Kolejny księżyc spędził z dala od domu. Los bywa okrutny... Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mu żyć jako wygnaniec, na którego polował świr. No bo oczywiście nie wątpił w to, że Borsuczy Warkot od tak zostawi tą całą sprawę z życiami. W nocy budził się wiele razy, czując na sobie jego pazury, które wbijały się w jego skórę. Ten moment śmierci, krew, jego wzrok... To ciągnęło się za nim po dziś dzień. Nie mógł tak o tym zapomnieć. Kto normalny nie wspominałby tego, że ktoś chciał go zamordować i to, że raz mu sie to udało! Gdyby nie życia od Klanu Gwiazdy był pewien, że nie przeżyłby tego. Zostawiłby rodzinę... I to jeszcze tak bardzo skłóconą! Nie wybaczyłby sobie tego.
Właśnie... Co tam u nich było słychać? Czy martwili się o niego? A może stwierdzili, że dobrze, że odszedł?
" Nie potrzebują ciebie. Przynosisz tylko zawód" - głos w głowie odzywał się od czasu do czasu, prawiąc mu takie cudowne słowa motywacji.
Z dnia na dzień czuł się coraz gorzej. Coś jakby wysysało go z sił. Spał więcej, mniej jadł. Zbożowy Kłos, którą udało mu się spotkać starała się pozbierać go do kupy. Raz wychodziło, innym razem chciał to zakończyć.
Ale nie mógł.
Gdyby zniżył się do samobójstwa, nie spotkałby bliskich, na których mu bardzo zależało. Malinowa Łapa... jego brat. On w niego wierzył. Dlatego walczył, jadł i starał się wzmocnić. Nie mogli zostawić Klanu Nocy w łapach uzurpatora. Może nie spisał się jako lider, ale naprawdę się starał. Dla niego klan był niczym rodzina. Każdy był przez niego wspierany i mógł liczyć na jego pomoc. Najwidoczniej lider nie mógł być kumplem. Chyba tak naprawdę chodziło tylko o jedno. O siłę. Żeby ją pokazać trzeba było być takim okrutnikiem pokroju Lisiej Gwiazdy. Widział w końcu na zgromadzeniu Wróblową Gwiazdę. Kiedy pierwszy raz się spotkali naprawdę nie mógł uwierzyć, że rządzi klanem i ten jeszcze się nie rozsypał.
Wspomnienia... Tylko to mu zostało.
- Wstawaj, bo cię śmierć zabierze - usłyszał głos swojej zastępczyni. - Idziemy polować.
Pokiwał głową i dźwignął się na łapy. Póki żył istniała jeszcze nadzieja. Mała, ledwie tląca się, ale istniała. Musiał tylko się wzmocnić. Wróci do klanu... Może nie jako lider, ale zwykły wojownik o czystym sumieniu. To musiał zrobić, aby w spokoju opuścić ten świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz