Żadne z jego słów jej szczerze nie przekonywało. Uparcie trzymała się swych racji, jednak postanowiła ich otwarcie dalej nie okazywać. Niestety, chociaż ona uważała, że powrót do Klanu Klifu był najbardziej genialnym pomysłem, na jaki mogła wpaść, tak on nie wiadomo czemu starał się ją od tego odwieść. Nie tęsknił za ich dziećmi? Albo za Pluskającą Krewetką? Oddałaby wiele, by znowu móc ujrzeć brązowe futerko przyjaciółki i jej roześmiany pysk, gdy raz po raz pacały się po grzbietach, wykrzykując przy tym "Berek!". Ciekawiło ją, czy Klifiacy dalej urządzali treningi w ten sposób. Srokoszowa Gwiazda bywał sztywny, ale na pewno nie mógł pozbawić członków własnego klanu tak wspaniałego i rozwijającego przeróżne umiejętności zajęcia.
— Aksamitko, proszę cię. — Usłyszała nagle zmęczony głos partnera, tuż nad swoim uchem. — Nie.
Zmrużyła oczy, spoglądając na niego z wyraźnym brakiem zrozumienia, o co tym razem może mu chodzić, skoro siedzi grzecznie i cicho.
— Ale co "nie"? — zapytała z lekkim bulwersem. Bardzo nie lubiła tego słowa. Kojarzyło jej się z odmową, a ona nienawidziła, gdy ktoś próbował jej czegoś zabronić. Po to było życie, by spróbować zrobić wszystko, na co ma się tylko ochotę.
— Nie kombinuj nic. Widzę, że nad czymś intensywnie rozmyślasz — westchnął, uśmiechając się słabo. — Znam cię. Zawsze, jak coś planujesz, to wysuwasz język — dodał ku jej zdziwieniu.
Nawet nie wiedziała, że tak robi. Z drugiej strony, bardzo rozczulało ją, że zwraca uwagę na takie drobnostki w jej zachowaniu. Dopóki nie będzie odciągał ją od spełnienia jej pomysłów, nie będzie jej to przeszkadzało.
— Aksamitko, proszę cię. — Usłyszała nagle zmęczony głos partnera, tuż nad swoim uchem. — Nie.
Zmrużyła oczy, spoglądając na niego z wyraźnym brakiem zrozumienia, o co tym razem może mu chodzić, skoro siedzi grzecznie i cicho.
— Ale co "nie"? — zapytała z lekkim bulwersem. Bardzo nie lubiła tego słowa. Kojarzyło jej się z odmową, a ona nienawidziła, gdy ktoś próbował jej czegoś zabronić. Po to było życie, by spróbować zrobić wszystko, na co ma się tylko ochotę.
— Nie kombinuj nic. Widzę, że nad czymś intensywnie rozmyślasz — westchnął, uśmiechając się słabo. — Znam cię. Zawsze, jak coś planujesz, to wysuwasz język — dodał ku jej zdziwieniu.
Nawet nie wiedziała, że tak robi. Z drugiej strony, bardzo rozczulało ją, że zwraca uwagę na takie drobnostki w jej zachowaniu. Dopóki nie będzie odciągał ją od spełnienia jej pomysłów, nie będzie jej to przeszkadzało.
***
Miała tendencje do wściubiania nosa tam, gdzie nie powinna. Odkąd tylko odzyskała siły, zaczęła zwiedzać okolice ich aktualnego miejsca pobytu. Nadmiar kurzu co chwilę drażnił jej nozdrza, przez co towarzyszącym jej w spacerach nieodłącznie dźwiękiem, było jej własne kichanie.
I przez swoje krótkie podróże, powpadało jej coś do lewego oka. Przez kilka dni dzielnie znosiła szczypanie, drapanie i wszelkie inne bóle, jakie dotykały jej ślepia. Oczywiście nie przyznała się Niedźwiedziej Sile. Starała się nie mrużyć paczałek, a jak już, to oba, by nie dostrzegł, że jedno z nich ma w sobie jakąś zarazę. Nie znała się na chorobach, ale cokolwiek się działo, nie mogło być aż tak źle.
Tak też myślała do dnia, w którym po przebudzeniu obraz zaczął jej się robić zamglony. Naprzemiennie przymykała oczy, do momentu, w którym nie załapała, że połowicznie oślepła.
— O rety, Misiu! — wykrztusiła, kładąc łapy na grzbiecie burego i trzęsąc nim na boki. — Pomocy! Ja nie widzę!
— Słucham? — wymamrotał zaspanym głosem, leniwie podnosząc głowę. — Aksamitko, ale masz zaczerwienione lewe oko... — zauważył ze zmartwieniem.
Zamrugała zaskoczona tymi słowami.
— O nie — wyjęczała. — I ono mnie właśnie boli od kilku dni! A teraz nic na nie nie widzę! O rajusiu, myślisz, że zmieniam się w Lśniącego Księżyca? On chyba nie był ślepy... — przypomniała sobie, choć strach narastający w jej sercu nie pozwalał jej pozbierać myśli. — Boję się... — przyznała.
Niedźwiedź wstał, przypatrując jej się z bliska.
— Jak to od kilku dni? Dlaczego nic nie powiedziałaś? — spytał z politowaniem.
Uśmiechnęła się niewinnie, drapiąc się łapą po łapie.
— Zapomniałam... — rzuciła z zawstydzeniem. — Ale dalej boli. I nie widzę. Co teraz? Co ja mam zrobić? Misiu, ratuj! — Wręcz zawołała, bo skoro ona ślepła, to on mógł głuchnąć, więc musiała się upewnić, że na pewno ją usłyszy.
Bury z westchnięciem objął ją ogonem i wyprowadził z ich schronienia. Od razu poczuła, jak chłód przenika jej ciało, więc przyległa mocniej do boku partnera, kryjąc pysk w jego futrze. Nie mogła mieć w życiu lepszego wsparcia, niż go. Był ciepły, ogromny i samoprzenośny, więc idealnie nadawał się na Porę Nagich Drzew.
Weszli przez dziwną dziurę w wysokiej ścianie, która przypominała wnętrze jaskiń z obozu Klanu Klifu. Pomimo ciągłego bólu, przyglądała się otoczeniu z zafascynowaniem. Było tu tyle dziwnych przedmiotów, których nawet nie potrafiła nazwać! Szczególnie podobały jej się rzeczy, które swoją strukturą przypominały legowisko wykonane z mchu, tylko o innych barwach. Skąd te miastowe koty brały kolorowy mech? Miała ochotę przetestować wygodę tego czegoś, co Niedźwiedzia Siła nazwał przy niej niegdyś "kocem", ale buras doprowadził ją do podstarzałej, jasnokremowej kotki, która miała na pysku wymalowane niezadowolenie.
— Dzień dobry! Jestem Aksamitna Chmurka! — przedstawiła się ze swym standardowym optymizmem, zadowolona, że przy okazji pozna kogoś nowego. Na pewno się zaprzyjaźnią i będą co kilka wschodów księżyca spotykać się na ploteczki.
Nieznajoma skrzywiła się i spojrzała pytająco na Niedźwiedzia, wręcz ignorując ją.
— Lewe oko ją boli i nie widzi na nie. Dasz radę jej pomóc? — spytał.
— Da radę, ale będzie cię to sporo kosztować — rzuciła, uderzając ogonem o ziemię. Bury jedynie przytaknął głową, a szylkretka mając dalej uśmiech przyklejony do pyska, czekała, jak uzdrowicielka się nią zajmie.
Kotka kręciła się dookoła niej, przeżuwając liście jakiejś śmierdzącej rośliny, a następnie robiąc z niej okład na oko. Aksamitka nieustannie starała się ją zagadać, jednak ta zbywała ją milczeniem. Nie zniechęcało to niebieskiej, jednak kremowa miała jej wyraźnie dosyć po pewnym czasie.
— Dobra, skończyłam — oświadczyła. — Wiesz co? Nie musisz mi niczym płacić. Po prostu obiecaj, że nie przyprowadzisz nigdy więcej tej męczydupy do mnie — burknęła, na co Aksamitka roześmiała się. Jakie urocze słowo! To było o niej?
Niedźwiedź znowu kiwnął głową i wyprowadził partnerkę z tego miejsca, a ta zaraz to zaczęła wesoło podskakiwać, czując, jak robi jej się lepiej.
— Ale miła koleżanka, skąd ją znasz? — zagadnęła. — Wrócimy do niej jeszcze kiedyś? Proooszę! Bardzo ją polubiłam, a ona mnie chyba też! — stwierdziła z fascynacją.
<Misiu?>
Wyleczeni: Aksamitna Chmurka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz