*nim MGBG wziął się za nasze kotki*
Kawka się plątał. Jak zawsze. Bez celu przemierzał tereny bagniste. Nie lubił ich, ale łapy same go tu niosły. Powodem wcale nie był Psia Łapa. Ani trochę. Kocur zirytowany trzepnął ogonem. Jako wojownik ciągle miał dość kotów, które kłębiły się wokół niego. Teraz jednak włóczęga czuł się tak potwornie samotny. Mógłby nawet spędzić popołudnie z liliową wariatką. Skrzywił się mimowolnie na myśl o niej. Napuszony kopnął niewielki kamień, który nawinął się mu pod łapy.
— Ej! Co ty wyprawiasz? — wrzask rozległ się przed nim.
— Ej! Co ty wyprawiasz? — wrzask rozległ się przed nim.
Uniósł łeb i zmrużył ślipia. Ciemny kształt był w odległości drzewa od niego. Kawka skądś ją kojarzył.
— He?
— To są moje kamienie! — krzyknęła kotka. — Pszczoły ci mózg wyżarły wraz z uszami?!
Kawka położył to co pozostało mu z uszu. Futro na karku zjeżyło się. Już wiedział skąd ją znał.
Wariatka ze Zgromadzenia.
— Eh, to ty. — prychnął zniesmaczony.
— He?
— To są moje kamienie! — krzyknęła kotka. — Pszczoły ci mózg wyżarły wraz z uszami?!
Kawka położył to co pozostało mu z uszu. Futro na karku zjeżyło się. Już wiedział skąd ją znał.
Wariatka ze Zgromadzenia.
— Eh, to ty. — prychnął zniesmaczony.
Kotka uniosła dumnie ogon.
— Tak to ja. A ty kopiesz moje kamienie. Masz coś na swoją obronę? Co? Zatkało bezuszny? — syczała zacięcie kotka.
— Tak to ja. A ty kopiesz moje kamienie. Masz coś na swoją obronę? Co? Zatkało bezuszny? — syczała zacięcie kotka.
Czarny skrzywił się. Nie sądził, że kopnięcie gruzu ją tak zaboli. Spojrzał na poszkodowany kamień. Leżał rozłupany na dwie części. Kawka podszedł bliżej niego. Samotniczka warknęła.
— Ej. — mruknął zaskoczony. — Podejdź.
Samotniczka spojrzała na niego nieufnie.
— Żebym nim oberwała w łeb? Nie jestem głupia.
Kawka wywrócił ślipiami. Dotknął łapą gruzu. Miał nawet ładny kolor. Czarny nie sądził, że pod tą burą nijaką powłoką może kryć się coś takiego.
— Mogę go sobie wziąć?
<Nocne Pióro?>
— Ej. — mruknął zaskoczony. — Podejdź.
Samotniczka spojrzała na niego nieufnie.
— Żebym nim oberwała w łeb? Nie jestem głupia.
Kawka wywrócił ślipiami. Dotknął łapą gruzu. Miał nawet ładny kolor. Czarny nie sądził, że pod tą burą nijaką powłoką może kryć się coś takiego.
— Mogę go sobie wziąć?
<Nocne Pióro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz