Spojrzał na Fałszywego z zaintrygowaniem. Kocur ruszył do przodu, dając mu wcześniej sygnał, by był cicho i nie przeszkadzał. Van obserwował jego ruchu, przyglądał się z uwagą drżącym mięśniom i nastawionym uszom. Nigdy w życiu nie widział prawdziwego polowania. Szczerze go to po prostu nie interesowało, bo był zbyt bardzo zafascynowany wszelkimi roślinkami i ziołami, by kiedykolwiek patrzeć na drapieżników w akcji. Teraz jednak, skoro był już świadkiem, chciał zobaczyć wszystko. Każdy element, cały proces – w końcu, zbyt prędko może ponownie tego nie ujrzeć.
Wtem coś poszło nie tak. Point jakby wybił się z rytmu, a jego łapa za szybko dotknęła ziemi, zahaczając o korzeń. Przez to nie złapał równowagi i poleciał do przodu, robiąc po drodze kilka fikołków. Uderzył pyskiem o ziemię, a potencjalna ofiara spostrzegła go i w popłochu uciekła z miejsca zdarzenia.
Van zamarł w bezruchu. Z początku kącik pyska mu zadrżał, bo nieudolne lądowanie pointa go szczerze rozbawiło. Nie sądził, by wojownik miał w planach takie przedstawienie. Nie zamierzał jednak dogryzać leżącemu. Szedł do niego powoli, lecz kiedy ujrzał, że ten nie wstaje, lekko się zmartwił. Natychmiast do niego popędził, a ten zmierzył go wzrokiem.
- I czego się gapisz? - Burknął jak obrażony dzieciak.
- Nic ci nie jest? – zapytał, przyglądając się po kolei każdej części jego ciała. W głosie Bluszcza dało się wyczuć troskę. W końcu jako przyszły medyk powinien zawsze służyć pomocą. – Możesz wstać? Coś cię boli? Jesteś w stanie wyprostować wszystkie kończyny? Nie kręci ci się w głowie?
Prychnął pod nosem, jakby przyznanie się do cierpienia miało być ostatnia rzeczą, którą mógłby zrobić.
- Nic mi nie jest. Odsuń się - burknął, wstając, albo bardziej próbując. Zachwiał się, kiedy tylko uniósł zadek. Kiedy stanął na zranioną łapę, wydał z siebie pisk, natychmiast unosząc ją do góry, strosząc sierść i kładąc po sobie uszy. Van bez zastanowienia stanął przy nim, będąc gotowy do pełnienia funkcji oparcia. Spojrzał na jego kończynę i zmrużył oczy, zauważając, iż jest w nienaturalnym ułożeniu. Nie był do końca pewny, co zadziało się kocurowi, więc chciał jak najprędzej wrócić do obozu i upewnić się w swoich domysłach. Miał pewne podejrzenia, ale potrzebował jeszcze opinii Bursztynowego Pyłu bądź Firletkowego Płatku.
- Chodź, oprzyj się o mnie, jakoś damy radę dojść – polecił, czując ulgę, że od zawsze był dosyć wysoki i może nie upadnie pod naporem czyjegoś ciała.
Fałszywe Serce mruknął coś pod nosem niezrozumiale.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. Wojownicy radzą sobie sami - odpowiedział co wiedział, następnie próbując się ruszyć. Z przyzwyczajenia stanął na przedniej łapie, zaraz tego żałując. Wzdrygnął się przez ból, który tańcował sobie w jego ciele. Zacisnął zęby.
Uczeń medyka spoważniał, patrząc na niego z pewnym oburzeniem. Dlaczego niektórzy nie mogą po prostu pojąć tego, że nie zawsze są w stanie sami sobie ze wszystkich poradzić? Wziął głęboki wdech, wciąż stojąc blisko pointa.
- Wojownik czy też nie, każdy czasem potrzebuję pomocy i nie ma w tym absolutnie nic złego. Po to jestem, by zadbać o twoje zdrowie, a w takim stanie nigdy sam nie dojdziesz do obozu – zaczął, przyglądając się nieustannie jego grymasowi. – Przestań, twoja duma na tym nie ucierpi. Powinieneś się poza tym cieszyć, że tylko ja widziałem twój pokaz.
Ten odwrócił wzrok, jednak po chwili dotarł do niego sens słów kocura. Wyprostował się na tyle, ile mógł, przeważając nad nim. W końcu był starszy, więc i wyższy. Nawet jeśli tylko odrobinę.
- Zamierzasz mnie tym szantażować? - Warknął, odsłaniając kły i nachylając się. z Jego oczu biło podejrzenie. - Nie radzę.
Gdyby nie to, że van był oazą spokoju, już dawno zirytowałby się i zostawił rannego w samotności.
- Czemu szukasz we mnie zagrożenia? – westchnął. – Nie, Fałszywy. Nie szantażuję cię, tylko robię to, co muszę. Moim obowiązkiem jest pomagać każdemu, kto jest w potrzebie. A cokolwiek sobie nie myślisz, to wierz mi, że jesteś ranny i musimy iść do obozu.
Spojrzał na niego pewnie, po czym podniósł łapę i lekko pacnął go w łeb, niczym matka karcąca nieposłuszne kocię. Nie miał w zwyczaju przemocy, ale z tym oto osobnikiem inaczej się nie dało.
- Oprzyj się – polecił, a jego ton głosu zabrzmiał dosyć władczo. – Klan Klifu potrzebuję cię zdrowego, a jeśli dalej będziesz się opierał, to skończysz całkowicie nieprzydatny.
Wysłuchał go, z każdą sekundą zwyczajnie odpuszczając. Miał rację. Klan Klifu potrzebował swojego najlepszego wojownika, a jeśli załatwi go taka drobnostka, jak upadek podczas pogoni za zającem, no to... wstyd się będzie przyznać. Poza tym...za co mu się oberwało!? Co on, mały kociak?
Bez większego namysłu, przysiadł, podnosząc zdrową łapę i oddając Bluszczowi. A niech nie myśli, że puści w niepamięć ten gest!
- To za to, że mnie uderzyłeś. - Mruknął. - A teraz chodź, pomożesz mi. - Dopowiedział, opierając się w końcu o miękkie futro kocura. - I żeby nie było, nie robię tego, bo mi każesz. Przemyślałem sprawę i uznałem, że rozsądnie będzie przyjąć twoją pomoc.
Van zaśmiał się cicho, ale nie powiedział nic więcej. Przez chwilę ugięły się pod nim łapy, kiedy poczuł ciężar, napierający na niego od boku. Przełknął ślinę i spiął mięśnie, po czym powoli ruszyli w stronę obozu. Nie rozmawiali, nie patrzyli na siebie – po prostu sunęli do przodu. Bluszczowi dziwnie było mieć kogoś tak blisko siebie, ale wiedział, że każdy na jego miejscu zrobiłby coś takiego.
Od wejścia poczuł na sobie wzrok niektórych wojowników. Wpatrywali się w uniesioną przez Fałszywego łapę, a on z kamiennym wyrazem pyska zmierzał w kierunku legowiska medyków. Bluszcz zaprowadził go na mech, po czym pomógł ułożyć się. Bursztyna akurat nie było w pobliżu, ale Firletka stała przy zbiorze ziół i była gotowa działać. Podeszła do pointa i z uwagą przyjrzała się zranionej kończynie.
- Jest skręcona, prawda? – zapytał Bluszcz, chcąc wiedzieć, czy chociaż dobrze ocenił sytuację.
- Tak – odparła krótko, od razu zawracając do stosu medykamentów. – Znajdź Liść Bzu.
Liliowemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu przypomniał sobie o jego właściwościach, a gdy go dorwał, starannie przeżuł i wyłożył na łapę kocura. Następnie Firletka zajęła się całą resztą, a on z uwagą przyglądał się jej ruchom i podawał to, czego potrzebowała.
Po wszystkim nakazała Fałszywemu pozostać u nich na jakiś czas na obserwację, a sama zajęła się innymi sprawami. Bluszczowa Łapa widząc, że nie jest chwilowo potrzebny, przysiadł przy znajomym.
- Za jakiś czas na pewno wrócisz do formy – miauknął łagodnie, uśmiechając się.
Fałszywy pomrukiwał jakieś przekleństwa, kiedy jego łapa zaczynała na nowo boleć. Firletka zajęła się nim fachowo, poza tym byli znajomymi, więc przy okazji wypytała go o jego życie, jakby było w nim coś ciekawego. Gdy skończyła, oddaliła się, jednak point nie zaznał upragnionego spokoju, bo czyjś kuper usiadł przy nim. Wojownik polizał zranioną łapę. Jak długo będzie tu tak siedzieć? Czy Bluszcz był w stanie mu odpowiedzieć?
- Za jakiś czas to mogą nas zaatakować, a ja nie będę w stanie nic zrobić - burknął.
- Są inni wojownicy, dadzą sobie chwilę radę bez ciebie. A poza tym chwilowo i tak każdy klan jest zajęty własnymi problemami, więc nie sądzę, by akurat teraz ktoś chciał nas zaatakować – mruknął.
Widział, jak kocur marszczy brwi. Jego wyraz pyska zdawał się wskazywać na niedowierzanie. On? Nerwowy? Niby z której strony?
- Nie mam czasu na "wyluzowanie" - odparł, przewracając oczami. Gdy tak chwilę pomyślał, zorientował się, że nie wiedział nawet, na czym to polega. Może zwyczajnie nie potrafił? - Czym to właściwie jest? To twoje "wyluzowanie".
- Wyobraź sobie chociaż przez chwilę nie myśleć o czymkolwiek, nie przejmować się problemami. Po prostu usiąść w jednym miejscu, skupić swój wzrok na jednej rzeczy i ignorować wszystko, co cię otacza. Jesteś po prostu sam ze sobą, nie przejmując się światem – wyjaśnił.
Zerknął na niego, jakby pytając, czy on tak na poważnie.
- To głupie. - Stwierdził, nawet nie próbując. - Nie można wyluzować się inaczej?
Nie chciał też, by go ktoś zobaczył, jak tak się wgapia w mech czy inną rzecz. Jeszcze rozniosą o nim plotki z pazura wyssane.
- Wiesz, każdy może mieć inny sposób. – odparł, zastanawiając się przez chwilę nad czymś. – Nie zaszkodzi ci jednak spróbować. Poza tym, nie masz tu nic lepszego do robienia, możesz chociaż przez ten czas trochę się uspokoić.
<Fałszywy?>
Wyleczony: Fałszywe Serce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz