Wypuściła z siebie długie, przeciągłe, zrezygnowane westchnienie.
– Już nic nie musisz. Po prostu pójdę z tobą już, zaprowadź mnie tam. Mam tylko nadzieję, że jest to w ogóle warte mojej uwagi.
I podniosła się ciężko, powoli. Kocurek podskoczył wesoło, niemalże rzucając się jej do szyi, czego ledwie uniknęła poprzez gwałtowne odsunięcie się. Oh, naprawdę wolałaby polecieć przez te jakże czyste i zachęcające niebo. I jak na złość, akurat nad ich głowami przeleciała niewielka grupka jakichś czarnych ptaków.
Powłóczyła leniwie nogami, za kicającym wesoło Kwaśną Łapą. Śmiesznie wyglądał, cały uradowany i w skowronkach. Ciekawe dokąd chce ją zaprowadzić i co było warte takiego zachodu. W końcu, czarny zatrzymał się, dumnie podziwiając cały obszar przed nimi.
O. Łąka. Cała zakwiecona, pachnąca i kolorowa. A wokół pełno robactwa.
– Zobacz ile tu ślicznych kwiatków! – miauknął Kwaśny, podekscytowany i wyraźnie zafascynowany.
Szylkretka zniżyła łeb, licząc, że dopatrzy się czegoś ciekawszego pośród tego zielska.
– Oh, więc nie mogłeś zerwać kilku i mi przynieść pokazać? – burknęła, trzepiąc ogonem.
– Nie! Nie o to chodzi! Zepsułoby to wszystko!
– No dobrze, dobrze. To… Co chcesz teraz z nimi zrobić?
Bo po coś chyba tu przyszła, nie zamierzała tylko oglądać tych durnych kwiatków.
– Będziemy robić wianki.
– Wianki?
– No tak! Trzeba spleść ze sobą dużo kwiatków, żeby powstała ozdoba na głowę.
– Obawiam się, że ani ja, ani ty nie potrafimy robić takich rzeczy.
Brat nie ustępował. Oparł przednie łapki na barku arlekinki i potrząsnął nią lekko.
– Spróbujmy chociaż!!
Wokół łąki rozległ się gardłowy pomruk niezadowolenia. Nie widziało jej się bawienie z kwiatkami, ale co innego mogła zrobić? Może Kwaśny szybko zrozumie, że nie potrafi i Wrona będzie mogła śmiać się z jego porażki. Jednak on już skakał wśród traw i kwiatów, uradowany zrywając coraz to ładniejsze. Kilka podetknął jej pod łapy. Westchnęła. Trąciła je łapą, aby lepiej zobaczyć co tam przyniósł. Parę stokrotek i maków. Pf, sama zbierze ładniejsze. Rozejrzała się. Intensywny zapach drażnił jej nos, a słońce zmierzające ku zachodowi przyjemnie grzało w pyszczek. Dużym minusem były owady, które co chwilę obijały się o jej ciało, a czasem nawet atakowały jej uszy, próbując wejść do środka. Trzepnęła uchem, aby je przegonić. Jej uwagę przykuł okazały, intensywnie fioletowy chaber. A wokół niego kilka innych. Podeszła do nich jakby od niechcenia i chwytając każdego z osobna w swoje białe ząbki, powyrywała je z ziemi może tylko odrobinkę zbyt agresywnie i tylko ciut zbyt gwałtownie. Więcej nie chciało jej się szukać, więc wróciła do tych stokrotek i maków od Kwaśnego. I co teraz…? Przysunęła jeden do drugiego. Tak nie wystarczy? Zerknęła za siebie, wzrokiem szukając swojego brata. Siedział w trawie z ogonem wysoko w górze, wyglądał, jakby ciężko pracował nad swoim wiankiem, zbyt zajęty, aby przejmować się otoczeniem. Jednak nagłe drgania jego ogona i ciche, stłumione jęki zawodzenia dawały Wronie do zrozumienia, że nie idzie mu najlepiej. Pokręciła głową i wróciła do swoich kwiatów, wsadzając w nie nos.
– Co robiiiisz? Jak ci idzie? – irytujący głos zabrzęczał nad jej uchem.
– No, mysi móżdżku, kazałeś mi robić wianki to robię wianki, nie? Ty już swoje zrobiłeś, że do mnie przylazłeś?
Coś błysnęło w jego oczach, popędził z powrotem w trawę i wrócił z kępką roślinek w pysku.
– Zróbmy razem…
Czyli miała rację, że mu też nie wychodziło. Kiwnęła głową tylko raz. I przytrzymała łapą kwiatki, aby spróbował łodyżki jakoś poprzekładać ze sobą drugą, chociaż tak, żeby jakkolwiek się trzymały. Kwaśny podał jej kolejnego, ale zanim zdążyła go chwycić, poprzednie rozplątały się, niwecząc cały jej plan.
– Aah, to bez sensu!
Wbiła w biedne rośliny swoje pazury, następnie je rozrywając. I znowu i znowu, coraz szybciej i z większą furią.
– N-nie! Nie rób tak! – jęknął żałośnie uczniak, wręcz błagając, aby przestała.
Przecież to tylko trzy kwiatki! Jak będzie chciała, to zepsuje więcej.
– Nie uda nam się, rozumiesz? Mamy zbyt nieporęczne łapy. Może… Po prostu wsadzę ci je w te futro pojedynczo – mruknęła z pozoru szorstko, wciąż zła, choć mimo wszystko, gdzieś głęboko w środeczku, chcąc dobrze dla brata.
Mogła jednak przysiąc, że gdyby koty potrafiły się czerwienić, ona byłaby teraz soczystym burakiem.
<Kwaśny? :blush_pigwa:>
jejku Wronka ty tsundere xd
OdpowiedzUsuń