*przed wyprawą powrotną*
Skierował wzrok na drzewo, gdzie chwilę temu mignął mu rudy kształt. Nie był to lis, nic z tych rzeczy. Ich tereny leżały znacznie dalej, więc wątpliwym było, spotkanie ich w tym miejscu. To była wiewiórka, która śmignęła mu tak naglę przed oczami. Zaciągnął się jej zapachem i zaczął podążać jej tropem. Miał nadzieję, że nie ucieknie głębiej w korony drzew. Wtedy znacznie trudniej byłoby ją złapać.
Zwierzątko znów pojawiło się w zasięgu wzroku, bacznie obserwując teren z pobliskiej gałęzi. Zamarł, mając nadzieję, że wiewiórka nie dostrzegła jego ruchów. Liczył uderzenia serca, aż ruda zeszła nieco niżej na ziemię, chwytając w łapki jakieś nasionko.
To był odpowiedni moment na atak!
Zakradł się bliżej, po czym rzucił na swoją ofiarę. Wgryzł się ze smakiem w jej ciałko i zaczął zajadać. Teraz nie miał obowiązku zanosić piszczek na stos, więc mógł bez żadnych przeszkód, zjeść w tym momencie.
Kiedy nasycił swój głód, skierował kroki w drogę powrotną. Znów naszły go nieprzyjemne myśli. Już tak długo żył na wygnaniu... Co jeśli znów straci życie? Dobrze, że Zbożowy Kłos była wraz z nim. Samotność była chyba gorsza. Ta niemożność otworzenia do nikogo pyska. A tak? Mógł pogadać ze swoją zastępczynią i nie oszaleć. Pigwowy Kieł przez pewien czas milczał, tak jakby już nigdy miał się nie pojawić. Miał nadzieję, że tak było. Że udało mu się wypędzić tą zmorę ze swojego umysłu. Wiedział jednak, że nie mógł na to liczyć. Z takimi siłami trudno było wygrać.
Krok za krokiem przedzierał się przez krzaki, gdy naglę stanął. To był sen. Musiał być. Inaczej jak mógł wytłumaczyć to, że jego córka nagle wyrosła jak spod ziemi?
Stał jak zamurowany, niezdolny do wypowiedzenia żadnego słowa. Bał się, że jeśli to zrobi, to ta halucynacja zniknie.
- Tatusiu? - zdołała wydukać. - Ja... ja cię tak cholernie kocham, że aż bym się na ciebie rzuciła.
Jej głos. Nie było wątpliwości, że to była ona!
- Kochanie? To naprawdę ty? - zapytał, podchodząc nieco bliżej.
- Tak, to ja! - Widział jak siłą woli, stara się powstrzymać od rzucenia się na niego.
Uśmiechnął się smutno, stając tuż obok niej.
- Też tęskniłem i również cię kocham. - Przytulił ją, na co ta od razu wtuliła swój pysk w jego futro.
- Co... Co się stało? Dlaczego...
- Ciii... - próbował ją uspokoić. - Musiałem... Borsucza Gwiazda chciał mnie zabić. Zresztą... udało mu się to aż dwa razy.
To wyznanie sprawiło, że oczy jego córki zabłysły jakimś dziwnym ogniem.
- Nie, Malinko. Nic nie próbuj. Nie chcę, aby coś ci się stało...
- Ale... Ale on musi za to wszystko zapłacić! - warknęła z chęcią odpłacenia się za cierpienie ojca.
- Zapłaci. Znalazłem Zbożowy Kłos... Niedługo wrócimy do klanu... Wtedy Borsucza Gwiazda przestanie siać swój terror. Zaufaj mi.
<Malinko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz