"— Chciałabyś zostać ze mną? Wiesz, tu, w klanie nocy. Mogłybyśmy połączyć legowiska i spać razem... Wiesz, być prawdziwą parą — miauknęła cicho, odpowiedziało jej jedynie niezadowolone prychnięcie.
— Żartujesz sobie, tak? — na te słowa poczuła, jakby miała się rozpłakać niczym mały kociak. Pociągnęła nosem — Klan nocy nigdy nie będzie moim prawdziwym domem. Nie ważne jak bardzo ty, czy ja będziemy się starać. Nie ważne jak bardzo cię kocham. Klan Lisa to miejsce, do którego należę — mówiąc to, otarła się o jej policzek, mrucząc uspokajająco — Zrozum to, proszę — szepnęła na jednym wdechu. Zboże pokiwała twierdząco głową. Oczywiście, że ją rozumiała! Tylko... jeszcze to do niej nie chciało dotrzeć."
— Żartujesz sobie, tak? — na te słowa poczuła, jakby miała się rozpłakać niczym mały kociak. Pociągnęła nosem — Klan nocy nigdy nie będzie moim prawdziwym domem. Nie ważne jak bardzo ty, czy ja będziemy się starać. Nie ważne jak bardzo cię kocham. Klan Lisa to miejsce, do którego należę — mówiąc to, otarła się o jej policzek, mrucząc uspokajająco — Zrozum to, proszę — szepnęła na jednym wdechu. Zboże pokiwała twierdząco głową. Oczywiście, że ją rozumiała! Tylko... jeszcze to do niej nie chciało dotrzeć."
Żałowała, że nie dołączyła do niej, nim została zastępcą. Wtedy łatwiej byłoby jej odejść od dotychczasowego życia. Może wzięłaby ze swoją jeszcze Wieczornika.
Może...
Od jakiegoś czas nic nie było dla niej pewne, wręcz przeciwnie, wszystko co ją otaczało zdawało się być bańką mydlaną, która zaraz miała pęknąć. Pamiętała, jak obiecała szylkretce, że będzie przy niej zawsze a teraz? Konopia kisiła się w owocowym lesie, zaś Zboże zyskała stołek lidera klanu nocy. Były oddzielnie a tak ją zapewniała, że nigdy się nie rozdzielą.
Schowała nos między łapy.
Zbożu brakowało liźnięć za uchem, ignorowania jej własnej przestrzeni osobistej, czy po prostu wtulania się w siebie po cudownych czułostkach, które dzieliły tylko i wyłącznie między sobą.
Mimo iż Wieczornik czasem nocował w jej legowisku, chcąc dotrzymać przyjaciółce towarzystwa, to nadal nie było to. Rudy był dla niej praktycznie jak brat a ona potrzebowała swojej ukochanej tuż obok.
Razem mogłyby chować się w miękkim legowisku z mchu, trawy i pór, wtulając się w siebie i wymieniając liźnięciami.
Zamknęła oczy, próbując zasnąć, jednakże brak szylkretowego futra u boku skutecznie to utrudniał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz