Mały kociak wychylił główkę spod ogona matki, która spała spokojnie, jej boki unosiły się i opadały miarowo, raz po raz mamrotała coś przez sen, niespokojnie poruszając łapami. Sroczek nie rozumiał, o co jego rodzicielce chodzi, jednak nie zamierzał jej budzić. Od kiedy tylko sięgał pamięcią, jego mamusia była zawsze zmęczona, pewnie dlatego niezbyt chętnie zajmowała się swoimi dziećmi. Zajęczy Omyk pomagała jej na tyle, na ile potrafiła, jednakże dwa żywe srebra, jakim był Prędki oraz Falka potrzebowały wiele uwagi. Naprawdę wiele.
Teraz nie było już ani Zajęczego Omyku ani Prędkiego Wichru, kocur opuścił klan klifu po srogiej awanturze z ojcem, zaś kotka... Srocze Pióro spuścił głowę, nadal nie potrafiąc pojąć, dlaczego tak okrutny los spotkał tak cudowną kocicę. Nie zasługiwała na śmierć.
Potem popatrzył na swoją matkę, kotkę, która zawsze traktowała go obco, jak nie swoje.
Teraz wiedział dlaczego, mimo wszystko, cieszył się, że rodzicielka się zwierzyła ze swojej traumy. Teraz mógł być dla niej jeszcze lepszym synem. Mimo wszystko, uśmiechnął się, gdy widział, jak ta z lekkim uśmiechem na mordce rozmawia z Kogucim Krzykiem, który ostatnio często odwiedzał kociarnię.
Sam Sroczek wtulił się w futerko Kalinki, z którą od kilku księżyców spędzał więcej czasu, niż przedtem.
Zaciągnął się słodkim zapachem wojowniczki a gdy ta liznęła go w czoło - pisnął cicho z zażenowania i ekscytacji.
Musiał nareszcie powiedzieć jej, jak się czuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz