Odkąd Gwiazdnica odeszła, czuł się dziwnie przygnębiony. Oczywiście, osobowość Jarząb nie była czymś, co by mu przeszkadzało, ale sam brak tych dziecinnych docinek był dla niego nieprzyjemną odmianą. Właściwie to za nimi nie przepadał, ale były one nieodłączną częścią jego byłej mentorki. Westchnął przeciągle. Nagle usłyszał cichy szelest i ocieranie się gałązek. Zaalarmowany podniósł głowę. Na jego legowisko wdrapała się szybko jasna kotka, uważając aby nie obudzić innych, cicho pochrapujących uczniów.
— Trening. — Wyszeptała, nerwowo zerkając po innych uczniach.
Odetchnął z ulgą.
— Musimy przecież wychodzić z dwoma wojownikami.
— Ślimak zgodził się pójść. — Trąciła go łagodnie łapą — Proszę.
Bławatek dźwignął się na łapy i niezgrabnie zeskoczył z drzewa, poruszając przy tym liśćmi każdej możliwej gałęzi którą tylko minął po drodze. Obok niego lekko wylądowała biała, z grymasem podwijając przednią łapę przy zetknięciu z ziemią. Zaczęła sztywnym krokiem kierować się w stronę czekającego z zniecierpliwieniem pointa.
— Jesteście! — Rozpromienił się, prawie krzycząc. Bławatek miał ochotę wepchnąć mu łapy do pyska aby się uciszył. Jarząb jednak uśmiechnęła się, widząc radość kocura. No tak. Mogłaby nawet zginąć jeśli spowodowałoby to zadowolenie choćby jednego marnego kota. Prychnął cicho, pół z pogardy, pół z rozbawienia. Zwrócił tym uwagę dorosłych.
— Nic takiego. — Usprawiedliwił się i szybkim (w miarę jego możliwości) marszem skierował się do wyjścia z obozu. Dwójka nie skomentowała tego, jedynie wymieniła zdezorientowane spojrzenia i dołączyła do ucznia.
— Dlaczego tak późno, Jarząb? — Zaśmiał się Ślimak, z zaciekawieniem spoglądając na kotkę.
Kąciki ust białej drgnęły w słabym uśmiechu.
— Oh. No wiesz… słońce mi szkodzi. Nie lubię go.
Point uniósł brwi w zaskoczeniu. Otworzył pysk, chcąc coś powiedzieć. Zastanowił się jeszcze chwilę. — To dziwne. Byłaś z tym u medyka? Witka ci pomoże! — Zamruczał radośnie, przyśpieszając kroku. Kotka również zaczęła szybciej iść, chociaż zdecydowanie nie sprawiało jej to przyjemności.
***
Bławatek opadł zmęczony na posłanie. Ćwiczył rozpoznawanie śladów lisa do północy, o wspinaczce nie chciał nawet wspominać. Przez ten cały trening zwątpił w swoje pochodzenie. Jarząb jednak obiecała mu mianowanie następnego dnia - to go trochę pocieszyło. W przeciwieństwie do wojowników i zwiadowców, stróżowie mieli łatwiej niż uczniowie, a przynajmniej tak się zapowiadało. Mimo tego czuł, że nie ma siły wstać, aby zostać już kimś więcej niż głupim uczniakiem. Był cały obolały. Powieki same mu opadły. Kocur zasnął.
***
— Ja, Agrest, przywódca Owocowego Lasu wzywam naszych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Ciężko trenował, by nauczyć się przydatnych i pomocnych dla kota z owocowego lasu umiejętności. Polecam go wam jako stróża. Bławatku, czy przysięgasz służyć Owocowemu Lasowi jako stróż i pilnie wykonywać swoje obowiązki?
— Przysięgam. — Mruknął cicho,
Lider kiwnął głową z aprobatą.
Bławatek usłyszał tylko kilka okrzyków, które wydobyły się z pyska Ślimaka, Jarząb i Mrówki. Prychnął cicho. Gwiazdnica miała rację, nikt nie traktuje stróży poważnie. Po kilku chwilach reszta kotów rozeszła się, zostawiając go samego z matką.
— Gratulacje! — Zamruczała cynamonowa, omijając fakt, że Goździk został mianowany o wiele wcześniej. Uśmiechnął się do niej słabo i odszedł od miejsca spotkań klanu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz