*Krótko po ostatnim Zgromadzeniu*
Wydarzenia z ubiegłego Zgromadzenia dosyć mocno wstrząsnęły zagubionym Wieczornikiem. Zaczął wątpić w swoje własne bezpieczeństwo, nie miał też przy sobie Zboża, która by go ochroniła, więc oczywiste było, że strach zrobił swoje i sparaliżował go, odbierając mu możliwość zarówno ruchu jak i logicznego myślenia.
A jakby tego było mało, dostał karę. Za co? Za to, że się bał? Nie rzucił się gasić ognia, bo nie był w stanie nic zrobić! Niesprawiedliwe. Bardzo, bardzo niesprawiedliwe. Dąsał się jak mały kociak. Nigdy nie lubił Borsuka, ale teraz to przesadził! Chciał się pozbyć własnych wojowników? Zbożowy Kłos jednak miała rację co do niego.
Niby te całe jego nowe obowiązki nie były takie złe, ba, były całkiem zabawne, ale przez aż dwa księżyce? To była przesada! Mh, jednak, mimo wszystko, nie miał wyboru. Musiał przyjąć to na klatę, bo bał się, że jak się sprzeciwi, to Borsucza Gwiazda jeszcze coś mu zrobi. Zajrzy dzisiaj do starszyzny, a jak zdąży, to skoczy jeszcze na polowanie, może dzięki temu ich jakże wspaniały lider go oszczędzi i pójdzie spać ze wszystkimi nogami.
Chrząknął.
– Em, dzień dobry! – przywitał się odrobinę niepewnie.
Trzy spojrzenia skierowały się na niego. Najdziwniejsze i najbardziej niepokojące należało do Puszystego Futra. Ah, tak, zapomniał, że ona też tu przebywa. Jej też się obawiał od czasu, kiedy stała się mordercą.
Wzdrygnął się.
– To… Ja… Ja tylko ten mech wymienię.
Powinien mniej ględzić i po prostu brać się do roboty. Westchnął i poczekał, aż jedna z kotek zejdzie ze swojego legowiska, aby chwycić przeleżały mech w zęby i wytargać je na zewnątrz, zaraz sięgając po nowy, czysty i zielony. Po drugiej rundce dotarł do posłania liliowej. Wniósł już nową połać mchu w pysku i chciał ją odłożyć oraz prędko się oddalić, ale zatrzymał go głos kocicy.
– Oh, wyglądasz na takiego przybitego, pewnie jest ci ciężko, co? No wiesz, bez Zbożowego Kłosu…
Zacisnął mocniej szczęki. Zaśmiał się nerwowo, uciekając wzrokiem.
– Brakuje ci towarzystwa…
Przełknął ślinę, upuścił mech na ziemię.
– M-może…
Odwrócił się na pięcie i wyszedł, nie czekając na żadną reakcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz