*niedługo po rozpoczęciu się ciąży Króliczego Susu*
Wymieniała mech w legowisku starszych, chociaż była już koszmarnie zmęczona i marudna. Borówkowa Mordka obok śledziła ruchy czarnej. Do momentu, gdy przez wejście wparował Gliniane Ucho.
- Glina! - Wrzasnęła Pyskatka do brata. - Szamoczesz się jak spocony pies, zwolnij!
Widząc minę brata, wyraźnie poddenerwowaną, uniosła brew do góry. Spodziewała się wieści. Jej wścibski brat wiedział wszystko tylko dlatego, że wpychał swój cuchnący nos w sprawy, które go nie dotyczyły. Mimo to trochę się zmartwiła, chociaż oczywiście wyraz jej pyska pozostał kamienny - co za ironia, może właśnie od tego otrzymała swoje imię?
- Króliczy Sus jest w ciąży - Obwieścił, a jego ogon bił niespokojnie. Spodziewała się, że brat zaraz zażartuje, co było w jego zwyczaju, ale się nie doczekała. Mówił całkowicie poważnie.
Twarz córki Świerszczowego Skoku spoczęła w grymasie złości. Bijący ogon wzniósł się w górę, a lekko przybrudzone kły pokazały swoje oblicze. Matka?
- Trzasnę ją w łeb! - Warknęła, starając się nie podnosić głosu zbyt bardzo. - Nie chcę mieć rodzeństwa!
- Siostra, będziesz miała więcej Glin w zanadrzu, nie cieszysz się? - Powiedział Glina, lekko się uśmiechając. Chociaż humor i żarty brata często rozśmieszały Pyskatkę, tak teraz jej zdenerwowanie ani trochę nie złagodniało.
- Wiesz, że cię... no... - Nawet nie dokończyła. "Lubię" czy "kocham" było zbyt przereklamowane i ciężko przełykała te słowa. - No, jesteś mniej irytujący. Ale kolejne rodzeństwo? Głupie bachory? Dlaczego?!
- Rodzice i tak mają już wiele problemów na głowie, nie dokładaj im powodu do smutku. - Zauważył Glina, ale Pyskatka nie chciała go słuchać.
- Idę tam. I tak mam zmienić posłania. - Warknęła kotka. - Borówkowa Mordko?
Gdy tylko szylkretka kiwnęła głową, czarna wyszła z legowiska starszyzny, nie fatygując się nawet, by skłonić głowę przed starszymi. Po prostu kiwnęła łbem i wyparowała, ciężkimi krokami zmierzając do kociarni. Głowę zasnuły jej złe myśli, była zdenerwowana, sfrustrowana i wściekła na raz. Nie wiedziała już, co czuć. Wszystko było takie głupie!
Glina ją dogonił razem z Borówkową Mordką, ale czarna nie zwróciła nawet na nich uwagi. Nie drgnęła, gdy brat próbował rozluźnić atmosferę żartem, nie odwróciła się, gdy próbował ją uspokoić. Nic ją nie obchodziło.
- O co chodzi? Co się stało? - Spytała z tyłu szylkretka, a Pyskatka strzepnęła ogonem, nie odpowiadając zupełnie nic. Wzięła wdech, próbując się uspokoić.
Weszła do żłobka i widząc Króliczy Sus, gwałtownie się zatrzymała. Obok matki stał ojciec, który nawet nie odwrócił się do swoich dzieci. Jego pysk spoczywał z otuchą na ramieniu jego partnerki. Nie wyglądali dobrze.
- Dlaczego? - Syknęła kotka, nie siląc się nawet na głębsze słowa.
- To nie tak... - Zaczął Świerszczowy Skok, ale czarna nie dała mu dokończyć.
- Nie chcę mieć rodzeństwa! Nie chcę głupich bachorów, które będą ze mną spokrewnione!
Ojciec westchnął. Gdzie podziała się ta dusza towarzystwa?
- Wyjdźcie, Królik potrzebuje odpoczynku.
- Słaba wymówka- Warknęła Pyskatka. - A ja i tak nigdzie się stąd nie ruszam. Muszę skończyć pracę!
- Skończ szybko, córko. Borówkowa Mordko, postaraj się, żeby się nie ociągała. Naprawdę potrzebujemy spokoju.
Borówkowa Mordka kiwnęła głową. Szylkretka miała tendencję do zadawania miliarda pytań, ale całe szczęście widocznie jej pusty łeb zrozumiał, że to nie najlepszy moment. Pyskatka prychnęła. Jak tępym trzeba być, by ruchać się, mając gwarantowane nierude potomstwo?
Skończyła szybko wymieniać mech w posłaniach. Nie z polecenia ojca. Dlatego, że chciała jak najszybciej stąd wyleźć. Glina opuścił kociarnię, ale spodziewała się, że będzie stał zaraz przy wejściu. Gdy wyczyściła suchy mech z paprochów, wyszła bez żadnego słowa. Króliczy Sus coś tam szemrała pod nosem, ale czarną mało to obchodziło.
- Pyskatko? - Mruknął Gliniane Ucho, gdy zobaczył siostrę. - czasami trochę denerwujesz swoim charakterem, ale przecież razem się urodziliśmy, tak? Więc powinniśmy się wspierać. Nie bądź zła na rodziców. Kochają cię, ja też.
- Co to ma do rzeczy? - Warknęła kotka. Nie mogła pogodzić się z myślą, że za kilka księżyców będą człapały okropnie wesołe kocięta, które będzie zmuszona nazywać bratem czy siostrą. Dlaczego rodzice to zrobili? Mieli ją gdzieś!
- Po prostu się nie denerwuj. - Polecił brat. Czarna już się odwróciła, ale bury wojownik zagrodził jej drogę. - Obiecaj na Klan Gwiazdy.
- Klan Gwiazdy widocznie już dawno przestał się nami interesować. - Odpowiedziała kotka ze złością. - Gdyby obchodziły go te wszystkie koty poległe w wyniku durnej dyskryminacji liderki, to już dawno grzmotnąłby ją gromem z nieba albo czymś jeszcze!
Przez złość nie panowała nad słowami. I Glina, i ona widocznie mieli wrodzoną szczerość. To, co kotka miała do powiedzenia wylewało się z jej ust, a przyjemne nie było.
- To obiecaj na cokolwiek, na czym ci zależy.
- Na czym ma mi zależeć?
- Obiecaj. - Nie ustępował brat.
- Wykłócałabym się z tobą całą wieczność, ale powiadają, że z głupimi się nie dyskutuje. - Prychnęła. - Obiecuję, okej?
- Szczerze?
- Litości, Glina, czy to jest przesłuchanie? - Fuknęła czarna. Od krzyku złości gardło jej się wypaliło, więc była zmuszona ściszyć głos.
Gliniane Ucho koniuszkiem ogona oplótł jej ogon i oparł głowę na jej barku z otuchą, zanim odszedł. Pewnie poszedł do Zajęczego Nosa - ci dwaj spędzali ze sobą podejrzanie dużo czasu. Pyskatka jednak miała ważniejsze sprawy na głowie, niż dramatyczne romanse brata. Westchnęła, przygnieciona tą ciężką warstwą problemów.
***
Wracała do kociarni z Borówkową Mordką, gdy księżyc powoli wstawał. Położyła się od razu po wejściu. Tym razem przy Króliczym Susie nie było Świerszcza. Może poszedł pracować - był w końcu nierudy. Matka była naprawdę zatroskana. Pyskatka sama nie wiedziała, czy była na nią wściekła, czy jej współczuła. Wyszeptała do Króliczego Susa prosto, gdy obie powoli zasypiały.
- Nie chcę mieć pieprzonego rodzeństwa. Jak już masz bebech, to trzymaj z dala ode mnie te głupie bachory, gdy już się urodzą. - Warknęła. Po chwili spróbowała się uspokoić, licząc do dziesięciu w głowie. - Mamo, dlaczego? Zmarnujesz swoje siły, kocięta i moje nerwy. Wiesz, że będę cię wspierała, ale to durne, że z ojcem wybraliście sobie tak okropny moment na czułości.
Zdołała opanować złość po dłuższej chwili, ale nie potrafiła w głębi przestać się wściekać. Dlaczego rodzice jej nie powiedzieli, że planują kolejne cholery? Dlaczego nie pofatygowali się, by zapytać ją o zdanie?
Króliczy Sus pokręciła wolno głową.
- Nie bądź zła. Nie chcieliśmy... tak wyszło... - może miała dokończyć, może nie, ale przerwała wypowiedź. Krótki wybuch popłakiwania, a potem nieruchome leżenie na posłaniu przez matkę kilka dobrych uderzeń serca, zanim się uspokoiła. Potem jeszcze krótkotrwały napływ gniewu. Ale nic nie chciała mówić. Pyskatkę w pewnym sensie to nie dziwiło - matka zawsze była impulsywna i nie potrafiła ukryć swoich emocji. Była smutna? Płakała. Albo wrzeszczała. Zależnie od sytuacji. Mimo to czarna westchnęła. Źle się czuła i po prostu chciała odpocząć. przez długi czas wymachiwała łapami, wyobrażając sobie koty, na które była wściekła. Było ich bez limitu. Jedno drgnięcie powodowało wybuch złości u Pyskatki. Nie mogła znieść myśli, że będzie musiała dzielić kociarnię ze swoim własnym rodzeństwem. Do Gliny się przyzwyczaiła - razem się wychowywali, razem dorastali i poznawali sekrety wojowniczego fachu. Brat już wiele razy pokazał, że ją kocha, nawet, jeśli mieli drobne sprzeczki i upadki. Miała do niego sentyment, lubiła go, może nawet kochała, choć nigdy nie powiedziałaby tego na głos. Był jedną z nielicznych osób, które potrafiły poprawić jej humor. Ale nie chciała dzielić swoich korzeni z kimś jeszcze innym. Nie chciała żadnych durnych kociąt! Co zrobi, jeśli wyrosną z nich perfekcyjne ideały, które będą się prezentowały lepiej od niej? Nie wytrzymałaby tego. Pyskatka miała wiele wad - agresja, arogancja czy samolubność były tylko niektórymi z nich. Pamiętała, co ciotka opowiadała Pyskatce, gdy ta była jeszcze uczennicą - że Czapla Gwiazda był nikim innym jak pradziadkiem Pyskatki i Gliny oraz dziadkiem Niebiańskiego Kwiatu i Świerszczowego Skoku. To wielki zaszczyt mieć w korzeniach lidera, a jej wielkie paskudne ego nie pozwoliłoby, by takimi korzeniami mogło szczycić się także jej przyszłe młodsze rodzeństwo. Ciąży jednak przecież nie dało się cofnąć, więc Pyskatka musiała się z tym pogodzić. Mimo to liczyła, że jej rodzeństwo urodzi się silne i niezależne. Nie chciała mieć braci i sióstr mazgajów. Ba, nie chciała być z nimi kojarzona. Zasnęła niespokojnie, ze świadomością, że następny świt być może wcale nie będzie lepszy. Nie nastawiała się na to, że kiedykolwiek zazna świętego spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz