Kawka położył zażenowany resztę tego co pozostało mu z uszu. Liczył, że kotka nie widziała jego niezgrabnego polowania. Wyprostował się i chrząknął. Nie mógł się jąkać jak Wilczak na drzewie.
— Do przodu jakoś. — odparł, uciekając wzrokiem od niebieskiej.
Nie mógł gapić się na nią jak debil.
— Jakoś...? — mruknęł Burzowa Noc. — Wyglądasz jak chodzący kościotrup. — miauknęła z lekkim rozbawieniem.
Jej brwi wesoło uniosły się do góry, a spięcie jakie jeszcze uderzenie serca panowało na pysku kotki zniknęło. Wzrok kocura skupił się na bliźnie na poliku niebieskiej. Patrzenie na nią było łatwiejsze niż prosto w brązowe ślipia. Kawka uniósł ogon do góry, próbując odgonić myśli od kotki.
— Więc ta wariatka została wywalona? Czemu Piaskowa Gwiazda tak długo zwlekała?
Burza przewróciła ślipiami.
— Sama nie wiem. Chyba mózg jej się czasem przegrzewa od tej rudej fanaberii. — prychnęła Burzaczka.
Jej ogon drgnął nerwowo. Kawka zaciekawiony zmrużył ślipia.
— Rudej fanaberii? Fajnie się bawicie w tym Klanie Burzy. — mruknął.
Burzowa Noc prychnęła, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
— Weź. Na łeb upadła. Albo dostała kamieniem za młodu. Załamka. To tylko brzmi śmiesznie. Ale gdybyś to widział. Na Klan Gwiazd. Te rude wywłoki moczą tyłki w piasku całe dnie. Jeszcze jęczą jak kotki w rui. — zaczęła stękać Burza, chodząc nerwowo w kółko.
Kawka skrzywił się.
— I nikt z tym nie robi? Jesteście gorsi niż Wilczaki. — prychnął z lekkim rozbawieniem.
Burzowa Noc zmroziła go spojrzeniem.
— Może nie masz takich boityłków jak ja w klanie.
— Pewnie tak. — odparł dumnie.
— Pewnie ten kremowy uczeń medyka faszeruje te ptasie móżdżki jakimś ziołami... Nie ma opcji, żeby byli aż tak ułomni. Rozumiesz! — ostatnie słowo brzmiało bardziej jak rozkaz niż pytanie z pyska niebieskiej.
Kawka kiwnął łbem od niechcenia. Dobrze wiedział, jak tępe potrafią być klanowe koty. Cieszył się, że sam już nim nie był. Był wolny. I często głodny, samotny i bez opieki medycznej, ale to przy wolności jaką posiadał było niczym. Uniósł dumnie łeb do góry.
— Może sama powinnaś wziąć tych mysi głąbów do kupy. — stwierdził nieśmiało.
Burzowa Noc spojrzała na niego zaskoczona.
— Myślisz, że dałabym radę? Niektórzy to naprawdę ciężkie przypadki... — westchnęła ciężko.
Kawka zaśmiał się cicho. Nie wątpił. Niebieska wariatka była tego najlepszym przykładem. Spojrzał niepewnie na Burzową Noc. Także rozbawiona spoglądała na niego. Czarny westchnął cicho. Gdyby Burzowa Noc tylko była samotniczką... mogliby cały czas być razem. Śmiać się z klanowych mysich bobków, polować, spacerować po niekończącym się lesie... wspólnie zasypiać w jednym legowisku. Gdyby tylko była wolna jak on...
Szybko speszony pokręcił energicznie łbem. Musiał wyrzucić tą myśl z głowy szybko. Zanim palnie coś głupiego. Burzowa Noc spojrzała na niego zdziwiona. Kawka uciekł wzrokiem spod spojrzenia jej pary brunatnych ślip.
Należeli do dwóch różnych światów.
On wychudzony włóczynoga, ona pracowita wojowniczka.
— Aż tak się przejąłeś tymi kupami futra? — mruknęła do niego Burza.
Kawka pokręcił łbem.
— Nie. No co ty. Pf. — odparł zmieszany. — Cieszyłem się pięknem pory zielonych liści.
Brązowe ślipia nie wyglądały na przekonane.
— Patrząc na własne łapy?
— A nie są ładne? — uniósł do góry ubłocone kończyny.
Burza pokręciła łbem. Uśmiechnęła się lekko.
— Dobrze cię widzieć, Kawko. — miauknęła nagle.
Czarny speszył się tymi słowami. Kotka chyba też. Niezręczna cisza wkradła się pomiędzy nich.
— N-no wiem. — burknął w końcu z udawaną pewnością.
Kotka westchnęła.
— Ale z ciebie narcyz. — mruknęła, kopiąc grudkę lepkiej w ziemi w stronę kocura.
Kawka prychnął, odskakując od niej.
— Głupia jesteś? A co jak są w niej robale? — drący głos zdradził jego obawy.
Burzowa Noc uśmiechnęła się wrednie i posłała w jego stronę jeszcze parę błotnistych ciapek.
* * *
Minęło wiele księżyców odkąd ostatnio widział Burzową Noc. Pory roku mijały, a na pysku Kawki pojawiły się pierwsze siwe włosy. Czuł się staro. Nawet Psia Łapa żwawo hasając, zupełnie jakby sam był jeszcze nastolatkiem, mu to wypominał. Kawka zatrzymał się. Wysychająca kałuża była jedyną pozostałością po wczorajszej burzy. Znikała powoli, wchłaniając się w ziemię. Czarny westchnął, mocząc w niej łapę.
Może powinien odwiedzić Klan Wilka. Ostatnio coś Klan Gwiazd się na nich gniewał. Kawka zastanawiał czym Wróbelek im tak podpadł. Spojrzał niechętnie w stronę lasu. Po płonącej kotce chyba jednak wolał się trzymać otwartych terenów. Postawił niepewnie łapę na polanie. Smród królików uderzył w jego nozdrza. Skrzywił się. Miał nadzieję, że Burzowa Noc nie śmierdziała tak samo.
— Ej! To ten przybłęda z kiedyś! Ten bez uszu! — rudy wojownik wyskoczył jakby znikąd.
Kawka spojrzał na niego zaskoczony. Nie tego się spodziewał. Rudy prychnął na niego, wyciągając pazury. Jego pomarańczowe ślipia płonęły gniewem. Kawka zrobił krok w tył. Może i byli w podobnym wieku, ale rudzielec wyglądał na o wiele lepiej odżywionego.
— Może to nasz morderca...? Burzowa Noco! Weź się pospiesz! — warknął za siebie.
<Burza?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz