Tego wieczoru nie robiła nic nadzwyczajnego. Trzymając się swojej zwyczajnej rutyny, siadała przed żłobkiem, oglądając koty przechodzące właśnie przez obóz. Obserwowała uważnie, zapamiętując każdy ruch. Uwielbiała to. Dawało jej dobre zajęcie i sposób na spędzenie czasu. Poznawała nowe pyski i próbowała je zapamiętać.
Wyrobiła sobie także zdanie na temat różnych klanowiczów. Za wszystkimi nie przepadała, choć były szczególne koty, na które nie chciała trafić w swoim życiu. Na przykład Zajęczy Nos, który nie potrafi usiedzieć w miejscu bez pytań. Choć ostatnio wydawał się dziwnie zdeterminowany.
Nawet jej własna matka, Borówkowa Mordka była okropnie niedojrzała, dlatego Wiśnia jej tym bardziej starała się unikać. Czekała cierpliwie, aż będzie mogła opuścić obóz, jednak dalej ciężko było jej zdusić ekscytację. Życie w klanie jako uczeń musiało być interesujące. Wiśnia już odliczała świty do mianowania, tylko by mieć pretekst, by opuścić monotonię obozu. Chciałaby poczuć zapach wrzosowisk, rzeki, ziół, żywej polnej zwierzyny. Było to dla niej coś nieodkrytego i ciekawego, co bardzo chciała sprawdzić i poznać. Smak świeżo upolowanej zwierzyny musiał się przecież różnić od tej że sterty, prawda?
Wiśnia prostowała się za każdym razem, gdy obok niej przechodził jakiś klanowy kot. Chciała prezentować się dobrze i schludnie, aby robić jak najlepsze wrażenie. Zabawi jeszcze długo w żłobku, ale chciała, żeby była dobrze kojarzona. Wstała i przeciągając swoje długie smukłe ciałko, wysunęła pazury. Nie były zbyt pokaźne - ot, małe kocie pazurki, nie do końca rozwinięte. W kociarni leżał dalej upolowany królik, ale nie chciała go teraz jeść. Nie miała apetytu. Bardziej zależało jej na jakiejś aktywności, by odpędzić myśli i pozwolić sobie na aktywny odpoczynek. Mijając legowisko uczniów, natknęła się na kilkorgu uczniów właśnie podążających na trening ze swoimi mentorami. Obok Dziki Gon jadł właśnie swój posiłek. Z daleka Wiewiórczy Pazur minął się z Piaskową Gwiazdą, posyłając sobie jakąś krótką wymianę zdań, której kotka nie usłyszała. I bynajmniej usłyszeć nie chciała. Nie miała po co mieszać się w czyjeś dyskusje.
Często spacerowała po obozie, bo lubiła polny zapach, zwierzynę na stercie i spokojny brzask, któremu towarzyszyły leniwe odgłosy współklanowiczów. Zawsze starała się jednak, by nie zwracać zbyt uwagi na innych. Nie lubiła towarzystwa pozostałych kotów, za to ceniła sobie prywatną przestrzeń. W klanie nie znała nikogo, kto zapowiadał się na istotnie ciekawą osobistość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz