkit jest członkiem naszego klanu, a nie Klanu Wilka – pokręciłam głową.
– Ucieka na nasz widok, jakbyśmy byli naszym patrolem, a on należał do wrogiego klanu! – wyjaśnił mi ich rozumowanie Eveningkit. Zaśmiałam się.
– Dzieci… Klan Gwiazd dał nam nasze klany, byśmy pielęgnowali w sobie cechy naszych przodków. Odwagę, wierność, honor i dobroć. Ale w swoim postępowaniu musimy być rozsądni. Jeżeli Klan Wilka kryje się przed naszymi patrolami, oznacza to, że jego członkowie wiedzą, że nie mają z nami szans w walce na Słonecznych Skałach. Jednak pamiętajcie, że nawet my w obawie przed patrolami Klanu Wilka nie zapuszczamy się w głąb ich lasu. Rozsądek to nie tchórzostwo.
– A atakowanie kota we śnie jest rozsądne? – oburzył się Silenkit.
– Musisz nauczyć się czujności. Nie każdy wojownik przestrzega Kodeksu. Kiedyś, podczas snu, ktoś może cię zaatakować. Musisz być gotowy na odparcie nawet tak tchórzliwego ataku!
Dawałam dzieciom bardzo ważne lekcje, które z pewnością pomogą im w przyszłym życiu. Jednak i oni uczą mnie czegoś ważnego. Kiedyś byłam tchórzem. Sądziłam, że jestem wzorowym wojownikiem, a w rzeczywistości zaatakowałam śpiącego kota. Czy Thunderstar mi wybaczył? Mam nadzieję, że tak. Odebrałam życia wszystkich członków swojego klanu. Chociaż… Onyxhunter jednak żyje. I jest niebezpieczny. Należy jednak do Klanu Klifu, z którym nie graniczymy. Dzięki Gwiezdnym! Nie chciałabym zobaczyć, jak któryś z moich synów z nim walczy! Nie mówiąc już o Longkit!
Z obozu dobiegały różne dźwięki. Wszyscy pewnie już nie spali, tylko polowali i patrolowali granice… Póki mamy spokój mogę wyjść z dziećmi na zewnątrz żłobka.
– Wstawajcie. Idziemy na dwór – powiedziałam szturchając nosem Waterkit’a i Longkit. Kocięta ziewnęły i podniosły się do siadu. Tymczasem Evening i Blue wybiegli na zewnątrz.
Po chwili wszyscy byliśmy na zewnątrz. Kociaki wypatrzyły błotną kałużę, na którą niemal od razu się rzuciły. Bawiły się w najlepsze ochlapując się mokrą ziemią.
W obozie były bezpieczne, więc nie musiałam się o nie martwić. Rozejrzałam się po obozie. Był prawie pusty z wyjątkiem Blackstar’a, który wylegiwał się na usypanym z ziemi kopczyku. Leżał, ale nie spał. Podeszłam bliżej i poczułam zapach strachu. Coś musiało się stać! Kocur wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Miałam wrażenie, że nawet mnie nie zauważa. Nagle wybrudził się z tego transu. Już kiedyś to widziałam.
– Rozmawiałeś z Klanem Gwiazd? – spytałam niepewnie.
– Tak – odparł krótko lider. – Nasza rzeka spłynęła krwią. To zły znak.
– Twierdzisz, że to krew naszego klanu? – dociekałam.
– Mam nadzieję, że nie. Dziś zwołam zebranie klanu. Powinniśmy być czujni i nie podejmować żadnych nieprzemyślanych decyzji – powiedział z powagą, jednak szybko zmienił temat. – Zabrałaś dzieci na spacer?
– Tak, przyda im się trochę ruchu na świeżym powietrzu. Muszą znać zapach swojego klanu i odkryć nasz świat.
– Daj im jakieś zadanie. Nauczą się odpowiedzialności i wytrwałości.
Uśmiechnęłam się do partnera i wróciłam do kociąt. Czarne futerko moich synów zrobiło się brązowe od błota. Longkit i Silen nie bawili się z nimi, tylko jak zwykle polowali na motyle. Waterkit trzymał się dzisiaj na uboczu zaczepiając mniszka, który wyrósł na ścianie obozu. Zastanawiałam się, czym zająć maluchy.
– Mam misję dla piątki dzielnych wojowników Klanu Nocy – powiedziałam z uśmiechem. Kociaki odwróciły się do mnie. – Kto pierwszy złapie mój ogon?

Słońce chyliło się ku zachodowi. Po nakarmieniu i uśpieniu dzieci wyszłam z jaskini na zebranie. Blackstar siedział z dumnie uniesioną głową na swoim kopczyku. Nieco niżej niego, w podobnej pozie zasiadał Grayfang. Członkowie klanu już się zebrali.
– Dziś miałem wizję – zaczął Blackstar. – Klan Gwiazd przekazał, że niebawem śmierć nawiedzi okolicę. Z początku nie rozumiałem jej, jednak sprawozdanie Grayfang’a z patrolu dało mi jasno do zrozumienia. Na terenach Klanu Nocy osiedlił się borsuk!
Tam, gdzie żyłam w młodości nie spotykało się borsuków. Był jednak w klanie starszy, którego opowieści wywoływały w mojej głowie koszmary przez kilka księżyców. Wśród nich była historia o tym, jak pewnego dnia jego mentor polecił mu i innemu uczniowi udać się daleko za siedlisko dwunogów i przynieść dla medyka zioła, które rosły tylko tam. Spotkali tam borsuka, a jego przyjaciel wrócił bez łapy i z połową ogona. Nic więc dziwnego, że członkowie Klanu Nocy aż zapiszczeli słysząc tę informację.
– Przeganiając go musimy zachować ostrożność. Wybrać najlepszy moment i zaatakować całym klanem – mówił lider z powagą. – Zanim jednak ten moment nadejdzie niech nikt nie opuszcza obozu samotnie! A jeżeli ktokolwiek wyczuje zapach borsuka, niech prędko wraca do obozu! Borsuki, jak nasz klan żywią się rybami, więc nasz wróg będzie z pewnością polował w pobliżu rzeki. Dlatego radzę przenieść tymczasowo łowisko na siedlisko koni. Pora nagich drzew jest już za nami, więc te tereny będą obfitować w myszy i norniki. Możecie już zjeść kolację, ale proszę, bądźcie ostrożni.
Koty udały się do sterty ze świeżymi zdobyczami i każdy zabrał coś dla siebie. Sama miałam ochotę ustawić się w kolejce, ale Spottedflower podbiegła do mnie z małą płotką w pyszczku.
– Chyba każdy się zgodzi, że ryby muszą trafić do brzucha królowej – powiedziała z przyjacielskim uśmiechem. – Trochę czasu minie, zanim wytropią tego borsuka.
– Widziałaś kiedyś to zwierzę? – spytałam cicho, lekko zawstydzona tym, że nie za bardzo wiem czym są borsuki.
– Uwierz mi, nie. – W jej tonie dało się usłyszeć lekki wstyd. – Ale byłam z Grayfangiem, kiedy wyczuł jego zapach, więc i ja go znam. Jestem w grupie kotów, które mają znaleźć kryjówkę tego stwora.
– Obyście dokonali tego jak najprędzej! Jeżeli potrzeba aż dwóch dorosłych kotów, żeby mieć jakieś poczucie bezpieczeństwa, to ja nie chcę nawet wiedzieć, co mogłoby spotkać moje dzieci w obliczu spotkania z tym stworem!
Kotka nic już nie odpowiedziała, tylko zabrała się za wróbla, którego zgarnęła ze stosu dla siebie. Ja zaczęłam jeść swoją rybę zdając sobie sprawę z tego, że to mój ostatni posiłek tego rodzaju w najbliższym czasie. Po kolacji podziękowałam wojowniczce i wróciłam do swoich młodych, które nadal smacznie spały.

Cała ta sprawa z borsukiem męczyła moje myśli. Miałam nawet sen, w którym wielka, czarna bestia o długich kłach i pazurach zabiła i pożarła moje młode, a ja nie mogłam nawet podejść sparaliżowana strachem. Szczęśliwie to tylko sen. Przecież taki borsuk nie może być straszniejszy niż potwory żyjące na Drodze Grzmotu? Blackstar mówił, że klan jest w stanie go pokonać, a tamtych bestii nie można się pozbyć w żaden sposób!
A jednak borsuk był nieuchwytny i przez trzy wschody słońca nikt nie znalazł jego kryjówki. Już chyba każdy członek klanu znał zapach tej bestii. Wolfsong wywęszył jego smród przy kładce, a Nightmareshadow przechwalał się, że słyszał jego ociężałe kroki bardzo blisko obozu! Nawet mi pozwolono powąchać liść, o który ocierał się ten stwór. Jego zapach był ostry i drażnił nos jak smród lisa!
Siedziałam właśnie pod jedną ścianą obozu i obserwowałam jak dzieci bawią się w dorosłych wojowników. Poza nami w obozie był jeszcze Wolfsong, Spottedflower, Neverpaw i medyczka – Frostedfern. Blackstar i Grayfang wyszli na poszukiwania borsuka, a pozostali udali się na polowanie. Odwróciłam się w kierunku uczennicy Nightshadow. Ruda kotka wylizywała swoją łapę. Należała do klanu od dość dawna, była już dorosła… A jednak nadal była uczennicą. Zrobiło mi się jej żal.
– Neverpaw! – zawołałam. Kotka nastawiła uszu i podbiegła w moim kierunku. Jej rude futerko zalśniło w słońcu.
– Słucham? – spytała niepewnym głosem.
– Dlaczego nie poszłaś z Nightshadow na polowanie?
– Moja mentorka uważa, że nie powinnam wychodzić, kiedy w okolicy kryje się borsuk – westchnęła kotka. – Czasami traktuje mnie jak kociaka, a mam już przecież czternaście księżyców!
– To przykre. Moja siostra w twoim wieku została królową. Powinnaś już dawno dostać imię wojownika! Kiedy tylko Blackstar wróci poproszę go, aby mianował cię wojownikiem. Chyba już najwyższa pora.
Pyszczek kotki nawiedził szeroki uśmiech. Była cała rozradowana!
– Niech ci Gwiezdni wynagrodzą! Już nie mogę się doczekać! Jak myślisz, jakie imię dostanę? – Radość nie schodziła kotce z pyszczka. Zastanowiłam się chwilę.
– Skąd wzięło się twoje obecne imię? – odpowiedziałam pytaniem. Kotka pomyślała chwilę.
– „Never” nazwała mnie matka. „Paw” dodał pewien były klanowicz, kiedy podróżowałam samotnie.
– Blackstar na pewno je zmieni. Nie wiem, jakie słowo mogłoby pasować do „Never”. Ja bym nazwała cię Redstorm lub Sunshine.
Kotka zaśmiała się chicho, podziękowała mi jeszcze raz i odeszła. Po chwili do obozu wrócił nasz „borsuczy patrol”. Od razu udali się do kopczyka i zajęli na nim swoje miejsca. Lekko mnie to zaniepokoiło.
– Niech wszyscy zbiorą się, aby posłuchać! – zawołał głośno lider. Koty wstały i podeszły bliżej. Nawet moje dzieci odwróciły głowy z zainteresowaniem patrząc na tatę. – Długie poszukiwania możemy uznać za zakończone. Znamy lokalizację nory borsuka.
Radość szarpnęła całym moim ciałem. Nareszcie możemy go wypędzić!
– Jednak – kontynuował dalej Grayfang. – Borsuk skrył się na siedlisku koni! Najświeższe tropy prowadzą właśnie w to miejsce!
– Gdzie Nightshadow i Nightmareshadow? – spytał Blackstar rozglądając się po obozie.
– Gwiezdny Klanie! Poszli na polowanie! – zawołała z przerażeniem Spottedflower. Zanim ktokolwiek zareagował zauważyłam jak Neverpaw wybiega z obozu. Szybko odwróciłam się do medyczki.
– Pilnuj kociąt!
I rzuciłam się w pogoń za uczennicą. To był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy opuściłam obóz. Z początku nie wiedziałam, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie drogę do siedliska koni. Pobiegłam bardzo szybko śladem kotki. Słyszałam jeszcze przez chwilę wołania członków klanu, ale zignorowałam je i szybko się oddaliłam.
Wypatrzyłam rude futerko kotki, kiedy biegła przez niską trawę. Kawałek dalej pasły się dwa konie. Nie stanowiły zagrożenia, więc swobodnie przebiegłyśmy obok nich. Nagle w moje nozdrza uderzył gorzki zapach. Znałam go, choć ten na liściu był znacznie słabszy. Borsuk jest blisko. Musiałam czym prędzej dogonić kotkę.
Nagle okolicę przeszył głośny pisk. Poznałam go – to Neverpaw! Po chwili zobaczyłam jej rude futerko stroszące się przed… Dużą, szarą istotą o czarnobiałym pysku. Nie musiałam widzieć jej wcześniej, by ją znać.
– Neverpaw! Uciekaj! – krzyknęłam. Kotka szybko odskoczyła robiąc unik dosłownie jedno uderzenie kocięcego serca przed tym, jak borsuk zaatakował. Kotka zbliżyła się do mnie i schowała za mną. Cała drżała. Przez chwilę nie rozumiałam jej strachu. Racja, borsuk to okropne zwierzę, ale widziałam straszniejsze istoty. Jednak po chwili ujrzałam, że stwór jest ranny i cały pokryty krwią. Kawałek za nim na ziemi leżało coś czarnego.
Łzy napłynęły mi do oczu na widok martwej sylwetki Nightmareshadow’a. Nie przepadałam za nim, ale był członkiem mojego klanu. Moim sojusznikiem. Szarpnęła mną nienawiść zmieszana ze strachem. Chciałam rzucić się bestii do gardła, jednak bałam się to uczynić. On niestety nie miał tej blokady. Zaczął na nas szarżować. Musiałyśmy uciekać!
Nie przebiegłyśmy wiele, kiedy dostrzegłam w oddali kocie sylwetki. Klan Nocy! Widok przyjaciół napełnił mnie energią. Razem możemy pokonać borsuka! Koty szybko znalazły się tuż obok. Otoczona przez członków zatrzymałam się i odwróciłam przodem do goniącej mnie istoty. Borsuk był lekko zmieszany. Koty otoczyły go ze wszystkich stron i zaczęły atakować. Sama przyłączyłam się do ataku. Po chwili zwierz był już tak ciężko ranny, że zrezygnował z dalszej walki przez wycieńczenie. Upadł płasko na ziemię, a Blackstar zrobił mu to, co ja zrobiłam kilka księżyców temu Thunderstarowi. Rozpruł mu brzuch.
Klan z triumfem zamiauczał. Wszyscy byli szczęśliwi z powodu udanego ataku. Jedynie Neverpaw płakała. Oni nie rozumieli, ale ja tak.
Pobiegłam w miejsce, gdzie wcześniej widziałam ciało naszego wojownika. Słyszałam, że klan mnie woła jednak znów się nie odwracałam. Oni musza pobiec za mną. Muszą zobaczyć ich ciała.
Nightmareshadow leżał zakrwawiony na ziemi. Miał wiele ran, ale największa znajdowała się na jego głowie. Pewnie od niej zginął. Nightshadow była kilka długości lisa dalej. Jej puchaty ogon wystawał ponad trawę. Leżała tuż nad klifem. Jej ciało było jeszcze bardziej zakrwawione niż cało kocura. Ogarnęły mnie złość, smutek i strach jednocześnie. Zaczęłam głośno lamentować nad ciałami towarzyszy, a po chwili dołączył do mnie cały Klan Nocy. Płakaliśmy nad ich śmiercią dość długo. W końcu Blackstar usiadł na jednym z większych kamieni i powiedział:
– Utrata tych dwojga wojowników to dla Klanu Nocy wielki cios. Nightshadow i Nightmareshadow zamieszkają dzisiejszej nocy wraz z Klanem Gwiazd na Srebrnej Skórze. Nigdy nie zapomnimy ich odwagi, którą z pewnością wykazywali się w walce z borsukiem. Zabierzemy ich ciała i pochowamy je tam, gdzie spoczywają inni zmarli członkowie naszego klanu.
Wojownicy, każdy po kolei podchodzili do ciał zmarłych i lizali je na znak pożegnania. I ja zrobiłam tak samo. Potem Blackstar wziął na grzbiet ciało Nightmareshadow’a, a Grayfang Nightshadow i udaliśmy się w kierunku obozu.
Byliśmy prawie na miejscu, kiedy wybiegła do nas Frostedfern. Jej białe futerko było zakrwawione. Mówiła coś szybko i niezrozumiale do Blackstar’a. Przepraszała go za coś… Dzieci! Szybko pobiegłam do obozu. Zobaczyłam ślady bitwy. Coś zaatakowało nasz obóz, kiedy Frostedfern została w nim samotnie z dziećmi!
– Bluekit! Eveningkit! Waterkit! Silenkit! Longkit! – zawołałam z przerażeniem. Nikt mi nie odpowiedział. Powtórzyłam więc zawołanie i po chwili z jaskini medyka wynurzył się biały pyszczek Bluekit’a. Serce biło mi niezwykle szybko. Podbiegłam do dziecka.
– Mamo! – pisnął przerażony kocurek. Po chwili za jego przykładem kryjówki opuścili jego trzej bracia. Brakowało tylko córki.
– Longkit! Longkit! – zawołałam. – Longkit!
– To bez sensu – powiedział z powagą Blackstar wchodząc do obozu. – Nasza córka nie żyje.
– Robiłam co mogłam! Ta samotniczka walczyła jak trzy koty! – tłumaczyła się medyczka. Miałam jednak głęboko gdzieś jej słowa. Moja córka? Moje maleństwo? O-ona-na nie żyje? To brzmiało jak żart. Oni chcą mnie oszukać.
– Longkit! – krzyknęłam ponownie tak głośno, jak tylko potrafiłam. – Longkit!
Szlochałam głośno, a po chwili upadłam na ziemię. Blackstar podszedł do mnie i polizał mnie między uszami. Jak on może być tak spokojny? Dziś umarło troje naszych klanowiczów, z czego jeden był jego własnym dzieckiem. Wiele kotów poniosło poważne rany, a on był spokojny.
– Czemu nie płaczesz? – spytałam przez łzy. Kocur mi nie odpowiedział.
– Nasza rzeka spłynęła dziś krwią! – jęknął Grayfang. – Tak jak mówiła przepowiednia!

<Ktoś z klanu?>


Łoł, łoł, łoł! Co się stało? Skoro Sowa wszystkich wywala, to wszystkich wywala. Nie wiem, czy ta rewolucja dotknie też NPC, ale mam takie marzenie, że Neverpaw jednak zostanie tom NPC, bo to jednak głupie tak wszystkich bez wyjątku pozabijać... 

Aha, Longkit nie żyje, bo tak chciała właścicielka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz