Żar lał się z nieba, przyprawiając Gorzkiego o nieprzyjemne doznania. Leżał plackiem przed żłobkiem, marząc tylko o tym, by to wszystko ustało. Jedyną przyjemną rzeczą, jaka panowała w tak gorących dniach, to wiatr. Nie był on co prawda jakoś mocno lodowaty, jednak przyjemnie muskał półdługie futro syna Olchy. Po niebie przemykały ciemne chmury, których z każdą chwilą było coraz mniej. Nie wyglądały, jak te "normalne", które pojawiały się niemal codziennie. Te były czarne, i z pewnością pędziły, jakby odprawiały jakiś wyścig.
I jak grom z jasnego nieba, na ziemię lunął deszcz. Nie minęła też chwila, aż Olchowe Serce zgarnęła Gorzkiego za luźniejszą skórę na karku, zaciągając go do żłobka, który był znacznie bezpieczniejszy. Rozległ się głośny, wręcz paraliżujący huk. Na co Gorzki mocniej przysunął się do klatki piersiowej matki.
— Co to było? — wyszeptał. Czuł, jak jego gardło ściska się pod wpływem strachu. Kto by się spodziewał, że taki wielki, honorowy wojownik będzie się bał burzy? Czuł też, jak do jego boku przylegają dwa, inne ciałka. Barwinek i Rubin także nie byli ucieszeni tym faktem. Olcha polizała swoich potomków pokrzepiająco po głowach, uważnie wpatrując się w wyjście z legowiska karmicielek.
— To nic takiego, skarby. Niedługo minie. Na razie zostańmy tu, tutaj jest bezpiecznie, dobrze? — wymruczała. Nie odpowiedział jednakże nic. Strach przed głośnymi dźwiękami, pochodzące z zewnątrz, raźno dawał mu do zrozumienia, że nigdzie nie wyjdzie. Cokolwiek wydawało ten dźwięk, nie chciał tego spotkać. Nie chciał mierzyć się z tym oko-w-oko. Patrząc na to, że miło to nie brzmi, mówi mu, że nie będzie to dobry pomysł. Jeszcze byłby zapamiętany jako kot z najgłupszą śmiercią.
Mruczał coś cicho do swojego rodzeństwa, próbując i uspokoić samego siebie, jak i ich. Mimo tego, że z Gorzkiego potrafił być straszny gbur, zależało mu na tym, by Rubin i Barwinek byli bezpieczni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz