BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

23 marca 2024

Od Lodowej Łapy

 Czuła, że dzisiejszy trening nieraz przyprawi ją o mdłości. Kroczyła u boku Różanego Stepu, choć towarzyszyły im jeszcze dwie wojowniczki - babcia, Ostra Kostrzewa, oraz przybrana ciotka, z którą właściwie nie miała żadnych więzów krwi - Jadowita Żmija. 
Spacerowały przez rozległy iglasty las dość długo. Teraz sucha, pożółkła trawa Pory Opadających Liści została zastąpiona przez ogromne pokłady śniegu. Lodowa Łapa wiedziała, że większość kotów nie przepadało za mokrymi poduszkami łap i ociekającą wszędzie wilgocią, ale jej to nie przeszkadzało. A może nawet dodawało energii?
Niestety, energii nie dodawała jej myśl zejścia na dół pod ziemię, gdzie mieli dziś prowadzić jej trening. 
— Czy to aby na pewno mądre? — upewniła się uczennica, gdy dotarły do wyżłobionej w ziemi dziury. Wyglądała, jakby została dawno temu wyryta przez źródło wody, być może z jeziora lub pobliskich rzek, które łączyły się z nim splotem sieci. — Jest wilgotno, gleba może się pod nami zawalić.
Ostra Kostrzewa wysunęła wysoko podbródek.
— Trafne spostrzeżenie, ale zawaliłby się tylko tunel zbudowany przez koty — miauknęła. — To, co widzisz przed sobą, nie jest dziełem kocich łap. Przynajmniej w większości. Ogromne fałdy ziemi tak na siebie napierają, że nie ma mowy, aby cokolwiek zawaliło nam się na łeb. Choć... Oczywiście są wyjątki. Trafimy na miejsca, gdzie podziemna gleba i skały mogą zacząć się sypać.
Cóż, to nie była zbyt pocieszająca odpowiedź, ale Lód zdusiła w sobie jakąkolwiek niepewność. 
— Ruszajmy — miauknęła Różany Step i jako pierwsza wkroczyła do wyżłobionej dziury.
Za nią ruszyły gęsiego kolejne kotki - Lodowa Łapa weszła do dziury tuż za Kostrzewą, a po piętach deptała jej Jad. 
Tunel zaczął prowadzić w dół. Powierzchnia nie była tutaj równa, a co kilka kroków zdarzały się większe i mniejsze spadki, o które w ciemnościach łatwo można było się potknąć. Dlatego Lodowa Łapa używała wszystkich zmysłów, na których tylko mogła polegać, by nie stoczyć się w dół i nie skręcić karku.
To, co od razu rzuciło jej się w oczy, to intensywny zapach wilgotnej gleby i stęchlizny. Na zewnątrz powietrze było świeże, potęgowane jeszcze przez całe warstwy śniegu, które znacząco ograniczały wszystkie leśne zapachy. Tutaj oddychało się coraz ciężej w miarę, jak szły w dół, a i dopływ światła z każdym krokiem był coraz słabszy.
W pewnym momencie od ilości pyłków i ziemistego kurzu zapiekły ją oczy, które natychmiastowo zamknęła.
— Krety, nornice i inne podziemne żyjątka mają słabo rozwinięte zmysły wzroku — wyjaśniła Ostra Kostrzewa. Różany Step nie odzywała się, jakby oddała pałeczkę matce na poprowadzenie treningu i nauczenie czegoś prawnuczki Mrocznej Gwiazdy. — Nie używają ich praktycznie wcale. Tutaj, pod ziemią, wzrok na nic się zda, bo w większości podziemne korytarze są całkowicie ciemne. Nie musisz używać oczu, żeby widzieć. Zamknij je, skup się na zapachach i tym, co czujesz, gdy kroczysz. 
Lodowa Łapa wykonała polecenie. Próżno było polegać na wzroku, ale wibrysy pomogły jej rozeznać się we wszystkim innym, co ją otaczało.
— Uczymy się nawigacji w tunelach, by nie zgubić się, gdy pewnego dnia przyjdzie nam ich użyć — wtrąciła Różany Step. — Kompleks podziemnych tuneli i jaskiń ciągnie się przez tereny wszystkich klanów, dlatego zgubienie się w nich jest łatwe. A jeśli ktoś się zgubi, już nie wróci.
Lodowa Łapa przełknęła gulę w gardle. Chociaż nie widziała niczego przed sobą, czuła, że schodziły coraz głębiej pod ziemię.
W pewnym momencie przestała wyczuwać otaczających ją zewsząd ścian, a sądząc po echu kroków, które zaczęło rozlegać się w miarę, jak pokonywali kolejne odległości, musiały znajdować się w jakiejś większej, pustej przestrzeni. Otworzyła oczy i tak też było - od skalnego sufitu pokrytego utwardzoną glebą dzieliły ich pewnie całe lisie odległości. Teraz usłyszała również miarowe kapanie wody do jakiegoś źródła, które odbijało się echem od ścian. Przez szpary między skalnymi ścianami przedostawały się ciurkiem słabe promienie światła, choć nie były w stanie oświetlić całej podziemnej konstrukcji.
— Kieruj się tam, gdzie słyszysz wodę — powiedziała Ostra Kostrzewa i wychodząc na prowadzenie, doprowadziła ich do malutkiej, płytkiej sadzawki, do której z górnego ujścia spływał strumyk wody. — Woda często wypływa z powierzchni. A gdy jest tak ciemno, że wzrok zawodzi, jej dźwięk pomoże ci określić, jak duża jest jaskinia, w której się znajdujesz. 
Ciężko było się nie zgodzić - dźwięk kropli wpadających do zbiornika był głośny w zupełnej ciszy jaskini.
Światła było mało, ale na tyle, żeby wybadać otoczenie i obejrzeć jaskinię, w której się znajdowali w całej okazałości. Było tu mnóstwo stalaktytów, które pięły się ostro i z góry, i z dołu, wyglądając jak kolce, które w każdej chwili mogłyby spaść i przebić podróżujące koty na wylot. To nie byłaby przyjemna śmierć, dlatego wolała nie nadziać się na żaden z nich. 
Widziała też porośnięte mchem i porostem skały czy niewielkie grupy trufli z nich wyrastające.
To był zdecydowanie jeden z najpiękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek miała okazję podziwiać.
—  Nie cieszyłabym się tak na twoim miejscu — odezwała się Jad. — To pewno ostatnia przyjemność, jaka cię spotka w tych tunelach. Spójrz, gdzie idziemy.
I wskazała jedną z odnóg jaskini, do której wchodziły właśnie Kostrzewa i Róża.  Z początku nie wydawała się straszna - no, może oprócz przeraźliwych pisków nietoperzy, jakby ktoś próbował je zarżnąć.  Wkrótce, gdy zaczęły wzdłuż niej iść, tunele zacieśniały się i robiły się coraz węższe - a, co gorsza, prowadziły w górę.
Jak można się domyślać, przyjemna przechadzka po najniższych partiach kompleksów tuneli zamieniła się w istne piekło. 
Wkrótce tunel tak się zwężył, że nie były w stanie zmieścić się w nim na stojąco. Wszystkie kotki, gdy sufit się obniżył, zgięły łapy i zaczęły się czołgać. Lodowej Łapie nie podobało się szuranie brzuchem po szorstkim podłożu pełnym ostrych kamyczków i utwardzonego gruntu, ale nie narzekała, wykonując polecenia tak, jak przystało na uczennicę.
Choć starała się beznamiętnie przeć do przodu, dopływ tlenu stawał się coraz mniejszy, co sprawiło, że mimowolnie zawrzało w niej trochę strachu. Zignorowała go i zaciskając zęby, z determinacją wspomagając się łapami przesuwała się przez długi, ciasny korytarz. W całkowitej ciemności nadepnęła na coś, co wydało z siebie głuchy trzask i chrupnięcie. Żołądek podszedł jej do gardła i słysząc, jak dźwięki kroków ucichły, zrozumiała, że towarzyszki podróży zatrzymały się.
Było tak ciemno, że nie była w stanie zobaczyć, na co nadepnęła, ale wszystko stało się jasne, gdy do jej nozdrzy dotarł swąd resztek rozłożonego mięsa i stęchlizna starych, kruchych kości.
Omal by nie zwymiotowała.
— To...
— To szczątki kotów — parsknęła Jad. — Chyba się tym nie przejmujesz? 
— Ani trochę — odparła uczennica znużona, ale ruszyła do przodu, starając się zignorować to, co właśnie widziała - a raczej - poczuła. To dotknęło jej nogi! Fuj!
Gdy wyjdą na powierzchnię, wymyje się tysiąc razy. Obrzydliwe. 
No, nie było czasu na przejmowanie się kocim trupem. Wreszcie ciasny korytarz ukazał przed nimi mały otwór - tak mały, że Lodowa Łapa obawiała się, że gdyby wcisnęła tam swój łeb, już by nie wyszła.
— Chyba nie zamierzamy tam wchodzić? — spytała, choć znała odpowiedź.
—  Damy przodem — usłyszała za sobą sarkastyczny komentarz Jad. Przewróciła oczami i przecisnęła się przez innych. To było ciężkie, zważając na ciasnotę i duchotę we wnętrzu tunelu, ale udało jej się przedostać na przód. Przecież się nie bała! Przeżyła atak sowy jako kocię, co jej straszne?
I wetknęła do dziury głowę, czując, jak przeszedł ją dreszcz, gdy myślała na moment, że utknęła. Nic bardziej mylnego - gdzie w końcu nie mógłby się przecisnąć kot, zwłaszcza tak młody? Była już po drugiej stronie tunelu i z ulgą zobaczyła, że tutaj korytarz był już dużo szerszy.
Każda kolejna kotka gęsiego przecisnęła się przez dziurę i ruszyła dalej większym tunelem. Lodowa Łapa z radością odkryła, że nie musiała już walczyć o każdy oddech i czołgać się po ziemi.
Szły przez tunel, który stopniowo prowadził w górę. Niekiedy jego odcinki były tak pochyłe, że niemal stawały do pionu. Wtedy musiały wspinać się po twardym gruncie, odłamkach skalnych i korzeniach, ale miała już wprawę po wielokrotnych treningach wspinaczki z mamą.
Za ich głowami rozległ się dźwięk osuwającego się piasku i ziemi. Obróciła się za siebie, patrząc, jak małe kamyczki i większe odłamki skalne staczają się po pochyłej, zaokrąglonej powierzchni ścian tunelu.
— Pospieszmy się — mruknęła Róża. Wlokła się z tyłu, ledwo mogąc nadgonić grupę.
W miarę, jak szły, światło wydobywające się z wyjścia oświetlało im drogę. Wspinaczka pod górkę była męcząca, ale udało im się dotrzeć do jednego z wielu wyjść. 
Lodowa Łapa nigdy nie czuła w życiu większej ulgi, niż wówczas, gdy wyszła na powierzchnię i zaczerpnęła świeżego powietrza. Nawet zimno nie przeszkadzało jej już tak bardzo.

* * *

Powrót do obozu był męczący. Śniegu było tak dużo, że nawet łapy działające jak rakiety śnieżne nie zdołały utrzymać jej na powierzchni górnej warstwy pokrywy śnieżnej. Zaspy sięgały jej i po samą szyję.
Dlatego, gdy wróciła do obozu, padła od razu w legowisku uczniów. Było praktycznie całe zasypane śniegiem, choć wielu wojowników i uczniów pracowało, odgarniając śnieg blokujący wejścia do legowisk i wsuwający się do ich środka.
Po tym, jak opuściła tunele wraz z matką i resztą podjęła próbę polowania, ale na marne. Nie udało się nic złapać, a zwierzyna była teraz rarytasem, na który nie mogła sobie pozwolić. Dlatego nie zabrała nic z żałośnie małej sterty, chcąc, by pożywili się tym ci, którzy bardziej tego potrzebowali.
Gdy już ułożyła się na swoim posłaniu w kącie legowiska, zmrużyła oczy i rozluźniła mięśnie. Niestety, zimno dawało się we znaki i sprawiało, że mimo zmęczenia nie była w stanie zasnąć. Przynajmniej nie na długo, bo gdy udawało się jej odpłynąć, budziły ją głośne podmuchy szalejącego na zewnątrz wiatru.
Otworzyła jedno oko i jego kątem spostrzegła, że Tchórzliwa Łapa wychodzi z legowiska. Zaciekawiona uczennica postanowiła ruszyć za siostrą, bezszelestnie wstając z posłania i wychodząc na zewnątrz.
— Co robisz? — spytała po dłuższej chwili milczenia i wpatrywania się z ukrycia w siedzącą nieopodal siostrę. Szadź zadrgała z zaskoczenia.
— Musiałam wyjść. W legowisku jest za zimno, żeby spać.
Lód parsknęła.
— Tak, a na zewnątrz jest cieplej.
Szadź uśmiechnęła się lekko. 
— Dobra, masz mnie. Nie mogę spać — i posmutniała, wzdychając ciężko. Silny wiatr mierzwił jej futro; wyglądała, jakby miał poderwać ją do góry. — Będę musiała w końcu spędzić tą noc poza obozem, co? Żeby odzyskać swoje imię.
Lodowa Łapa pokiwała głową.
— Zrobisz to, jak będziesz gotowa. Lepiej późno, niż żebyś wróciła martwa.
Jakby na samą myśl uczennica przełknęła głośno ślinę.
—  To głupie kazać dzieciakom pakować się wprost w niebezpieczny las. Jesteśmy na to za młodzi. To szalone!
Lodowa Łapa westchnęła głęboko, wiedząc, że najprawdopodobniej patrzy na to zupełnie inaczej.
— Te zasady nie zostały wprowadzone bez powodu. Klan Wilka i tak już stracił czasy swojej świetności. Nie potrzebujemy dodatkowo go osłabiać.
Szadź pokręciła głową.
— I to jest powód, żeby narażać niewinne dzieci na taki stres i niebezpieczeństwo?
— To dużo bardziej skomplikowane, Szadź — powiedziała ostrzej Lodowa Łapa. — Czasem trzeba poświęcić słabsze koty dla dobra większości. Wiem, że to wydaje się brutalne, ale...
Tchórzliwa Łapa parsknęła niemal histerycznym śmiechem.
— "...Ale jest konieczne"? Nie musisz mi tego powtarzać, wszyscy to mówią. Mnie też byś poświęciła, gdybyś była na miejscu Błękitnej Gwiazdy? Albo matkę? Jakby lider kazał ci nas zabić, zrobiłabyś to?
Ta rozmowa eskalowała zbyt szybko. Lodowa Łapa cofnęła się w geście obronnym, rzucając siostrze oburzone spojrzenie, prawie jakby czuła się urażona, że mogła tak pomyśleć.
— Co ty wygadujesz? Przecież wiesz, że mi na tobie zależy. Na braciach i matce też. Jesteśmy rodziną.
— A jednak popierasz tych, którzy bez żadnych skrupułów wystawiają kocięta na śmierć — szylkretka strzepnęła ogonem. — Nie widzisz tego? Oni są źli! Powinniśmy współpracować, a nie ze sobą walczyć! Jeśli tatuś kocha mamę, to dlaczego tak ją krzywdzi? Jeśli klanowi zależy na kociętach, czemu wyrzucają je na mróz?
Lodowa Łapa zamknęła oczy i milczała przez dłuższą chwilę, usiłując zachować zimną krew.
— Nic nie rozumiesz. To, że ktoś ma ze sobą kocięta nie oznacza, że żywi do siebie jakiekolwiek uczucia — oczywiście, że zabrzmiało to smutno i oczywiście, że Lód speszyła się, mówiąc to, ale taka była prawda. Tata nie kochał mamy, był dla niej okrutny i pora się z tym pogodzić. Nie chciała jednak, by siostra zawiodła się na świecie, gdy ten ją skrzywdzi. Chciała, by przestała widzieć w każdym dobro. To jej tylko zaszkodzi. — Poświęcanie słabych istnień jest konieczne, żeby te silniejsze mogły się rozwijać. A jeśli te silniejsze będą się rozwijać, klan się rozrośnie i...
— Przestań tak mówić! To paskudne! — przerwała jej szylkretowa kotka. 
— Szadź, posłuchaj — odparowała momentalnie Lodowa Łapa. — Daj sobie pomóc. Jeśli będziesz wierzyć w ten swój kolorowy świat, to będzie ci ciężko. Lider nie ma takiego współczucia, jakie mam ja czy matka. Jeśli nie będziesz dość silna, by być dobrą wojowniczką, jeśli nie masz dość odwagi, żeby przeżyć noc w lesie w samotności, to zrób cokolwiek innego, by twoje słabe życie przydało się klanowi! Nie każdy musi być silny, nie każdy musi stać na szczycie, ale chyba nie zamierzasz tak po prostu zaakceptować nazywania siebie Tchórzliwą Łapą? Słuchaj, jeśli nie chcesz zrobić czegokolwiek dla siebie, to zrób dla rodziny. Nawet nie wiesz, jaki to jest wstyd...
Sadź posmutniała i obróciła się do niej plecami. Wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
— Jestem wstydem dla rodziny. Wiem. Nie musisz mi przypominać.
— Nie to miałam na myśli...
— Chcę być sama — kotka nie dała jej dojść do słowa. Lód strzepnęła ogonem.
— Świetnie! — prychnęła w końcu. — Teraz nie chcesz słuchać się moich rad, a potem będziesz ryczeć, gdy świat okaże się nie tak cudowny, jakim go sobie wyobrażasz! Chcesz zgnić na dnie jak Kunia Norka? Albo zostać zabita w walce uczniów? Więc proszę bardzo, masz to na własne życzenie!
Odwróciła się i wparowała do legowiska uczniów, po raz pierwszy czując, jak zbierają jej się do oczu łzy, które szybko opanowała. Położyła się na posłaniu i nic już nie mówiąc, pozwoliła, by ogarnął ją sen. 

* * *
Znów ten sam, upiorny las otoczony szponiastymi drzewami. Uczennica zakrztusiła się dusznym powietrzem.
— Odejdź, nie mam humoru na trening — prychnęła, odwracając głowę, prawie jak kocię, które obraziło się na swojego rodzica.
— Czyżby coś się stało? — chłodny głos zabrzmiał jak uspokajający szept. Brzmiała w nim troska, ale z jakiegoś powodu słysząc go czuła tylko niepokój. 
Lodowa Łapa odetchnęła, starając się pozbierać wszystkie myśli w głowie i poukładać je rzędem.
— Moja siostra się stała — powiedziała Lodowa Łapa. — Nie chcę dla niej źle, więc czemu nie chce mnie słuchać? Czemu sama sobie utrudnia życie? Jeśli teraz stworzy sobie bańkę alternatywnej rzeczywistości, to rozczaruje się, gdy będzie zmuszona wejść w dorosłość. Boję się o nią. Nie chcę jej stracić, ale nie chcę też widzieć, jak ktoś, kto powinien dbać o dobre imię rodziny, zaniża jej reputację.
Duch zamyślił się na moment, wydając z siebie głuche "hmm". Gdy odpowiedział, poczuła chłodne powietrze mierzwiące jej futro na szyi.
—  Najłatwiej byłoby powiedzieć, że wszystkie słabe koty zasługują na śmierć — odpowiedział. — Ale prawda jest taka, że słabi też są potrzebni. Jesteśmy my, silni wojownicy, którzy swoje nadzieje pokładają w Mrocznej Puszczy. Są i te naiwne duszyczki, które wierzą w dobro Klanu Gwiazdy i nie skrzywdzą nawet muchy. Są potrzebni, by służyć nam jako narzędzia, jako pionki, którymi można się wysłużyć. Uwierzą we wszystko, co im powiesz i zrobią dla ciebie to, czego pragniesz, wierząc, że w ten sposób postępują dobrze i zgodnie ze swoimi wartościami. Twoja siostra do takich kotów należy, czemu więc zatem nie poprowadzisz jej tak, by jej marne istnienie na coś się przydało? Wtedy rozerwiesz wszystkie więzy emocjonalne, które cię z nią łączą. Nauczysz się kierować uczuciami innych, a swoje trzymać na boku. 
Lodowa Łapa była wyraźnie zbita z tropu.
—  W jaki sposób to miałoby ochronić moją siostrę?
—  Popchnęłabyś ją do działania, które być może oszczędziłoby jej życie.
— Jak?
— Wmów jej, że dopóki nie zrobi dla klanu czegoś wartościowego, jej istnienie jest błędem. Winą, którą powinna odpokutować. Niech uwierzy, że ma na swoim sumieniu ciężkie przewinienie urodzenia się słabym, które musi zadośćuczynić klanowi.  Wtedy przyda się na coś Wilczakom i zachowa swoje życie. Błękitna Gwiazda jest wobec członków klanu i tak dość litościwy... Zaskakuje mnie, że nie zabił jeszcze twojej matki, Kuniej Norki i wszystkich innych, którzy są zbyt słabi, żeby przysłużyć się klanowi, a nie zrobili nic, co mogłoby to zrekompensować. Gdy ja rządziłem...
Na wzmiankę o matce zadrżała, choć to ostatnie zdanie przykłuło jej uwagę. Przerwała:
— Rządziłeś w Klanie Wilka?
— Czy to nie powinno być oczywiste? — zamruczał kocur, przekręcając swoją głowę. —  Nie uważasz, że należy ci się uwaga jednego z  wielu przywódców Klanu Wilka?  Nie uważasz, że ktoś tak wyjątkowy nie mógłby być trenowany przez zwykłego wojownika?
Lodowa Łapa zmrużyła oczy. Mówił tak, żeby uwierzyła w swoją "lepszość" czy "wyjątkowość", żeby dać jej złudne wrażenie wyższości i pobudzić ambicje. Już raz to próbował. Nie była typem kota, którego pochłaniało ego i samouwielbienie. Wiedziała, że wielu kotom nigdy nie będzie w stanie dorównać.
Nie powiedziała nic, ale kocur uśmiechnął się, jakby wyczytał w jej myślach, że przejrzała kolejną jego nieczystą zagrywkę.
— Przywódca Klanu Wilka, blizna na oku... — myślała głośno. Nie, to nie mógłby być on. Czemu miałby zwracać uwagę na Lodową Łapę? Czemu nie na jej braci?  To musiał być jakiś duch Mrocznej Puszczy, który podszywał się pod jej pradziadka, by zdobyć jej zaufanie. Musiał! Przecież to był sen, prawda? Duchy mogły kontrolować wizję snu. A wiedziała przecież, jakie są dusze Bezgwiezdnej Ziemi. Często pomocne, ale również i skore do oszustw. Opowieści Bieliczego Pióra...
— Przestań udawać kogoś, kim nie jesteś — powiedziała cicho, z ostrożnością i wylewającą się z każdego słowa podejrzliwością. — Nie nabiorę się na tak łatwe oszustwo. Mroczna Gwiazda nigdy by się mną nie zainteresował. Jego ród jest wielki, jest w nim zbyt wiele silnych, młodych kocurów, żeby...
Dusza zbliżyła się, a chłodny powiew znów potargał jej sierść, gdy oparł swoją ciężką łapę na jej barku.
— ...Żeby zwrócił uwagę akurat na słabą kotkę, która nie potrafi poradzić sobie z emocjonalnym przywiązaniem? — podsunął kocur. — Dlaczego tak nisko się oceniasz?
Lodowa Łapa strzepnęła nerwowo ogonem, jednak starała się zachować pozory spokoju na zewnętrznej masce.
— Nie oceniam się nisko, tylko myślę racjonalnie. To głupie. Czemu miałbyś wybrać akurat mnie? Co mam ja, czego nie mają moi bracia? — nie wierzyła, że w tak skrajnie patriarchalnym rodzie mogłaby zostać uznana za wartą więcej, niż tylko maszynkę do robienia dzieci. Przyzwyczaiła się do tego, że w hierarchii rodzinnej odebrano jej pierwszeństwo i zdążyła pogodzić się z tym faktem. Ta nagła zmiana wprawiła ją w konsternację.
— Och, dobrze znasz odpowiedź na to pytanie, moja droga — kocur odsunął się od niej, a wzrok błękitnych oczu przeszył ją na wylot. — Dla nich jestem tylko kolejnym wzorem do naśladowania, ale ty chcesz mnie przerosnąć.
Wzdrygnęła się.
— To łgarstwo.
— To śmiałe i odważne posunięcie, z pewnością — zamruczał i choć bardzo chciała, nie odwróciła wzroku. 
Nie był zły. To wprawiło kotkę w jeszcze większe zakłopotanie. Wiedział to, i mimo to wydawał się być tak spokojny? Po długiej i stresującej przerwie, kocur kontynuował.
— Obserwuję swoich potomków z linii pierworodnej, Lodowa Łapo. Znam ich na wylot. Znam ich lęki i pragnienia. Stać przed duchem i mieć czelność próbować dążyć do jego przewyższenia? Nie każdy by to zrobił. Muszę przyznać, że znudziło mi się patrzenie, jak ród się przede mną korzy. Oczywiście, to ich powinność i powinno tak pozostać, ale cóż jest lepszego, niż patrzenie, jak przedstawiciele twojej rodziny wykazują się tak wysoką ambicją? Obiecałem, że ci pomogę, Lodowa Łapo, i dotrzymam tej obietnicy. Chcesz potęgi? Dostaniesz ją, jeśli sobie na nią zapracujesz. Możesz więc wciąż się ślepo zarzekać, ale możesz też pójść po rozum do głowy i zaakceptować to, że w istocie widzę twoją wartość. A czy ty ją widzisz? Kazano ci milczeć i stać z tyłu, ale ja nauczę cię, jak mówić i iść przodem. Nie zapomniałem o potrzebach mojej żywej rodziny. Pochodzisz z mojej pierworodnej krwi, a ja zawsze dążę dla dobra swoich. 
Lodowa Łapa podniosła podbródek. Czyli jednak rodzina myliła się co do jej wartości?
— Więc to ty.
— Wiedziałabyś to od początku, gdybyś zaufała swojej intuicji i nie poddała się wstrętowi do własnej osoby — miauknął. — Nigdy tego przed tobą nie kryłem.
To prawda. Kocur nie krył się ze swoją tożsamością ani z tym, co o sobie mówił. Prawda była oczywista i sama Lód już dawno to dostrzegła, ale nigdy nie zaakceptowała myśli, że ktokolwiek mógłby uważać ją za godną jednego spojrzenia.
— Jesteś ze mną? — powiedział nagląco były przywódca, wysuwając w jej stronę łapę. 
Przyjęła ją, kładąc na nią swoją własną i właśnie wtedy wizja gwałtownie się rozmyła, a ona obudziła się na swoim posłaniu, omal nie budząc innych uczniów spazmatycznym zaczerpnięciem oddechu.

[3316 słów]
[Nauka nawigacji w tunelach]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz