*Dawno, dawno temu*
Jego wyjście z Lew i Iskrzącą Burzą na polowanie, to był czysty przypadek. Sam chciał odpocząć od tych kotów, jednak ukazała mu się lepsza opcja. Mógł utrudnić cokolwiek, co próbowały zrobić dwie kocicę. To brzmiało jak bardzo dobry plan, ale gdy jedna wojowniczka zniknęła w legowisku uczniów wraz z Ziębią Łapą, wszystko się posypało. Został on i ta ruda kulka nieszczęść. Nie to chciał osiągnąć, jednak teraz się nie wycofa. Dwójka kotów wyruszyła z obozu, a Lew rozpoczęła swój monolog, tworząc następne teorie o jego osobie. Nie jego zadaniem było wykłócanie się z kotką, mimo iż bardzo tego chciał. Nie mógł jednak zostawić tego bez odpowiedzi, jego duma mu na to nie pozwalała.
- Moja “mamusia” leży od wielu księżyców w ziemi pod twymi łapami, tam gdzie będą spoczywać również inni, więc nie widzę jakim sposobem miałby dać mi instrukcje, by mieć na Ciebie oko. - Odpowiedział na słowa rudej kocicy. - Z drugiej strony, czemu miałaby prosić mienie na Ciebie oko? Nawet Cię nie znała i nigdy na szczęście nie pozna. Ma szczęście, a może nawet miała, i ominęło ją spotkanie z takim kotem jak ty. Z pewnością futro by jej osiwiało, gdyby usłyszała jakie głupoty opowiadasz.
- Chodziło mi o Różana Przełęcz głuptasie. A taki niby mądry jesteś Hiacyncie... Co oni z tobą biednym zrobili…- Parsknęła, spoglądając na niego z pogardą. - To jest twoja mamusia. A ty jej grzeczny synek na posyłki, jedyny co chyba jej się udał. Bo wątpię naprawdę, że sam z siebie zechciałeś wyjść ze mną na polowanie. Pewnie po prostu ci kazała. A więc? - Zadarła nos do góry, czekając na ciąg dalszy.
- Jeśli uważasz Różaną Przełęcz za moją matkę, to jesteś w wielkim błędzie. Twój pogląd rodziny jest bardziej zachwiany, niż sądziłem… - Tu przerwał, wpatrując się w Lwią Paszczę. - No cóż, widać, że skutki braku Leśnego Pożaru w twym życiu dają swoje znaki. A odpowiadając na twe bezsensowne pytanie, polowanie wyszło z mojej inicjatywy, a nie dlatego iż jakaś kocica mi to kazała. Nawet jeśli tysiąc razy Ci powiem, że mnie i przywódczynię łączą tylko negatywne relacje, to dalej będziesz rozpowiadać te głupoty, prawda? - Westchnął cicho i odwrócił wzrok od kotki. - Powinnaś słuchać innych częściej, bo na ignorowanie słów innych na dobre Ci nie wychodzi. Różana Przełęcz z pewnością wyzwałaby mnie od mego mentora, gdyby nad jej głową nie wisiały gwiazdy, które teraz obserwują jej każdy ruch. Z tego powodu nie rozumiem twego zdania, a tym bardziej nazywania ją jakimkolwiek członkiem mej rodziny. Mam tu tylko jednego członka rodziny i jest nim Malwowy Rozkwit. Nikt więcej.
- Phi. Leśnego Pożaru w to nie mieszaj. Może nie bierze czynnego udziału w moim życiu, ale jeśli trzeba będzie, to się pojawi i zareaguje. W szczególności jak mu powiem o pewnym Zwiędłym Badylu, który stara się mi prawić nauki... No tak, to już ten wiek, starzejesz się... Powinieneś sobie znaleźć jakąś kotkę, mieć z nią kocięta i im prawić morały! Ja ojca mam, drugiego nie potrzebuję. - Zmrużyła oczy, wzdychając. - Widziałam, jak nieraz spędzałeś czas z Różaną. Niecodzienny widok to był, naprawdę, kiedy oddaliście się tylko we dwójkę poza obóz. Ciekawe, o czym sobie tak gawędzicie sam na sam. Nie chce mi się wierzyć, więc że łączy was jak to mówisz "negatywna relacja". Musi stać za tym coś więcej. I wcale mi nie chodzi o to, że jest twoją prawdziwą matką ugh... - Skrzywiła mordkę, rozczarowana, że rudzi nienależący do jej rodziny byli naprawdę tacy głupi. - A co do Malwinka, naprawdę mógłbyś być bardziej jak on, a nie zachowywać się jak stary gbur. Z nim nie jest nudno. Naprawdę miło się z nim rozmawia. Szkoda, że to twój brat, a nie mój.
Zaśmiał się, słysząc słowa kocicy. On i kocięta? Ona chyba żartowała. Nie po to żył, aby powiększać jego ród, a tym bardziej z jakąś kotką. Nie widział siebie w roli rodzica, więc czemu miał zmuszać się do tych czynności?
- Nie sądzę, aby tatuś pojawił się, gdy tylko strzepniesz swym uchem. - Powiedział prześmiewczo rudy wojownik. - Ale powiedzmy, że to moje własne zdanie. Tym bardziej nie uważam, iż powinnaś mi urządzać całe życie. Już przecież robisz to ze swoim rodzeństwem, więc po co dokładać Ci następnego kota? - Tu przerwał, skanując wzrokiem drogę przed nimi. Nie byli przecież w obozie, a na polowaniu, więc musieli zachować uwagę. Któż wiedział, czy jakiś samotnik nie pojawi się znikąd. - Naprawdę nie wiedziałem, że koty, które się nie lubią, mają zakaz rozmawiania ze sobą. Oświeciłaś mnie Lwia Paszczo. - Rzucił sarkastycznie kocur. - W takim razie nie powinnaś zamieniać ze mną ani jednego słowa, a nawet ta rozmowa nie powinna się mieć miejsca. Wracając jednak do faktów, to co Cię to tak interesuje? Może rozmawialiśmy o pogodzie, o klanie, o tobie lub ta wyzywała mnie od najgorszych zwierząt, jakie są jej znane. I co z tego? Nie masz powodu, aby być zainteresowana tą rozmową. - Ostatni raz rzucił swój wzrok na rudą kocicę. - Ktoś musi pilnować go, aby nie wpadł do lisiej nory lub w pazury takiej kotki jak ty, prawda? I ta rola przypadła mi, więc pozwól mi ją prowadzić. Poza tym ja poszedłem na polowanie, a nie toczyć rozmowy o wszystkim i niczym. Dlatego ciesz się swoją chwilą wolnego, póki masz szansę Lewku.
Po tych słowach odszedł od kocicy, zostawiając ją samotnie. Potrzebował teraz skupić się na zadaniu, więc obecność kotki była mu zbędna. Tylko by go rozdrażniała.
*****
*Jeszcze jak Tymianek był kociakiem*
Pojawienie się Tymianka i Słonecznika w klanie, to było coś, czego ten nie ustalił w swych planach. Ta dwójka kociąt nie miała nigdy dotrzeć do żłobka, jednak stało się zupełnie coś odwrotnego. Czemu? Sam nie mógł dostrzec jednego powodu tej sytuacji. Na całe szczęście jedna z rudych kulek odeszła z tego świata szybciej niż na niego przyszła, więc został tylko Tymianek. Czemu nie wziął przykładu ze swojego brata i poszedł do gwiazdek? Wtedy jego życie skupiałoby się tylko na swoich osobistych sprawach, a nie wychowywaniu rudego przybłędy, jak mu zleciła to przywódczyni. Wszedł do żłobka, trzymając mysz w pysku. W ich ostatniej rozmowie obiecał kociakowi, że pozwoli mu spróbować zwierzyny, więc nie miał zamiaru łamać swej obietnicy. Tym bardziej że w żłobku znajdowała się ruda kocica, której Hiacynt nie darował dobrym uczuciem. Lwia Paszcza doczekała się swych dwóch kociąt, czego rudy wojownik się nie spodziewał. Wzrokiem wyszukał szkodnika, który postanowił swym wyglądem przypominać jego osobę. Kocurek rozmawiał właśnie z Kurzą Pogonią, jednak gdy dostrzegł, że wojownik pojawił się w żłobku, szybko ją przerwał i pobiegł w jego stronę.
- Hiacynt! Hiacynt! Daj mi spróbować! - Krzyczało kocię, plątając się pod jego łapami. - Obiecałeś przecież! Obietnic się nie łamię!
- Przestań się kręcić między moimi łapami i usiądź w miejscu, to może zastanowię się nad podarowaniem Ci tego prezentu. - Powiedział spokojnie Zwiędły Hiacynt, co tylko przyniosło grymas na pysku Tymianka. Usiadł on wreszcie przed nim i wbił w niego swoje niebieskie ślepia. Widząc, że zrobił on to, o co wojownik poprosił, to położył przed nim mysz. Wzrok pokierował na Kwiecisty Pocałunek i Kurzą Pogoń, z którymi przywitał się skinieniem głowy, po czym jego wzrok pokierował na trzecią karmicielkę. Lwia Paszcza wbijała w niego swoje ślepia od czasu, gdy tylko postawił łapę w żłobku. Właśnie coś szeptała do Nagietka, co nie wzbudziło pozytywnych uczuć u wojownika.
- Co takiego ciekawego jest w mej osobie, że musisz aż podzielić się tym cicho ze swym synem? - Zapytał z zaciekawieniem. - Nie spodziewałaś się mnie tutaj i to wiem, jednak nie musisz siać już nieprawdziwych plotek kociętom.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz