Zgodnie ze znakiem danym przez Kaczorka, Malinka usiadła i wytrzeszczyła oczy najbardziej słodko, na ile pozwalał jej mały łepek. Obcy płowy kocur wydawał się niski, podobnie jak psotne rodzeństwo. Białe akcenty podkreślały jego wzrost, a pomarańczowe oczy nadawały gościowi groźny wygląd.
Malinka przyglądała się arcyuroczymi ślepkami, spodziewając się po nim bycia wspaniałym wojownikiem. Chciała poznać jeszcze większą liczbę klanowiczów, którzy bronią Klanu Nocy. Dotychczas widziała tylko Jesionowy Wicher i Aroniowy Podmuch. Mamy nie liczyła jako wojowniczki, bo ta tylko ich karmiła, a szylkreta nie potrafiła uwierzyć, że mamusia mogła kiedyś walczyć.
- Witajcie, malucy - miauknął płowy z... dziwną wymową. W pierwszej chwili kotka odwróciła głowę, szukając "malucych". Do kogo mówił ten kocur? Do nich? Że oni byli malucy? Przecież tak się nie mówi. Dorośli zupełnie inaczej wymawiali to słowo.
- Hej! Kto pan? - zapytał się Kaczorek, zupełnie nie przejmując się wymową przybyłego.
- Nasywam se Biały Kieł - wymamrotał kocur, patrząc na rodzeństwo.
- Co? Nic nie usłyszałam. Proszę, powiedz głoooośnieeeeej - miauknęła Malinka, podwyższając ton swojej wypowiedzi z każdym słowem. Nie dosłyszała słów... Kogo? Białego Łba? Białego Łabąda? Białego... Kogoś? Przedstawił się, a ona, mimo młodego wieku, nie potrafiła usłyszeć tego, co miauczał płowy, więc bardzo grzecznie poprosiła o powtórzenie (przy okazji ponownie drąc mordę).
- Biały Kieł... Ucyłem wasego tatę - wyseplenił nieco speszony wojownik. Szylkreta odetchnęła z ulgą. Problem leżał po stronie płowego, a nie po jej uszu. Ufff, jednak nie zdołała się zestarzeć czy stracić słuchu.
- Ojej! Pan był mentorem naszego taty! Bardzo go kocham! Jest waleczny, kochany i bardzo, bardzo wspaniały - miauczał Kaczorek, zachwalając czekoladowego kocura.
- Wygląda pan z pyska bardzo groźnie. Z mowy znacznie mniej, ale pewnie pan zabił wiele kotów. Niech pan coś opowie o wojnie! - trajkotała zafascynowana kotka.
- Tak, prosimyyyyyy - powiedział Kaczorek, robiąc jeszcze większe oczy.
Biały Kieł stęknął pod nosem. Brzoskwiniowa Bryza usłyszała córkę.
- Dzieci, dajcie mu spokój. Przyszedł tylko na krótką rozmowę - powiedziała mama, wywołując smutne miny u rudego i szylkretki.
- Mamooooooo, ale tata nam nie mówi nic o wojnie. A podobno walczyliśmy z Klanem Klifu i każdy powinien kłaniać się Pstrągowej Gwieździe, bo ona taka groźna - miauczała kotka.
- Tak! Klifiaki są złe! Powinniśmy z nimi walczyć! - dodał Kaczorek, machając dumnie ogonem.
- Oni tak zawse? - zapytał się Biały Kieł Brzoskwiniowej Bryzy.
- Tak... Praktycznie codziennie. Dlatego miauczałam ci, że Jesiotr to oaza spokoju, że a ta dwójka to wulkany energii... Do tego... - rozpoczęła opowieść karmicielka.
Malinka, rozglądając się konspiracyjne, wzięła Kaczorka na stronę.
- On dziwnie gadał. Jak my po narodzinach. Sepleni strasznie. Dobrze, że tata nie zaczął go naśladować, bo skończyłby jak on - obgadywała płowego Malinka.
- Prawda.... Musimy go pożegnać i pokazać, że jesteśmy lepsi od Jesiotra! Mama znowu go zachwala - miauknął buńczucznie Kaczorek.
- Tak, też mi się to nie podoba... Ale... Mam już pewien plan - uśmiechnęła się złowieszczo szylkretka.
Wymieniła z rudym znaczące uśmieszki. Tworzyli naprawdę wspaniały duet. Razem dawali w kość każdemu, kto stanął im obu na drodze. Nieśli chaos.
Malinka bardzo kochała Kaczorka. Bez niego wykitowałaby w żłobku, ciągle moralizowana przez Brzoskwiniową Bryzę. Kotka rzygała ciągłym czepianiem się, karami i gadkami typu "Powinnaś być miła", "Powinnaś się uspokoić", "Powinnaś ble, ble, ble". Powoli wsadzała sobie do tyłka uwagi karmicielki. Kochała mamę, na swój sposób, potrafiły z wielkim zafascynowaniem rozmawiać o dobrych rybkach. Rodzicielka opisywała każdy gatunek i jego smak, kusząc córkę do przedwczesnego porzucenia mleka matki i rozpoczęcia odżywiania się jak prawdziwy drapieżca. Niestety w większości przypadków szylkretka słuchała, jak powinna postępować.
- Posłuchaj - miauknęła Malinka, kładąc łapę na karku brata. - Znalazłam ostatnio pozostałości po rybach z boku obozu. Zakradnijmy się po nie i rzućmy w pana Kła. Może wtedy nauczymy go mówić! Jak któraś z ości trawi płowego, to od razu zatrzęsie mu się mózg i będzie miauczał prawidłowo. Co ty na to? - upewniła się, podnosząc kącik ust.
Malinka przyglądała się arcyuroczymi ślepkami, spodziewając się po nim bycia wspaniałym wojownikiem. Chciała poznać jeszcze większą liczbę klanowiczów, którzy bronią Klanu Nocy. Dotychczas widziała tylko Jesionowy Wicher i Aroniowy Podmuch. Mamy nie liczyła jako wojowniczki, bo ta tylko ich karmiła, a szylkreta nie potrafiła uwierzyć, że mamusia mogła kiedyś walczyć.
- Witajcie, malucy - miauknął płowy z... dziwną wymową. W pierwszej chwili kotka odwróciła głowę, szukając "malucych". Do kogo mówił ten kocur? Do nich? Że oni byli malucy? Przecież tak się nie mówi. Dorośli zupełnie inaczej wymawiali to słowo.
- Hej! Kto pan? - zapytał się Kaczorek, zupełnie nie przejmując się wymową przybyłego.
- Nasywam se Biały Kieł - wymamrotał kocur, patrząc na rodzeństwo.
- Co? Nic nie usłyszałam. Proszę, powiedz głoooośnieeeeej - miauknęła Malinka, podwyższając ton swojej wypowiedzi z każdym słowem. Nie dosłyszała słów... Kogo? Białego Łba? Białego Łabąda? Białego... Kogoś? Przedstawił się, a ona, mimo młodego wieku, nie potrafiła usłyszeć tego, co miauczał płowy, więc bardzo grzecznie poprosiła o powtórzenie (przy okazji ponownie drąc mordę).
- Biały Kieł... Ucyłem wasego tatę - wyseplenił nieco speszony wojownik. Szylkreta odetchnęła z ulgą. Problem leżał po stronie płowego, a nie po jej uszu. Ufff, jednak nie zdołała się zestarzeć czy stracić słuchu.
- Ojej! Pan był mentorem naszego taty! Bardzo go kocham! Jest waleczny, kochany i bardzo, bardzo wspaniały - miauczał Kaczorek, zachwalając czekoladowego kocura.
- Wygląda pan z pyska bardzo groźnie. Z mowy znacznie mniej, ale pewnie pan zabił wiele kotów. Niech pan coś opowie o wojnie! - trajkotała zafascynowana kotka.
- Tak, prosimyyyyyy - powiedział Kaczorek, robiąc jeszcze większe oczy.
Biały Kieł stęknął pod nosem. Brzoskwiniowa Bryza usłyszała córkę.
- Dzieci, dajcie mu spokój. Przyszedł tylko na krótką rozmowę - powiedziała mama, wywołując smutne miny u rudego i szylkretki.
- Mamooooooo, ale tata nam nie mówi nic o wojnie. A podobno walczyliśmy z Klanem Klifu i każdy powinien kłaniać się Pstrągowej Gwieździe, bo ona taka groźna - miauczała kotka.
- Tak! Klifiaki są złe! Powinniśmy z nimi walczyć! - dodał Kaczorek, machając dumnie ogonem.
- Oni tak zawse? - zapytał się Biały Kieł Brzoskwiniowej Bryzy.
- Tak... Praktycznie codziennie. Dlatego miauczałam ci, że Jesiotr to oaza spokoju, że a ta dwójka to wulkany energii... Do tego... - rozpoczęła opowieść karmicielka.
Malinka, rozglądając się konspiracyjne, wzięła Kaczorka na stronę.
- On dziwnie gadał. Jak my po narodzinach. Sepleni strasznie. Dobrze, że tata nie zaczął go naśladować, bo skończyłby jak on - obgadywała płowego Malinka.
- Prawda.... Musimy go pożegnać i pokazać, że jesteśmy lepsi od Jesiotra! Mama znowu go zachwala - miauknął buńczucznie Kaczorek.
- Tak, też mi się to nie podoba... Ale... Mam już pewien plan - uśmiechnęła się złowieszczo szylkretka.
Wymieniła z rudym znaczące uśmieszki. Tworzyli naprawdę wspaniały duet. Razem dawali w kość każdemu, kto stanął im obu na drodze. Nieśli chaos.
Malinka bardzo kochała Kaczorka. Bez niego wykitowałaby w żłobku, ciągle moralizowana przez Brzoskwiniową Bryzę. Kotka rzygała ciągłym czepianiem się, karami i gadkami typu "Powinnaś być miła", "Powinnaś się uspokoić", "Powinnaś ble, ble, ble". Powoli wsadzała sobie do tyłka uwagi karmicielki. Kochała mamę, na swój sposób, potrafiły z wielkim zafascynowaniem rozmawiać o dobrych rybkach. Rodzicielka opisywała każdy gatunek i jego smak, kusząc córkę do przedwczesnego porzucenia mleka matki i rozpoczęcia odżywiania się jak prawdziwy drapieżca. Niestety w większości przypadków szylkretka słuchała, jak powinna postępować.
- Posłuchaj - miauknęła Malinka, kładąc łapę na karku brata. - Znalazłam ostatnio pozostałości po rybach z boku obozu. Zakradnijmy się po nie i rzućmy w pana Kła. Może wtedy nauczymy go mówić! Jak któraś z ości trawi płowego, to od razu zatrzęsie mu się mózg i będzie miauczał prawidłowo. Co ty na to? - upewniła się, podnosząc kącik ust.
<Braciszku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz