– Igła?
– Tak, skarbie?
– Kocham cię.
Gardłowy pomruk wydobył się z pyska kocura.
– Ja ciebie też – szepnął wprost do jej ucha, powodując, że ta uśmiechnęła się szeroko – a teraz śpij już.
***
– Miedziana Iskro…!
Otworzyła leniwie oczy. Jęknęła słabo pod nosem. Było jeszcze tak wcześnie! Za wcześnie!
Jednak… Coś nie grało. Coś było inaczej. Zamrugała kilkukrotnie, żeby obraz wrócił do ostrości. Nie była w swoim legowisku. Wokół rozlegała się łąka, sięgająca horyzontu, a za nim, na zabarwionym w fiolecie niebie migotały tysiące gwiazd. Zdawało się, jakby wszystko błyszczało. Sama miała wrażenie, jakby była całkiem lekka, a wszelkie starcze bóle zniknęły w niepamięć. Przy okazji czuła się, jakby przed oczami miała mgłę. A zaraz przed jej nosem…
– T-turkawka…?
Głos ugrzązł jej w gardle. Wstała, podchodząc kilka kroków, nie wierząc własnym oczom.
– Już czas.
Zmartwiła się, kładąc uszy. Nieczęsto zmarli przychodzili do niej w snach, a nigdy nie mówili jasno.
– Czas, na co?
– Twój czas, głuptasie. Pójdziesz ze mną do Klanu Gwiazdy.
Miedź wstrzymała oddech. Cofnęła się o krok, kręcąc głową.
– A-ale że teraz? Co… Co z Igłą, Piórkiem, Żabką, Trójką, Wróbelkiem, Leszczynkiem, wnukami…? Nie mogę ich zostawić!
Łzy zebrały się w kącikach jej błękitnych oczu. Zdała sobie sprawę, ile miała jeszcze bliskich i ile dla niej znaczą.
– Poradzą sobie – łagodny, uspokajający uśmiech nie schodził z pyszczka Turkawiego Skrzydła.
– J-ja sobie nie poradzę!
Spuściła wzrok na swoje łapy, chlipiąc cicho. Gwiezdna podeszła do pointki, powoli, ale mocno obejmując ją w swoim czułym uścisku.
– Będzie dobrze. Zobaczysz.
Miedź czuła ucisk w gardle.
– Mogę… Mogę się chociaż… Przejść ostatni raz po-po obozie i… Pożegnać?
Turkawka odsunęła się od niej. Skinęła głową.
– Oczywiście.
I znowu była w swoim legowisku. Stała, ale patrzyła się na samą siebie, wciąż mocno wtuloną w Igiełkę. Jednak… Jej bok już się nie unosił. Wszystko było już postanowione. Nie mogła się cofnąć. Wolała nie patrzeć na swoją obecną formę.
Przysunęła się do Iglastego Krzewu, czule liżąc go po czole. Ten ostatni raz…
Następnym jej celem było legowisko medyków. Zajrzała tam, przez krótką chwilę przypatrując się miarowym oddechom Trójki i Deszczyka. Liliowy normalnie nie lubił czułości, więc teraz miała okazję. Delikatnie przesunęła językiem za jego uchem, a on nim trzepnął, zupełnie tak, jakby coś poczuł. A Deszczyk… Żałowała, że nie miała z nim dobrego kontaktu. Oby przyszłe pokolenie medyków radziło sobie tak dobrze, jak obecne i wcześniejsze.
W legowisku lidera samotne spał Wróbel. Niezbyt spokojnie, bo jego kończyny drgały co chwilę, a bok unosił się ciężko, jakby barki przygniatał ciężar, jaki na niego spadł razem z funkcją lidera. Dotknęła go z troską ogonem. Ku jej zdziwieniu, po krótkiej chwili jego łapy uspokoiły się. Powodzenia, Wróbelku.
Wojownicy. Jej wzrok od razu powędrował w kierunku Żabiego Skoku. Przykucnęła obok niej, chcąc mocno wtulić się w jej bok. Przymknęła lekko powieki. Potem zerknęła na Leszczynka, spokojnie leżącego całkiem niedaleko.
– Zajmijcie się sobą, dobrze?
Następnie jej kroki powędrowały do Pierzastej Mordki. Jej ostatniej córeczki. Zamknęła oczy, schylając się i stykając się swoim czołem z tym jej. Nie zauważyła, kiedy zaczęła płakać.
– Poradzisz sobie beze mnie, prawda?
A młoda Cis spała w drugim kącie, pomiędzy innymi młodszymi wojownikami. Ma przed sobą jeszcze całe życie. Ciekawe, jak się potoczy?
Ostatnim przystankiem było legowisko medyków. Musiała się spieszyć, bo nie chciała narażać się na gniew Gwiezdnych zaraz na wejściu. Nie mogła długo zwlekać. Spojrzała czułym wzrokiem na Pokrzywka. Podeszła, dotknęła nosem jego nosa. On jeszcze nie skończył szkolenia, choć już jakiś czas się uczył. Jednak Miedź wiedziała, że sobie poradzi.
– Będziesz dobrym kotem – zamruczała.
W końcu wyszła na środek obozu. Ostatni raz odetchnęła świeżym powietrzem i ostatni raz rozejrzała się dookoła. Czysta trawa kołysała się delikatnie, nie zaburzona jeszcze gwarem codziennej rutyny. Na cały obóz właśnie zaczęły wylewać się pierwsze, leniwe promyki słońca. Niedługo wszyscy zaczną się budzić. Obóz ożyje.
Jej dom. Jej Klan. Spędziła z nim całe życie, a teraz musi się z nim rozstać. Wiedzieliście, że pożegnania są takie trudne?
Przy jej boku znów pojawiła się Turkawka. Choć Miedziana Iskra nie dostrzegła tego wcześniej, teraz widziała, że wyglądała naprawdę dostojnie.
– Musimy już iść.
Kiwnęła z bólem głową. Trzęsła się. Dawna medyczka liznęła ją za uchem.
– Naprawdę będzie dobrze. Chodź, opowiesz Cętce i Wilkowi, co robiłaś.
Miedź uśmiechnęła się słabo na tę myśl. Wciąż z lekkim wahaniem ruszyła w astralną podróż za Turkawim Skrzydłem.
Wstąpiła w niebiosa, a im wyżej się wznosiła, tym więcej znajomych, przyjaznych pysków widziała. Drobne łzy, ani szczęścia, ani smutku, zagościły w kącikach jej oczu. Strach ustąpił, zastąpiony przez ulgę. Tęskniła.
I będzie tęsknić za tymi na dole.
Do zobaczenia już w Klanie Gwiazdy, Miedź was kocha.
*płacz*
OdpowiedzUsuńBędziemy tęsknić ;-;
OdpowiedzUsuńsmutno miii
OdpowiedzUsuńKurwa, shira, rycze przez ciebie
OdpowiedzUsuńTurkawie Skrzydło woah dawno o niej nikt nie wspomniał <3 papa Miedź~ będzie ci tam dobrze, posiedzisz sobie z Mokrym owo
OdpowiedzUsuń��
OdpowiedzUsuńMiedź 😭
OdpowiedzUsuńŻabka będzie tęsknić