A może to Bluszcz bezsensownie go obwiniał?
W głowie liliowego tkwiło zbyt wiele pytań, na które nikt nie był w stanie udzielić mu zadowalających odpowiedzi. Nie chciał bezpodstawnie obwiniać Mysi Krok, ale po podsłuchaniu jego rozmowy z Mroźnym Oddechem wszystko wskazywało na jedno. Młody nie miał odwagi zapytać wprost kocura, czy to on dopuścił się takiego haniebnego czynu na jego matce.
- A skoro pamiętasz, jaka była przed tym, to możesz mi opowiedzieć trochę o jej zachowaniu? – spytał nagle, na co kremowy nerwowo machnął ogonem, a uczeń medyka momentalnie skarcił się za bycie wścibskim. Wprost widać było, jak rzuca oskarżenia, toteż potrząsnął głową, przywracając się do porządku. – Znaczy, to nie jest ważne. Przynajmniej nie teraz – dodał, biorąc głęboki wdech i wypuszczając ze świstem powietrze z nozdrzy. – O, Trybula, to nam się przyda.
Tak po prostu zmienił temat, jakby przypadkiem rozpraszając się roślinką. W rzeczywistości szukał ucieczki od niezręcznej rozmowy, a słodka woń doprowadziła go do przydatnego okazu flory. Było mu naprawdę głupio, że tak naskakiwał na wojownika, ale myśl o tym, iż ten może być jego ojcem, wręcz pozbawiała go poczucia winy.
Chciał po prostu wiedzieć. Potrzebował prostej odpowiedzi: tak lub nie, a jeśli wyszłaby ta twierdzącą, to pragnął poznać powód, dla którego Mysi Krok porzucił ich rodzinę.
***
Znowu było coś nie tak.
Stał samotnie w legowisku medyków, gdyż Bursztyn poszedł przyjrzeć się starszyźnie. Na plecach poczuł dobrze znany mu już chłód. Za każdym razem, gdy nieprzyjemnie zimno przenikało jego futro na grzbiecie, w okolicy pojawiał się Miętowa Gwiazda. Tyle że był on poniekąd wadliwy, bo po ich krótkich spotkaniach rozpływał się w powietrzu.
Raz sytuacja była jeszcze zabawniejsza, bo Bluszczowe Pnącze widział lidera podwójnie. Jeden stał na skale, skąd głosił przemowę dla klanu, a drugi wręcz pojawił się przy nim i zniknął w zaledwie ułamek sekundy.
Tym razem rudy był bliżej niego niż zwykle, patrząc uważnie na łapy vana, pod którymi kryły się ledwo co przyniesione zioła. Miał je posegregować, ale niespodziewana wizyta kocura go rozproszyła.
- Miętowa Gwiazdo, czy mogę ci w czymś po… - urwał, kiedy jego potencjalny rozmówca rozpłynął się w powietrzu, niczym mgła. Van westchnął zmęczony tym wszystkim i wyszedł przed legowisko, przysiadając przy wejściu i patrząc drętwo we własne łapy. Naprawdę nie rozumiał, co się działo.
To był znak od przodków? Czy też po prostu dopadała go jakaś choroba?
W życiu potrzebował odpowiedzi na wiele pytań, a nagłe pojawienie się Mysiego Kroku jeszcze bardziej mu o tym przypomniało.
- Coś się stało? – zapytał wojownik.
- Nieee – przeciągnął, kiwając przecząco głową. – Przekładanie tych ziół całymi dniami potrafi być męczące, choć pewnie to nic w porównaniu z bieganiem za gryzoniami i ganianiem ptaków. – Uśmiechnął się słabo, przyglądając się rozmówcy.
I u niego spostrzegł jakieś zmartwienie. Wydawał się być czymś przygnębiony.
A przecież Mroźnego Oddechu już nie ma. Bluszcz wciąż w głowie miał jej rozmowę z kocurem i żałował, że nie zdążył się jej dopytać o to, skąd wie o ojcostwie Myszka. Może udzieliłaby mu sensownej odpowiedzi, dzięki czemu van miałby o jeden powód mniej do zmartwień?
- A czy u ciebie wszystko w porządku? Wyglądasz dosyć mizernie, nie chcesz czegoś na wzmocnienie? Mamy nawet spore zapasy, znajdzie się coś dla ciebie – rzucił, zmieniając ton głosu ze spokojnego na weselszy. Chciał zarazić kocura lepszym samopoczuciem, choć wciąż istniało ryzyko, że to zwykły potwór.
<Myszku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz