BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

17 marca 2024

Od Lodowej Łapy

Nieustannie rozmyślała nad tym, co usłyszała jakiś czas temu od nieznajomego kota we śnie. Oczywiście, że wizja porzucenia jakichkolwiek uczuć łączących ją z innymi kotami była przygnębiająca. Nie potrafiła nawet spojrzeć w oczy siostrze, która otrzymała swoje karne imię i teraz szła w jej kierunku z myszą w pysku.
— Hej — miauknęła Szadź, teraz Tchórzliwa Łapa. Wydawała się być w złym humorze, ale mimo to uśmiechnęła się delikatnie. — Wyglądałaś na zmartwioną, dlatego przyszłam... Chciałam zobaczyć, czy wszystko u ciebie dobrze.
— To ja powinnam się ciebie o to spytać — czuła wyrzuty sumienia, że martwiła się o samopoczucie siostry. Nie powinna. Nie powinna w ogóle o niej myśleć. Przecież pamiętała, co mówił jej we śnie Nieznajomy. Nie powinna trzymać się sentymentu, nie powinna utrzymywać kontaktu z siostrą, która była uosobieniem cech potępianych przez kultystów. — Wszystko w porządku? Wiesz, po tym, jak dostałaś to imię i...
— Nie przejmuję się tym — zbyła ją, uśmiechając się i machnęła łapą, ale Lodowa Łapa widziała w jej oczach, że to nie była do końca prawda. — Wolę to niż być martwa. I, Lód, wiesz, że nie musisz słuchać tych wszystkich... No, nauk ojca i tak dalej, prawda? Widzę, że mają na ciebie zły wpływ. Słabość fizyczna nie jest usprawiedliwieniem dla krzywdzenia kotów. 
Lodowa Łapa westchnęła głęboko. Wiedziała, że siostra chciała dobrze, ale zdawało się, że w ogóle nic nie rozumiała.
— Szadź... Rozumiem, że możesz nie popierać poglądów ojca, ale postaraj się chociaż zrozumieć nas. Myślisz, że się o ciebie nie martwię? Jeśli będziesz mówić głośno o tym, że powinniśmy być dla siebie dobrzy, to...
Nie dokończyła, ale obie dobrze wiedziały, co kotka miała na myśli.
— Po prostu nie chcę, by stała ci się krzywda. Nie utrudniaj sobie i nam życia, proszę.
— Nie jesteś taka jak ojciec i oni wszyscy. Nie skrzywdziłabyś nikogo niewinnego.
— Więc mało o mnie wiesz — fuknęła wreszcie. Zaraz westchnęła, usiłując się rozluźnić. — Przepraszam. Mówię po prostu, żebyś nie spodziewała się po mnie dobroczynności i kochania wszystkiego, co się rusza. Niektóre rzeczy są... po prostu koniecznością. Ojciec nie chce dla nas źle. Po prostu przygotowuje nas do dorosłego życia. A życie nie jest radosne i kolorowe. Jest brutalne... Nie możesz wszystkich chronić, Szadź. Gdy dorośniesz, tak jak inni być może będziesz musiała uczestniczyć w wojnach. I co wtedy?
Szadź spuściła wzrok.
— Chciałam cię pocieszyć, ale chyba tylko bardziej cię zdołowałam.
— Nie zamęczaj się tym — westchnęła czarno-biała kotka, podnosząc się z miejsca. — Nie chcę sprawić ci przykrości, ale nie spodziewaj się po mnie czystego dobra, bo tylko się zawiedziesz. Nie chcę cię zranić.
A jednak, prawdopodobnie będzie musiała. Jeśli jedynym sposobem na osiągnięcie siły było pozbycie się miłości, to zniszczy życie swojej siostrze. Na samą myśl łzawiły jej oczy. Musiała być silna. Szadź jakoś sobie poradzi. A nawet jeśli nie, trudno. Lodowa Łapa musiała postawić siebie i swoje cele na pierwszym miejscu, prawda? Tylko wtedy ojciec ją zauważy.
Gdy odeszła od siostry, zdążyła tylko wymienić parę zdań z mamą. 
— Na dzisiejszym treningu nauczę cię walczyć. Wiem, że nie jestem najsilniejsza, ale postaram się tak, jak mogę, żebyś opanowała wszystko perfekcyjnie. Jutrzejszego świtu będziemy trenować walki uczniowskie. Prawdopodobnie połączymy twój trening z treningiem Oszronionej Łapy. Musisz być dobrze przygotowana.
Ta informacja nie przypadła jej do gustu. Przecież mama ledwo co stała na własnych łapach... A Lodowa Łapa nie mogła pozwolić na przegraną w starciu z bratem. Zapadłaby się pod ziemię ze wstydu, a on tylko utwierdził w przekonaniu, że kotki są słabe. Poza tym co jej mama musiałaby czuć? To dla mentora chluba, gdy jego uczeń wygrywa pojedynek z drugim uczniem. Musiała wygrać. Gdy myślała o przegranej, zaczynała panikować - nie lubiła przegrywać, nie lubiła nie mieć kontroli, nie lubiła ponosić porażek na oczach innych. Jutrzejszy dzień był dla niej zbyt ważny, aby mogła to wszystko zawalić.
*
Zatrzymały się razem z mamą na polanie przy Potwornej Przełęczy, gdzie miały odbyć ćwiczenia walki. Droga na trening była prawdziwą udręką. Nie mogła patrzeć mamie w oczy po tym, jak obiecała, że zerwie jakąkolwiek więź emocjonalną, która je łączyła. Nie mogła nawet myśleć o tym, że miałaby zostawić matkę samą, by zgniła w samotności, zwłaszcza wiedząc, jak traktuje ją ojciec. Nie zasługiwała na taki los. A jednak. Konieczność była koniecznością.
Sama nie rozumiała, czemu tak bardzo się tym przejmowała. Nie należała do kotów emocjonalnych i sama miała duży problem z rozumieniem emocji. A jednak, mimo to, ciężko było jej się ich całkowicie pozbyć. To wszystko ją przytłaczało.
 Lodowa Łapa była świadoma tego, że Różany Step była chorowita i słaba, a zbytni wysiłek łatwo doprowadzał ją do osłabnięcia. To sprawiało, że jej szanse w wygraniu jutrzejszej walki z bratem znacząco malały. Bo jak dużo mama mogła ją nauczyć, kiedy sama ledwo stała na łapach?
Matka pokazała jej znajome jej techniki walki, w tym te, których nauczyła się w Betonowym Świecie. Wytłumaczyła jej teorię, choć w praktyce Lodowa Łapa miała wrażenie, że pokonanie matki nie było wcale trudnym wyzwaniem. To ją martwiło, bowiem jak miała robić postępy, jeśli nie stawiano przed nią wyzwań? Mimo odbytego treningu wciąż czuła się nieprzygotowana, a to sprawiało, że jeszcze więcej o tym myślała. Nienawidziła czuć się nieprzygotowana. Nienawidziła nie mieć planu.
Nie chciała prosić matki o dłuższy trening walki, bo wiedziała, że poświęciła dla niej wystarczająco dużo swoich sił. Nie chciała jej zadręczać, wiedząc, że i tak czuła się już słabo po wyczerpującym szkoleniu.
— Gdybym mogła, chętnie uczyłabym cię dalej — westchnęła Różany Step. — Wybacz, że nie jestem w stanie zapewnić ci więcej.
— Starasz się, mamo, to wystarczy — miauknęła, choć w głębi serca obwiniała za to matkę. Wiedziała, że to nie była jej wina, ale frustracja zrobiła swoje i mimowolnie czuła, jak złość wypala znamię na jej skórze.
Wróciwszy do obozu, po zjedzeniu drobnego posiłku padła na posłanie jak jedna z tych martwych myszy, które leżały na stercie. Czuła się wykończona, fizycznie, ale w szczególności mentalnie. Musiała pokazać bratu, że była od niego lepsza, ale w jaki sposób miała to zrobić, jeśli matka nie była w stanie przekazać jej całej wiedzy?
*
Gdy tylko w progu zawitały objęcia snu, początkową ciemność zastąpiła wizja tej samej puszczy, której obraz wyrył się już w jej pamięci. Pamiętała o obietnicy kocura, który zapewnił ją, że nauczy ją walczyć i jakaś cząstka nadziei znów rozbłysła w jej sercu. Być może miała większe szanse z bratem, niż myślała. 
— Witaj ponownie — przeraźliwy głos przebił się przez ciszę. Ciarki przeszły po jej plecach. — Widzę, że jesteś przygnębiona.
Była. Zmartwiło ją to, że najwyraźniej odczytanie emocji z jej pyska nie stanowiło trudności - a może duchy potrafiły zajrzeć w głąb jej umysłu i przejrzeć każdą myśl. Oba scenariusze nie napawały jej optymizmem.
— Czy posłuchałaś moich poprzednich lekcji?
Spuściła głowę.
— Pracuję nad tym.
Zaśmiał się, a ten przenikliwy śmiech powędrował przez puszczę potęgowany przez echo, które rozbrzmiało w jej głowie.
— Pracuj szybciej. Czas mija... Chyba nie chcesz, żeby twoje starania poszły na marne? Jeśli moje nauki nie przynoszą efektów, być może nie jesteś odpowiednią osobą...
— Nie! — przerwała. — Obiecuję, że będę pamiętać o tym, co mówiłeś! Chcę być lepsza i zrobię wszystko, żeby być najlepszą wojowniczką, o jakiej ten klan mógłby marzyć!
— Wszystko? — powtórzył cicho. — Dobrze więc się składa, bo dziś już dość ckliwych słówek i czczych pogaduszek. Przyszedłem do ciebie, by zrobić z ciebie silną wojowniczkę i dopilnuję, by tak się stało. Nauczę cię walki.
Jej źrenice znacząco się zmniejszyły. Tego właśnie potrzebowała, by wygrać pojedynek z bratem. 
Mimo że dobrowolnie zaakceptowała pomocną łapę ducha, gdy zbliżył się do niej, poczuła głębokie napięcie pod skórą i dziwny niepokój, choć sama nie wiedziała, przed czym.
— Liczę, że mnie nie zawiedziesz, gdy przyjdzie ci walczyć ze swoim ukochanym bratem — wyszeptał, a kotka poczuła, jak sierść na karku jej się jeży. — Jeśli nie będziesz w stanie wygrać z byle uczniem, pomyśl tylko, co mogłoby się stać, gdybyś stanęła do walki ze mną.
Ani trochę nie podobał jej się ten ton głosu. Pokiwała głową.
— Nie zawiodę cię.
— Wspaniale — zacmokał, powracając do poprzedniej tonacji głosu. Kiwnął głową, nakazując jej się cofnąć, co też zrobiła, czując nieprzyjemne drapanie w gardle. Coś mówiło jej, że wcale nie zamierzał dawać jej forów, a walka z bratem przy nim to zwykła kocięca zabawa. Jeśli w ten sposób przygotowywał ją do jakiegoś zwykłego ćwiczenia mającego przygotować ich do walk uczniowskich, to w jaki sposób będzie przygotowywał ją do tych prawdziwych? Na samą myśl żołądek podchodził jej do gardła.
Nie było żadnego ostrzeżenia, żadnego "zaatakuj pierwsza" ani jakiegokolwiek polecenia, którym miałaby się sugerować. Podczas gdy matka w walce robiła przerwy, by tłumaczyć jej teorię, duch wcale nie czekał na pierwszy krok. Bezceremonialnie rzucił się w jej stronę i ledwo zdążyła uskoczyć w bok. Czuła, jak jego ostre szpony przecinają powietrze tuż nad jej okiem. Centymetry dzieliły ją od tego, by je stracić. Chłód oblał jej ciało. W odpowiednim momencie zrobiła unik i wiedziała już, że nie mogła pozwolić sobie na zawahanie. Musiała myśleć szybko. A była jedną z tych osób, które w walce posługiwały się strategią, nie furią.
Z pewnością musiała wykorzystać swoją zwinność.
Przez chwilę oba koty krążyły naprzeciw siebie. Lodowa Łapa trzymała głowę nisko przy ziemi, stawiając powolne i ostrożne kroki. To samo robił czarno-biały duch. Mierzyli siebie spojrzeniami i uczennica zauważyła zarys zimnego uśmiechu, który rozświetlał pysk kocura.
Zaufała swojej intuicji, gdy powiodła wzrokiem wzdłuż kocura i skoczyła wprost na niego. Zaskoczyła się jednak, gdy ten rozmył się na jej oczach.
— Obawiam się, że jesteś zbyt powolna.
Zdążyła tylko spojrzeć przez ramię, gdy dusza skoczyła na nią z tyłu i przygniotła ją do suchej ziemi. Wrzasnęła z bólu, gdy uderzyła tyłem głowy o nawierzchnię ostrej trawy. Położył swoją łapę na jej głowie, nie pozwalając jej podnieść się chociaż minimalnie i tylnymi łapami przygniótł jej tylnie łapy, sprawiając, że nie mogła kopnąć go w brzuch. Skutecznie zablokował jej kończyny.
Przez moment siłowali się ze sobą, a kotka wydawała z siebie gardłowe pomruki, gdy próbowała odepchnąć go od siebie siłą. Zacisnęła mocno zęby, czując, jak łapy zaczynają drżeć jej z wysiłku i choć nie patrzyła kocurowi w oczy, wyczuwała, że się uśmiechał.
W momencie, gdy zaczął naciskać na jej ciało bardziej i ból rozchodził się po całym tułowiu, wykorzystała całe resztki energii, jakie jeszcze jej pozostały, by szarpnąć głowę w prawą stronę i przewrócić się na bok. Grawitacja zrobiła swoje i kocur upadł, a w tym czasie uczennica zdążyła się podnieść. Cień uśmiechu rozbłysnął na jej pysku. Czuła, że zaczynała rozumieć tę grę.
Gdy kocur wzbił się w powietrze, skacząc prosto w jej stronę, przez moment siedziała w bezruchu i w odpowiedniej chwili wyskoczyła, atakując jego brzuch od spodu. Jedno z najbardziej czułych miejsc, gdzie znajdowały się wszystkie najważniejsze narządy.
Czy duchy miały narządy?
Wcześniej się nad tym nie zastanawiała, ale i teraz nie miała na to czasu. Wysunęła pazury i przejechała nimi po brzuchu kocura. Krew zaczęła sączyć się z tego miejsca, a gdy kocur wylądował na czterech łapach, zdawał się zadowolony postępami, jakie czyniła kotka. Rana, którą zrobiła kocurowi Lodowa Łapa zasklepiła się, tak, jak kotka się spodziewała. To była senna wizja, a kot, który przed nią stał, z pewnością był już od dawna martwy. Nie mogła realnie go zranić.
Za to on? Wolała nawet nie myśleć, co był w stanie jej zrobić. 
Teraz rozumiała, że walka na śmierć i życie sprawiała, że była na tyle zdesperowana, że faktycznie używała całych swoich sił, by wygrać. Różany Step nie dała jej odczuć rzeczywistej walki, a jedynie stale kontrolowane ćwiczenia bez pazurów, które niemal zupełnie nie bolały. Tylko teraz mogła rzeczywiście uwolnić swoje prawdziwe umiejętności.
Oczywiście, że kocur, z którym walczyła, był starszy i dużo bardziej doświadczony. Ktoś, kto doświadczył wieczności musiał być trudny do pokonania. Lodowa Łapa ledwo co znała podstawowe techniki walki, które przekazała jej mama. Jeśli chciała się czegoś nauczyć, to właśnie tu i teraz. Od ducha, który wcale nie miał zamiaru jej oszczędzać.
— Sądziłem, że stać cię na więcej — zamruczał kocur, szykując się do kolejnego ataku.
Nie dała się mu sprowokować. Nie była głupia; wiedziała, że chciał w ten sposób przetestować to, jak odporna była na słowa i jednocześnie zachęcić do jeszcze bardziej efektownej walki.
— A ja sądziłam, że podczas walki się nie mówi — prychnęła pod nosem i zamilkła, oszczędzając energię na walkę. Usłyszała jednak cichy, gardłowy śmiech kocura, któremu ta odpowiedź musiała przypaść do gustu.
Zaatakował szybciej, niż się spodziewała. Przedarł się w jej stronę przez powietrze i wyrżnął jej z łapy. Poczuła, jak pazury przecinają jej skórę i tworzą szramę. Syknęła z bólu, co sprawiło, że na moment straciła czujność. Kocur nie zmarnował takiej szansy: rzucił się na nią i złapał za kark, z rozpędu miotając ją jak kulą mchu. Uderzyła w jedno z pobliskich drzew. Obraz zakręcił jej się przed oczami i zanim zdążyła cokolwiek zrobić, duch uderzył ją po raz kolejny, tym razem w głowę. Poczuła, jak krew spływa jej po pysku. Podniosła się, gryząc go mocno w łapę. Czarno-biały kot odskoczył, co dało jej czas, by zmienić pozycję. Szarżował w jej kierunku, ale w ostatniej chwili Lodowa Łapa uniknęła ataku, uskakując w bok. Otoczenie mogło być dobrym narzędziem do wykorzystania w pojedynku. Czuła, jak kocur zmierza w jej kierunku, oblizując pysk. Obejrzała się przez ramię za drzewo, jakby starając się ocenić swoje szanse. Nie miała zbyt dużo czasu na podjęcie decyzji, ale gdy duch był już blisko niej, odwróciła się i mając w pamięci lekcje matki, zaczęła wspinać się po drzewie, wbijając w nie ostre pazury i odpychając się tylnymi łapami. I zanim kocur zdążył zareagować, puściła się, modląc się w duchu do Mrocznej Puszczy, by jej próba skończyła się powodzeniem.
Grawitacja sprawiła, że jej ciało z dużą prędkością uderzyło w kocura. Potoczyli się przez ponure, porośnięte drzewami, zamglone wzgórze i ścisnęli się w śmiertelnym splocie. Objęła pazurami jego głowę i cisnęła nią w ziemię - najpierw raz, potem drugi. Udało jej się przez chwilę pozostać na wygranej pozycji, ale wkrótce kocur z dużą siłą odepchnął ją tylnymi łapami i rzucił na nią. W wirze walki starała się mieć na uwadze czułe miejsca na ciele, atakując tam, gdzie osłona była najmniejsza, a potencjalne szkody największe. Cały czas odskakiwała, cofając się jednocześnie do tyłu, gdy kocur atakował - czuła, że w otwartej walce nie miała z nim żadnych szans i pozostawała jej obrona. Wciąż czuła, jak krew sączyła się z jej rany. Podczas gdy ona padała z nóg, duch zdawał się praktycznie nie tracić sił. Wymachiwał nad jej głową łapami, a ona zużywała coraz więcej energii, próbując unikać jego kłów i pazurów. Z uporem starała się obmyślić jakikolwiek plan, ale jeśli chciała cokolwiek osiągnąć, musiała myśleć szybko. A to było niezwykle ciężkie, gdy była zmuszona jednocześnie unikać ciosów. 
W niespodziewanym momencie potknęła się o jeden z gęstych korzeni jednego z drzew i upadła, biorąc głęboki haust powietrza. 
— Żywi są tak słabi — stwierdziła obca dusza, przyglądając się jej w ten sam sposób, w jaki wojownicy patrzyli na kocięta udające, że przeszły już swoje szkolenie. — Wstawaj, Lodowa Łapo. Przed nami długa droga.
Podniosła się powoli, czując, jak drżą jej łapy. Białe futro zabarwiło się na szkarłatną czerwień od gęstej krwi, która wypływała ze świeżego zadrapania.
— Myślisz jak wojownik, ale brakuje ci wprawy — stwierdził, zwracając się do niej plecami. — Niektórzy kierują się furią. Ciebie powinna ona napędzać, ale nigdy tworzyć twojego stylu walki. To był prawdziwie żałosny pokaz, choć, dla twojej świadomości, nie najgorszy. Wykorzystywałaś otoczenie na swoją korzyść i celowałaś w czułe punkty, jednocześnie chroniąc swoje własne.  Starałaś się nie reagować na moje słowa.
Na moment zamilczał, a Lodowa Łapa spoglądała przed siebie w całkowitej ciszy, wciąż starając się uspokoić bicie własnego serca. 
Kocur spojrzał na nią przez ramię.
— Twój sposób walki jest... Ciekawy. Spodziewałem się po tobie większego przekonania o własnej nieomylności. Cóż, zaskoczyłaś mnie, Lodowa Łapo — miauknął. — To twoja przewaga. Dostrzegasz własne błędy i słabości. Twoja rodzina ma nieszczęsną tendencję do zawyżania oceny własnych możliwości. Twój brat z pewnością założy, że wygra walkę. Odpowiedź jest więc prosta.
— Powinnam go zaskoczyć — wywnioskowała, a kocur skinął głową.
— Nie bój się oszukiwać. Życie to niezwykle niebezpieczna gra i nie ma w niej miejsca na litość i fory. Oszustwo to jedynie kolejny dowód mądrości kota, który je stosuje. Jeśli będziesz musiała skrzywdzić brata, by wygrać walkę, zrób to. 
Mimo tego, że odnosił się do zaplanowanego już ćwiczenia, coś mówiło jej, że chodziło mu o coś więcej. 
— Chcesz, żebym stosowała się do tego w ciągu całego swojego życia.
Pokiwał głową z chłodnym uśmiechem.
— Szybko się uczysz — przerwał, wysuwając brodę do góry. — Podejrzewam, że nie potrzebujesz mojej pomocy, by wyciągnąć wnioski z dzisiejszej walki. Sama doskonale zdajesz sobie sprawę, co powinnaś w nim zmienić.
Pokiwała głową. Dostrzegała to już w chwili, gdy walczyła z czarno-białym duchem. Choć nie sądziła, że miała szanse, by z nim wygrać tak już w zestawieniu z żywym kotem zwycięstwo zdawało się możliwe. Ta walka pomogła jej poznać jej własne błędy. Nie powinna zdawać się wyłącznie na otwartą walkę, a wykorzystywać to, co znajdowało się wokół niej i korzystać przy tym z własnego rozumu. Podejrzewała, że brat będzie opierał się wyłącznie na sile swoich mięśni, a to było nic innego, jak walka ślepa i pozbawiona celu. Zrozumiała, że kocur faktycznie walczył jak duch - zmuszając ją do większego wysiłku, żeby ją zmęczyć. Oszukał ją, by łudziła się, że faktycznie walczyła, ale tylko się z nią bawił. Walka zaczęła się w momencie, gdy nie miała już dość siły, by się bronić. Nagle na jej pysku pojawił się uśmiech i czuła, jak energia powoli znów napływa do jej żył.
— Na duchy Mrocznej Puszczy, ta walka być może nie będzie taka zła — wydusiła z siebie.
— Nie bądź taka pewna — odparł cicho kocur. — To będziesz mogła stwierdzić dopiero, gdy poznasz jej skutek. Niech ślepa wiara w wygraną nie będzie tym, co będzie tobą przewodzić w czasie pojedynków, które przyjdzie ci toczyć. Prędzej czy później prowadzi do zguby. Los jest bardzo przewrotny, Lodowa Łapo, i lubi się z nami bawić. W jednym uderzeniu serca jesteś na szczycie, a w drugiej gnisz w błocie z nędzną padliną. Zapamiętaj to sobie.
Cóż, to chyba była jakaś forma specyficznego pocieszenia. Pokiwała energicznie głową - ciężko było nie zgodzić się z kocurem. Dała się ponieść emocjom, ale teraz zdołała się uspokoić i na chłodno przetrawić to, co właśnie usłyszała. Powinna zminimalizować swoje oczekiwania. Tylko wtedy nie zawiedzie się na przyszłości. 
Duch rozpłynął się w ciemności, a wraz z nim pociemniała i wizja, by końcowo całkowicie zaniknąć. Nieprzyjemny chłód znów uderzył w nią falą. Z niepokojem odkryła, że czuła metaliczny zapach krwi - rana na jej ciele nie znikła. Nie była tylko imaginacją, która rozmyła się wraz ze snem. Dreszcz przeszedł po jej skórze. Rozejrzała się niespokojnie po legowisku, ale zdawało się, że pozostali wciąż spali. 

* * *



Słońce szczytowało, gdy ona, Różany Step, Wieczorna Mara i Oszroniona Łapa opuszczali obóz, kierując się w stronę okolic Ciernistego Drzewa, gdzie mieli ćwiczyć walkę. Gęste chmury przysłoniły życiodajną gwiazdę, ale słabe promienie przedostawały się zza nich nieśmiało, przyjemnie prażąc ich grzbiety. Wiatr nie był tak porywisty i uciążliwy, jak zwykle, ale choć delikatny, wciąż był zdecydowanie zimny. Bryzy tańczyły wokół nich, oblewając ich swoim chłodnym oddechem.
Ostrożnie stawiała kroki, wpatrując się przed siebie; dorosłe kotki szły z przodu, a ona i brat zachowywali optymalny dystans z tyłu. Słyszała cierpki oddech Oszronionej Łapy.
— Walka z kotką nie jest żadnym wyzwaniem! W ten sposób nie nauczę się, jak wygrać pojedynek uczniów — zaczął narzekać. Lodowa Łapa spojrzała ukradkiem na Wieczorną Marę, doszukując się w niej jakichś oznak poirytowania. I dostrzegła je.
 Obcy duch miał rację; brat nie spodziewał się po niej, że mogłaby stanowić dla niego zagrożenie. Jeśli to wykorzysta, będzie o krok przed nim.
"A nie mówiłem, Lodowa Łapo? Zwycięstwo jest jak uciekająca przed drapieżnikiem zwierzyna. Jeśli chcesz się nią nakarmić, nie możesz pozwolić, by wymknęła ci się spod łap."
Głos był chłodny, a jego ton niski - brzmiał prawie jak mruczenie. Jeśli zwycięstwo było zwierzyną, chciała upoić się nią do pełna, a nawet i więcej, czerpiąc tak dużo, aż będzie się nią krztusić.
"Zapominasz się." — głos charknął niebezpiecznie, wybrzmiewając w jej uszach jak przestroga. — "Chyba nie zapomniałaś, czego cię uczyłem?"
— Nie chwal dnia przed zachodem słońca — mruknęła pod nosem, znudzona. Wiedziała, że nie powinna mieć zbyt wysokich oczekiwań i brać więcej, niż potrzebowała. Kocur tego jej właśnie uczył - walki z żądzą krwi wobec wroga i pokorą wobec sił wyższych. 
— Co ty tam mruczysz pod nosem? — spytał brat. — Zaraz zaczniesz gadać sama do siebie jak Stokrotka.
— Nic — oblał ją zimny pot. — Modlę się do Mrocznej Puszczy.
Spojrzał na nią rozbawiony, prawie jakby chciał spytać: "Naprawdę wierzysz w te bzdury?".
— Dość gadania. Dotarliśmy — przerwała im Wieczorna Mara. Zatrzymali się na skraju lasu. Wokół nich rosły sosnowe drzewa, ale dużo rzadsze, dając im więcej przestrzeni do walki. 
Oszroniona Łapa ustawił się naprzeciwko niej, wbijając w nią zadowolony wzrok. Głęboko wierzył w to, że walka z Lodową Łapą nie będzie stanowiła dla niego żadnej trudności.
Jak bardzo się mylił.
Żałowała, że nie było tu z nimi ojca. Gdyby tylko zobaczył...
"Skup się na sobie, Lodowa Łapo" upomniał ją głos. "Masz zadanie do wykonania. A może już zapomniałaś, hm? To nie czas na twój żałosny płacz i desperackie rozpatrywanie bólów rodzinnych. Tak rozczarowujący rodzaj słabości nie jest w twoim stylu, moja droga."
Choć te słowa ją zabolały, przetrawiła je chłodno, wiedząc, że kocur ma rację. Przeklęte emocje, że też wciąż miały nad nią panowanie! Tak niezrozumiałe i szalone, a tak wszechobecne. Miała cel i to na nim musiała skupić swoją uwagę. Ojciec może poczekać.
Zniżyła łeb do wysokości barków i uniosła jedną łapę, spoglądając spode łba na Oszronioną Łapę. Kocur zdawał się wcale nie przejmować wizją walki, jakby jej wynik był oczywisty i przejrzysty dla każdego, kto był z nimi na tym małym skrawku ziemi. 
— Start — miauknęła donośnie zastępczyni, dając im wyraźny znak, że walka się rozpoczęła.
Nie marnowała ani jednej chwili. Co mówił jej tamten duch? 
"Walcz tak, jakby od tej walki zależało twoje życie."
Nie musiała nawet udawać, bo ta walka, choć była na pozór tylko niewinnym ćwiczeniem, otwarcie podsumowywała jej umiejętności. Jej wyrok będzie dla niej wskazówką, czy była dość silna, by wygrać właściwe walki uczniów. 
Wyruszyła do przodu z całej siły, znając swoje własne słabości i przewagi. Była szybka i zwinna - wystarczyło, by zachowała cierpliwość. Jak to on określił? Zwycięstwo to jak pogoń za zwierzyną. Tak, zdecydowanie musiała to zapamiętać.
Oszroniona Łapa zaatakował, ale kotka prawie bezproblemowo uniknęła jego łapy. Nie atakowali się na pazury, ale podejrzewała, że gdyby brat tylko miał taką okazję, użyłby ich. A może źle go oceniała? Cóż, przekona się, to z pewnością.
Szron prawie jak na oślep celował w nią to pyskiem, to łapami, żeby sięgnąć jej szyi, oczu lub innych czułych punktów. Zgrabnie unikała jego ataków, choć każdy ruch zużywał boleśnie wiele energii. Gdy brat rzucił się ku niej i odbił się na tylnych łapach, skacząc w jej stronę, nie zdążyła osunąć się, nim jego cielsko wpadło na nią z głośnym łoskotem. Przeturlali się, wzbijając w powietrze pył i skrawki martwej trawy. Złapała go łapami za pysk i odepchnęła jego głowę, kopiąc w jego brzuch tylnymi łapami. Kocur syknął z bólu, który zmusił go do poluzowania uścisku. Dzięki temu kotka uwolniła się i odskoczyła na bok. Znów uważnie go obserwowała i choć patrzyła mu w oczy, miała na uwadze każdy jego kolejny krok.
Wyrwał się do przodu w jej stronę, a ona w ostatniej chwili skoczyła. Rozpęd brata sprawił, że nim zdołał się gwałtownie zatrzymać, była już za jego plecami. Czuła, że potrzebował przerwy, bo minęło parę sekund, zanim się odwrócił; mocno dyszał, łapiąc łapczywie gwałtowne wdechy. Zaraz znowu rozpoczął szarżę. Jego wzrok skupiony był na jej łapach, ale kotka uznała, że mógł chcieć w ten sposób ją zmylić, a w rzeczywistości zaatakować zupełnie inną partię jej ciała. Pozwoliła mu na to, nie rozpoczynając ataku, a czekając, aż to on pierwszy się do niej zbliży. Brat wystrzelił jak z procy i w mgnieniu oka uczennica poczuła, jak jego szczęki kłapią jej przed twarzą, celując w najróżniejsze miejsca. Próbował ugryźć ją w kark, jednak obróciła się i pacnęła go łapą w głowę - to było bardziej ostrzeżenie, niż rzeczywisty atak, bo nawet się nie starała, by zrobić to mocno i porządnie. To było... Lekkie szturchnięcie.
Brat jeszcze wielokrotnie próbował doścignąć ją na wiele sposobów - raz to od tyłu, usiłując skoczyć na jej grzbiet i przewrócić ją tak, by nie zdołała się podnieść, czy też od dołu, by sięgnąć jej brzucha, w którym to tkwiło większość narządów, których uszkodzenie wiązałoby się ze śmiercią. Przemykała między nielicznymi drzewami jak cień, uskakując przed jego szarżą i pilnując, by jego łapy nie zdołały sięgnąć jej ciała. Oszroniona Łapa zdawał się odbierać to jako tchórzostwo lub jakąś bardzo dziwną taktykę podyktowaną słabością fizyczną. Ciężko było nie pomyśleć, że był głupi, ale od razu upomniała się w myślach. Za którymś razem, gdy Oszroniona Łapa spudłował, próbując wymierzyć jej cios w kręgosłup, zatrzymał się gwałtownie, by złapać oddech.
— Co jest? — Sapnął. Brat był wyraźnie zbity z tropu. — Ty w ogóle nie atakujesz. To ma być ta twoja walka?
Nie odpowiedziała, nie chcąc przypadkiem wyprowadzić go z błędu - ani też stracić sił na zbędne gadanie. 
Chociaż Oszroniona Łapa nie zmienił swojej taktyki, jego ruchy były już dużo powolniejsze. Kotka przez całą walkę starała się oszczędzać siły, właśnie po to, by ostateczny cios zadać na koniec. Brat próbował powalić ją na ziemię, celując w różne miejsca - w kark, w szyję czy grzbiet. Starała się nie dać się wtrącić z równowagi i w skupieniu dbała o to, by nie pozwolić mu się dotknąć. W ten sposób ich walka przypominała bardziej kocięce zabawy - Szron próbował atakować, ale Lodowa Łapa tylko miarowo odskakiwała i unikała jego ciosów. 
Zauważyła, że brat zaczął przynajmniej częściowo domyślać się, że coś w jej zagrywce mocno nie grało. Ale było już zbyt późno; Lodowa Łapa osiągnęła to, co chciała - brat był już zmęczony. Jego ruchy były powolniejsze, a ciało zmęczyło się stałą szarżą i prężeniem wszystkich mięśni, by ją uderzyć. 
To była tylko zabawa - zabawa jak z ptakiem, którego wypuszczasz, by pofrunął, ale w rzeczywistości uszkodziłaś mu wcześniej skrzydła, a teraz zamierzasz go dobić.
Bez zbędnych słów czy ostrzeżeń skoczyła wprost na brata i skupiła cały ciężar ciała na swoich przednich łapach, by go przewrócić. Przyszpiliła go do ziemi i przez chwilę siłowali się, ale Szron zdołał ją odepchnąć. Stęknęła z bólu, czując, jak jego łapy z impetem wbijają się w jej brzuch, ale nie pozwoliła się zdekoncentrować. Dostrzegawszy kątem oka rosnące nieopodal sosnowe drzewo, ruszyła w jego stronę, czując, jak brat biegnie za nią. Wspięła się na jego kawałek i odepchnęła łapami, znów czując, jak siły grawitacji dają jej potrzebny rozpęd - siła upadku sprawiła, że przygniotła swoim ciałem brata. Gdy tylko przewrócił się na ziemię, przycisnęła do niej jego głowę, nie pozwalając mu się ruszyć.
Trzy, dwa, jeden... 
Walka zakończona. Wieczorna Mara podeszła do dwójki, dając im znać, że pojedynek dobiegł końca. Zeszła z brata, czując, jak zadowolenie rozpiera jej pierś. Nie sądziła, że zwycięstwo ma tak wspaniały smak.
— To było niesprawiedliwe! — obruszył się Oszroniona Łapa. — Ona nawet nie walczyła. 
— To była sprawiedliwa walka — odparła spokojnie Lodowa Łapa. — Pojedynek nie polega tylko na bezcelowym gryzieniu i drapaniu, ale także na myśleniu.
— Sugerujesz, że jestem głupi? — te słowa zamiast go uspokoić dodały tylko oliwy do ognia. Kocur zdawał się bardzo ciężko przyjmować do świadomości fakt, że przegrał z kotką. 
— Nie mamy czasu na kłótnie. Jeśli łaska, zbierajcie się, bo powrót do obozu trochę nam zejdzie — miauknęła zastępczyni, a Różany Step w milczeniu pokiwała głową.
Tak też zrobili, choć Szron wciąż nie pogodził się z porażką. Wyglądał na sfrustrowanego. 
Podobnie, jak wcześniej, dorosłe kotki kroczyły na przodzie, podczas gdy uczniowie zamykali pochód. 
Nagle, zupełnie niespodziewanie, Szron machnął łapą, gdy mijali bardziej piaszczysty kawał gleby. Drobinki małych kamyczków tworzące piasek sypnęły się prosto w jej oczy, sprawiając, że wrzasnęła z bólu, gdy załzawiły się chwilę po tym, jak je zamknęła. Piekący ból rozszedł się nieprzyjemnie po jej ciele, a zaalarmowane z przodu kotki obróciły się błyskawicznie. Różany Step zachłysnęła się z zaskoczenia.
— Szron! — matka może i na ogół była delikatna, ale walczyła jak lwica w sprawach, które uważała za słuszne. Tak też było i teraz. — Co ty wyprawiasz?
Wojowniczka chciała do niej podejść, ale wyprzedziła ją zastępczyni, która wyminęła ją, kierując swoje niezadowolone spojrzenie w stronę ucznia. 
— Walka była sprawiedliwa, Oszroniona Łapo — naprostowała go ciotka ostrym tonem głosu. — Nie możesz mieć o to pretensji. 
W tym czasie Różany Step podeszła do czarnej vanki, nachylając się do niej.
— Wszystko dobrze?
Oczy wciąż ją piekły, ale zdołała otworzyć je na tyle, by ją dostrzec. Pokiwała głową.
— Nic mi nie jest. 
— Żaden śmieszny wariat udający kotkę nie będzie mówił mi, co mam robić — prychnął Oszroniona Łapa w odpowiedzi do swojej mentorki, i choć hardo stawał przy swoim, to w jego głosie przelewała się frustracja. 
Już miała stanąć w obronie Wieczornej Mary, gdy usłyszała głos, który wybrzmiał w jej uszach jak echo rozchodzące się wewnątrz jej czaszki.
"Milcz, Lodowa Łapo. W pewnych sytuacjach lepiej pozostać biernym obserwatorem. Pamiętaj, co ci mówiłem i odłóż na bok swoje uczucia. Nie są ci dłużej potrzebne."
Dlatego milczała już przez resztę drogi do obozu. Nie odezwała się do samego zakończenia dnia, choć w głębi duszy intensywnie myślała nad tymi wydarzeniami. Z pomocą Ducha była w stanie wiele osiągnąć. Była tego pewna. 

[4805 słów]
[nauka udziału w pojedynkach uczniów]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz