Małe w większości białe kocie, wtulało się właśnie w swojego brata, lekko przysypiając. W żłobku było dość cicho, co cieszyło Kózkę, ponieważ kocię nie lubiło zbytniego hałasu.
Jagódek, ten marudny brat, w którego wtulał się Kózka, niedawno zasnął. Nawet jeśli Jagódek zachowywał się, tak jak się zachowywał, Kózka wciąż go kochał, są w końcu rodzeństwem. Kózka już prawie spał, w momencie, kiedy usłyszał odgłosy łap w kierunku przejścia do żłobka. Obrócił lekko swoją niedużą główkę i delikatnie otworzył ślepka, zaciekawiony, kto to.
W wejściu ustała średniej wielkości niebieska kotka, wraz z białym kocurem.
- Sowi Locie. - zaczęła kotka - Złapaliśmy patrol Klanu Klifu na granicy, nie każ im dłużej czekać.
Sowi Lot popatrzyła z kociaków, na niebieską kotkę.
- Strasznie boli mnie brzuch.. - skłamała - Nie możemy załatwić tego później?..
Zastępczyni machnęła ogonem
- Więc daj nam kociaka i sami to załatwimy
Sowi Lot jedynie wydała niezadowolony pomruk i się podniosła.
Kózka wpatrywał się w swoją matkę, nie wiedząc, co się dzieje.
- Złoty Wilku? - powiedziała jego matka, zerkając na masywną kotkę leżącą na boku żłobka - Możesz zająć się.. - zawahała się - Jagódkiem pod moją nieobecność?
Złoty Wilk przytaknęła do Sowiego Lotu.
Szylkretowa podniosła Kózkę, który lekko się wzdrygnął, czując, że to, co się dzieje to nic dobrego.
- Chodźmy - powiedziała niebieska, po czym wyszła ze żłobka, a za nią wyszedł również biały kocur oraz Sowi Lot mocno trzymająca Kózkę, jakby ktoś chciał jej go wyrwać z pyska.
Liliowe kocie zamrugało kilka razy, żeby przyzwyczaić swój wzrok do oślepiającego światła, które pojawiło się dla niego znikąd.
Koty gęsiego przeszły przez wyjście z obozu.
---
Dalszą drogę, koty przeszły w wyjątkowej ciszy. Zatrzymali się przy grupie kotów.
Niebieska kotka machnęła ogonem do dwóch innych kotów.
- Możecie już iść dalej - przekazała im i odwróciła łeb w stronę Sowiego Lotu - Na co czekasz?
Matka Kózki najwidoczniej wpatrywała się w biało-czarnego kocura z krótkim ogonem, który stał przed nimi. Kotka podeszła do granicy i podała mu kociaka.
- Proszę, opiekuj się Kózką, Koperkowe Futro.. - mruknęła cicho, nie powstrzymując się od krótkiego polizania swojego kociaka.
Kózka wpatrywał się w matkę, czując się bardzo dziwnie, będąc trzymanym przez obcego kota z dziwnym, gryzącym w nos zapachem.
- Idziemy - powiedział jeden z kotów i po chwili w większości białe kocie zaczęło być niesione w całkowicie innym kierunku niż z którego przyszli.
Nie podobało mu się to ani trochę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz