Słoneczko nie poddawał się w próbowaniu nakarmienia kocura z ręki, jednak ta zaczęła go powoli boleć. Do drugiej ręki wziął jeszcze jeden kawałek mięsa i zawołał Blanke, która szybko podeszła i wzięła swoją porcję.
— To nie trucizna — rzuciła do Wypłosza, widząc jak stoi bezczynnie.
Szok wciąż go trzymał, bo nie potrafił zrozumieć, dlaczego Wyprostowany był... głupi. Zamiast go zabić, zakopać w swoim ogródku, to raz po raz kusił go jedzeniem. To było bardzo podejrzane i jeżeli sądził, że w taki sposób starci życie to naprawdę natrafił na jakiś okaz dziwaka.
Widząc jak Blanka zjada z ręki smakołyk szlak go trafił. O nie. Znów zacznie się do niego przymilać! Nie mógł na to pozwolić! Syknął na Wyprostowanego, zabierając kolejną porcję, którą kusił kocicę, popychając przy tym Blankę na bok, by ta powstrzymała się od wzięcia kolejnego kęsa.
— Przecież dostałeś swoje! Nic ci nie zabrałam — prychnęła niezadowolona, kładąc po sobie uszy.
O nie! Nie zamierzał jej pozwolić na kolejne przymilanie się do tego typa! To było oburzające!
Blanka widząc, jak kocur ją cały czas odpycha od Wyprostowanego, po prostu przebiegła na drugi bok, po czym wskoczyła Słoneczku na ramiona, na co ten zamiast ją zrzucić, uśmiechnął się i podrapał pod brodą. Kotka zamruczała i wystawiła język Wypłoszowi.
Spnął z irytacji, że ta się opierała i wręcz nachalnie rzuciła na Wyprostowanego. Zjeżył sierść, gdy ten znów ją dotykał.
— Złaź z niego, ale już! — syknął w jej stronę. — Natychmiast!
— Niby czemu, co? — prychnęła, próbując przekonać Wypłosza do gadania.
— BO TAK, ZŁAŹ — nie dawał za wygraną, bardziej się denerwując. — Jak to nie twój partner, to zrobisz to. Obrzydliwie się zachowujesz. Jakbyś chciała się z nim łajdaczyć! — fuknął.
Pieszczoszka otworzyła pysk z oburzenia.
— WYPLUJ TO! To nie prawda. I nie jest moim partnerem. To Wyprostowany! — fuknęła, strosząc się. Słoneczko widząc wściekłego Wypłosza i kątem oka napuszoną Blankę, sam zdjął kotkę z ramion, czując się nieco zagrożony atakiem burego kota. Pogłaskał jeszcze ją i powiedział coś z "dobry" do Wypłosza i pozbierawszy swoje rzeczy poszedł do kuchni.
Blanka obrzuciła poddenerwowanym spojrzeniem burego, kładąc po sobie uszy.
— Wyprostowany, a się łasisz jak do gołąbka! Nawet na niego wskoczyłaś dla uwagi, żałosne. Ale wie, gdzie jego miejsce, bo odrzucił twoje zaloty — stwierdził z niemałym zadowoleniem, że taki duży bydlak uciekł przed jego gniewem. Tak. Tak właśnie powinno być. Niech wie, że należy trzymać się z dala od bengalki!
— Słucham?! — prychnęła — To nie były zaloty! Nie wiesz, jak wyglądają zaloty! Jesteś... jesteś niemożliwy! — syczała zła, machając gniewnie ogonem — Wyprostowani nie mogą być partnerami! Nic, a nic się nie znasz na zalotach, Dwunogach i Pieszczochach, więc nie mów głupot, bo tylko się pogrążasz — prychnęła — I nie mam nikogo, a na pewno nie tego Dwunoga!
— Fakt, nie znam się na pieszczochach i Wyprostowanych, ale swoje widzę. I nie podoba mi się to — fuknął.
Dla niego te istoty nie zasługiwały na atencję, a Blanka co robiła? Właśnie tuliła się i przymilała do tego stwora jak jakiś... no pieszczoch! A on czuł tylko rosnący gniew, że ten mysi móżdżek, który nie potrafił go raz a porządnie zabić, dostawał tyle uwagi od bengalki. To było niesprawiedliwe! Kocica do niego nie chciała się łasić, a do Słoneczka to leciała już pierwsza.
— Jesteś po prostu zazdrosny! Przyznaj się! — w końcu wypaliła.
Położył po sobie uszy, ponieważ udało jej się uderzyć w sedno. Tak... Był zazdrosny. Cholernie zazdrosny, przez co jeszcze bardziej nie cierpiał Bezwłosego i życzył mu najboleśniejszej śmierci.
— Może tak, a co? Dopiero teraz to zauważyłaś? — prychnął pod nosem.
Nie zamierzał się jej tłumaczyć.
— Jesteś niemożliwy... żadne może! Jak mi powiesz, że jesteś zazdrosny i dlatego nie mam się tyle łasić do dwunoga to może przestanę.
Całkiem interesująca propozycja. Jednak... czy Blanka naprawdę przestanie się tak do niego przymilać? Śmiał wątpić. Zawsze jednak miał głupią nadzieję i teraz także zaufał kotce w tej kwestii. Praktycznie musiał wysilić się, aby wypowiedzieć słowa, do których ciężko było się przyznać. W końcu... On? Zazdrosny o Wyprostowanego? To było aż śmieszne i niedorzeczne, ale tak rzeczywiście było.
— Dobra. Jestem zazdrosny, zadowolona? — fuknął.
— To wcale nie było ładne przyznanie się. To było zwykłe przyznanie się... — mruknęła, wywracając oczami. — Masz przeprosić i powiedzieć, że jest ci głupio za swoje brzydkie zachowanie, po czym wytłumaczyć, że nie chcesz żebym się tak dawała głaskać. Tyle powinno wystarczyć na pierwszy raz. — Blanka usiadła i owinęła łapy ogonem. — No dalej, czekam. Chyba, że wymiękasz.
Skrzywił się. Naprawdę? Brzmiało to jak coś co robią pieszczoszki. Na ulicy mówiło się prosto, bez ozdobników. Rzucało się krótkie przepraszam, a nie miauczało litanie o przebaczenie. Za takie darcie pyska zwykle dostawało się po łbie.
Westchnął, ponieważ nie miał wyboru. Kocica mu nie odpuści. Zacznie jeszcze specjalnie przebywać w obecności Słoneczka, karząc go za tą jego dumę.
— Nie chcę byś dawała się głaskać Wyprostowanemu — miauknął, tak jak chciała. — I? Zadowolona?
— I?
Skrzywił pysk. Co i? Jakie i? To było dla niej za mało? Przecież poniżył się dostatecznie! To jej powinno być głupio, że robiła takie halo odnośnie Wyprostowanego.
— Jestem zazdrosny. Głupio mi, bardzo, bardzo głupio, już wyglądam jak głupek z kolorową łapą i tym czymś na szyi, więc mi głupio, że mówiłem o nim i o tobie te straszne słowa.
— Ujdzie. I co, takie trudne to było?
Tak. Właśnie było. Miał już powoli dość. Blanka rządziła się w tym miejscu jak pani i władca, ale co się dziwić, skoro to był jej teren i znała zachowania tych istot lepiej od niego. Podziw jednak co do jej postawy na zawsze zniknął, gdy sprzedała się za smakołyki Słoneczku. Nie potrafił jej tego wybaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz