Leżała sobie przy stosie zdobyczy, niezainteresowana jednak jedzeniem. Patrzyła na koty, chodzące po polanie i obserwowała, co robią. Odwróciła pysk od chłodnego, mocnego wiatru, który mierzwił jej sierść na głowie. Zobaczyła rudą kotkę, podchodząc do niej. Lwia Paszcza? Szła do stosu zdobyczy, czy do Gronostaj? Chciała czegoś konkretnego, czy po prostu porozmawiać. Szylkretowa wojowniczka wstała, przypatrując się nowo przybyłej.
- Witaj. - powiedziała karmicielka, kiwając głową i z gracją siadając obok starszej kotki. - Jak ci dzień mija? - spytała, owijając łapy ogonem.
- Witaj, Lwia Paszczo. - odparła wojowniczka. Coś ją drapało w brzuch. Wstała i zmieniła pozycję na wygodniejszą, następnie zbyła pytanie kotki luźną odpowiedzią. - Dzień jak dzień. Nic się nie dzieje, ale wszystko się dzieje. - poczekała chwilę, zastanawiając się, co jeszcze mogłaby powiedzieć i dodała: - A jak u ciebie? Kociaki zdrowe?
- Tak, oczywiście. - przytaknęła szybko Lwia Paszcza. - Bardzo szybko rosną. Ale, mam do ciebie pytanie. Odpowiedziałabyś mi na nie? - zmieniła temat, na co Gronostajowa Bryza wyprostowała się, nadstawiając uszu i minimalnie podnosząc brwi ze zdziwieniem.
- Myślę, że tak, ale zależy, jakie to pytanie. - miauknęła, nie wiedząc, czego Lwia Paszcza od niej chciała. Miała do niej jakieś pytanie, ale jakie? Wojowniczka popatrzyła na nią wyczekująco.
- Po prostu chciałam wiedzieć, czemu twoje rodzeństwo odeszło już do starszyzny, a ty jeszcze nie. - wyjaśniła karmicielka. Gronostajowa Bryza kiwnęła głową na znak, że odpowie na to pytanie, chociaż nie wiedziała, czy wyjaśnienie tego rudej kotce będzie takie łatwe.
- Wiesz, jesteśmy już w swoim wieku i starość robi swoje. Nasze ciała nie są już tak sprawne, jak ciała młodych kotów. Dlatego moje rodzeństwo odeszło do starszyzny, ale ja jeszcze czuję się na siłach, żeby nadal być wojowniczką. Chyba mój organizm po prostu lepiej znosi skutki starzenia się. - uśmiechnęła się na chwilę, po czym jej pysk znowu wrócił do neutralnego wyrazu.
- Gratulacje. To szlachetna decyzja. Na pewno bardzo się przydajesz klanowi. – pochwaliła Lwia Paszcza, uśmiechając się lekko na chwilę. Gronostajowa Bryza postarała się nie zmarszczyć ostentacyjnie brwi. Do czego karmicielka dążyła?
- Dziękuję…? – nie chciała być niemiła, ale była zdziwiona tym komplementem. Miała nadzieję, że jej ton głosu nie był obrażający dla rudej kotki, bo wojowniczka nie zamierzała się z nią kłócić. – Ty i twoje kocięta też się na pewno bardzo przydacie. – dodała po chwili namysłu.
- Dziękuję. Ale… Lisi Ogon na pewno nie jest chora ani nic takiego? – chciała się upewnić karmicielka. Gronostajowa Bryza szybko ją uspokoiła zdecydowanym potrząśnięciem głową, ale trochę się zdziwiła. Nie wiedziała, że jej siostra przyjaźni się z Lwią Paszczą. Zobaczyła, że młoda dama patrzy się na nią, tak jakoś dziwnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale miała co do tego pewne wątpliwości. Otworzyła na chwilę pysk i szybko go zamknęła. Chwilę później znowu rozwarła szczęki i wydusiła z siebie:
- Masz… dużo futra… rudego. No, a wiesz, jesteś szylkretowa i zwykle takie koty nie mają zbyt wiele tego koloru. – bąknęła cicho i szybko.
- Um… Jasne, dzięki. – odparła Gronostaj, nieco speszona, nawet nie wiedząc, czy to był zwykły komentarz, czy komplement. Chyba w wypadku Lwiej Paszczy, to drugie, jednak nie była tego pewna. – Ty też. W sensie masz dużo rudego. – wojowniczka nagle poczuła się nieco niezręcznie. Nigdy nikogo nie chwaliła za dużo futra w jakimś kolorze. Fala wstydu ją zalała, kiedy uświadomiła sobie, że zachowała się jak jakiś wredny rasista, jednak starała się nie pokazywać swoich uczuć karmicielce, siedzącej tuż obok. – Chcesz coś przekąsić? – spytała, wskazując ogonem stos zdobyczy. – Królowe powinny dużo jeść.
- Witaj. - powiedziała karmicielka, kiwając głową i z gracją siadając obok starszej kotki. - Jak ci dzień mija? - spytała, owijając łapy ogonem.
- Witaj, Lwia Paszczo. - odparła wojowniczka. Coś ją drapało w brzuch. Wstała i zmieniła pozycję na wygodniejszą, następnie zbyła pytanie kotki luźną odpowiedzią. - Dzień jak dzień. Nic się nie dzieje, ale wszystko się dzieje. - poczekała chwilę, zastanawiając się, co jeszcze mogłaby powiedzieć i dodała: - A jak u ciebie? Kociaki zdrowe?
- Tak, oczywiście. - przytaknęła szybko Lwia Paszcza. - Bardzo szybko rosną. Ale, mam do ciebie pytanie. Odpowiedziałabyś mi na nie? - zmieniła temat, na co Gronostajowa Bryza wyprostowała się, nadstawiając uszu i minimalnie podnosząc brwi ze zdziwieniem.
- Myślę, że tak, ale zależy, jakie to pytanie. - miauknęła, nie wiedząc, czego Lwia Paszcza od niej chciała. Miała do niej jakieś pytanie, ale jakie? Wojowniczka popatrzyła na nią wyczekująco.
- Po prostu chciałam wiedzieć, czemu twoje rodzeństwo odeszło już do starszyzny, a ty jeszcze nie. - wyjaśniła karmicielka. Gronostajowa Bryza kiwnęła głową na znak, że odpowie na to pytanie, chociaż nie wiedziała, czy wyjaśnienie tego rudej kotce będzie takie łatwe.
- Wiesz, jesteśmy już w swoim wieku i starość robi swoje. Nasze ciała nie są już tak sprawne, jak ciała młodych kotów. Dlatego moje rodzeństwo odeszło do starszyzny, ale ja jeszcze czuję się na siłach, żeby nadal być wojowniczką. Chyba mój organizm po prostu lepiej znosi skutki starzenia się. - uśmiechnęła się na chwilę, po czym jej pysk znowu wrócił do neutralnego wyrazu.
- Gratulacje. To szlachetna decyzja. Na pewno bardzo się przydajesz klanowi. – pochwaliła Lwia Paszcza, uśmiechając się lekko na chwilę. Gronostajowa Bryza postarała się nie zmarszczyć ostentacyjnie brwi. Do czego karmicielka dążyła?
- Dziękuję…? – nie chciała być niemiła, ale była zdziwiona tym komplementem. Miała nadzieję, że jej ton głosu nie był obrażający dla rudej kotki, bo wojowniczka nie zamierzała się z nią kłócić. – Ty i twoje kocięta też się na pewno bardzo przydacie. – dodała po chwili namysłu.
- Dziękuję. Ale… Lisi Ogon na pewno nie jest chora ani nic takiego? – chciała się upewnić karmicielka. Gronostajowa Bryza szybko ją uspokoiła zdecydowanym potrząśnięciem głową, ale trochę się zdziwiła. Nie wiedziała, że jej siostra przyjaźni się z Lwią Paszczą. Zobaczyła, że młoda dama patrzy się na nią, tak jakoś dziwnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale miała co do tego pewne wątpliwości. Otworzyła na chwilę pysk i szybko go zamknęła. Chwilę później znowu rozwarła szczęki i wydusiła z siebie:
- Masz… dużo futra… rudego. No, a wiesz, jesteś szylkretowa i zwykle takie koty nie mają zbyt wiele tego koloru. – bąknęła cicho i szybko.
- Um… Jasne, dzięki. – odparła Gronostaj, nieco speszona, nawet nie wiedząc, czy to był zwykły komentarz, czy komplement. Chyba w wypadku Lwiej Paszczy, to drugie, jednak nie była tego pewna. – Ty też. W sensie masz dużo rudego. – wojowniczka nagle poczuła się nieco niezręcznie. Nigdy nikogo nie chwaliła za dużo futra w jakimś kolorze. Fala wstydu ją zalała, kiedy uświadomiła sobie, że zachowała się jak jakiś wredny rasista, jednak starała się nie pokazywać swoich uczuć karmicielce, siedzącej tuż obok. – Chcesz coś przekąsić? – spytała, wskazując ogonem stos zdobyczy. – Królowe powinny dużo jeść.
<Lwia Paszczo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz