Tego dnia udało mu się upolować pierwszą zwierzynę w życiu! Prawda, że była nią głupia nornica, która, szczęśliwym trafem dla Puchacza, została wpędzona w ślepy zaułek, ale wciąż mógł to nazwać wielkim osiągnięciem. Zaczął myśleć, że może nie jest taką ciamajdą, za jakiego go mieli? Może zaczyna zyskiwać wiarę w siebie? W końcu coś!
Teraz Księżyc i Puchacz powinni wrócić do obozu i zanieść swoje skromne, acz niezłe, jak na początki treningu, podarki dla klanowiczów. W sumie mieli dwie nornice i jednego wróbla.
- Wiesz, gdzie jest żłobek, Puchaczu? - spytał mentor.
- Jasne - Uczeń pokiwał głową. - Ale nigdy nie byłem w środku.
- Dobrze, w takim razie zaniesiesz jedzenie królowym, a ja odwiedzę Pędraka.
- Robi się.
Puchacz wziął w pysk kreta. Ciągnąc po ziemi zwierzynę, zawędrował do kociarni. Położył kolacje przed Owieczką i uśmiechnął się do kotek, które właśnie były w trakcie karmienia swoich młodych.
- Śliczne maluchy - pochwalił Puchacz, spoglądając na kocięta.
- Owszem - Kostka pokiwała głową z aprobatą. - Ale strasznie rozrabiają.
- Pierwszy raz widzę cię na oczy - zauważyła Owieczka. - Nie jesteś stąd?
Kocur pokręcił głową.
- Nazywam się Puchacz. Jeżynek przyprowadził mnie tu kilka dni temu, a teraz uczę się na wojownika - oznajmił z dumą i wypiął pierś.
Nagle poczuł jakiś ciężar na ogonie. Obrócił się, a okazało się, że to kocię Owieczki. Zachciało mu się atencji to zaraz jej dostanie.
- Um... cześć?
<Perkoz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz