*już jakiś czas temu, pierwszy trening Diamenta*
Została mentorką.
Z jednej strony wiedziała, że to zaszczyt, skoro mógł pod skrzydła wziąć młodzika ktoś inny, z drugiej zaś, wiedziała, jaka odpowiedzialność na nią spadła. I czuła stres gotujący się w piersi. Nie czuła się gotowa, mimo, iż Skowronek twierdziła, że była. Tak strasznie się bała, że coś zepsuje, że zawiedzie Diamenta i ciotkę, popsuje jego trening. Mimo, że znała go od małego i mieszkała z nim i jego braćmi w jednej szopie, dalej to czuła. W końcu trening, a opiekowanie się kociakami to dwie różne rzeczy. Tam musiała być wyrozumiała, tu zachowywać pewną powagę i starać się nauczyć kociaka tego, co sama umiała.
Stres ją zżerał tak strasznie, że gdy rano, po krótkiej przebierzce dla zebrania myśli, wróciła do ogrodu, a jej nowo mianowany uczeń wpadł na nią, odskoczyła jak oparzona, a całe jej futro nastroszyło się niczym potarte naelektryzowanym balonem.
— Ojć, przepraszam! — miauknął srebrny kocurek. — Nie chciałem, naprawdę!
Od razu widząc, że to on na nią wpadł, zalała ją fala wstydu. W końcu jaki przykład mu dała? Wystraszyła się kociaka! Pokiwała szybko głową, a następnie jeszcze trochę odsunęła się, bo jakoś nie była w stanie stać blisko niego, bo zalewała ją jeszcze większa fala stresu.
I wtedy zobaczyła, że Diament był bliżej. On do niej podszedł, a ona w tym samym czasie się wycofała! Jak to musiało wyglądać?!
Jej uczeń jednak nie zdawał się tak tym przejęty, bo usiadł sobie wygodnie naprzeciwko kotki.
— Czego chcesz? — spytała szybko. Ach, nie tak chciała powiedzieć! To brzmiało zbyt niemiło! Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
— Kiedy pójdziemy na trening? – spytał kot w czarne pręgi.
— Potem albo nie, może za chwilę - miauknęła nerwowo, karcąc siebie w myślach, że przecież właśnie po to przyszła i mogła walić prosto z mostu! Cholera by to wzięła… — Okej, to zaraz przyjdę, dobra? — srebrna na jego słowa pokiwała szybko głową, na co Diament wziął piłeczkę, poturlał ją i znowu zaczął się bawić. Zdziwiło ją to, ale dało jej ciut czasu na ochłonięcie, więc udało jej się spokojnie wypuścić powietrze i zapanować nieco nad emocjami. Będzie dobrze. Będzie dobrze… — Czego będziemy się uczyć? — zadał pytanie młodszy, gdy już skończył zabawę. — A właśnie, mogę z nią ćwiczyć? — wskazał na piłeczkę. — Skowronek mi pozwoliła — dodał od razu. Dobra. Dasz radę, trening pójdzie dobrze. Nie masz się czym martwić.
A i tak czujesz, że masz.
— Dzisiaj… wyjdziemy poza ogród. Przejdziemy się, ja opowiem ci to i owo i porozmawiamy o przyszłości twojego treningu — rzekła, a następnie ruszyła w stronę płotu, kiedy coś sobie przypomniała — Jesteś w stanie na niego wejść? — spytała. Młody spojrzał na płot swymi niebieskimi oczyma. Nim zdążyłby otworzyć pysk, Jeżyk odezwała się w nagłym przypływie pomysłu. — To od tego zaczniemy. To ważna umiejętność w mieście, w którym jak wiesz żyjemy — stwierdziła, po czym wskoczyła na płot, następnie balansując na nim. — Możesz w niego wbić pazury. Podciągaj się przednimi łapami i odpychaj tylnymi, a w dwóch susach wejdziesz na górę. Potem liczy się równowaga, widzisz? — spytała, następnie pokonując krótki odcinek płotu. Zdawało jej się przez moment, że prawie traci równowagę. Ach, ten stres! — Teraz ty — powiedziała, po czym wbiła w młodego oczekujące spojrzenie.
[516 słów]
Z jednej strony wiedziała, że to zaszczyt, skoro mógł pod skrzydła wziąć młodzika ktoś inny, z drugiej zaś, wiedziała, jaka odpowiedzialność na nią spadła. I czuła stres gotujący się w piersi. Nie czuła się gotowa, mimo, iż Skowronek twierdziła, że była. Tak strasznie się bała, że coś zepsuje, że zawiedzie Diamenta i ciotkę, popsuje jego trening. Mimo, że znała go od małego i mieszkała z nim i jego braćmi w jednej szopie, dalej to czuła. W końcu trening, a opiekowanie się kociakami to dwie różne rzeczy. Tam musiała być wyrozumiała, tu zachowywać pewną powagę i starać się nauczyć kociaka tego, co sama umiała.
Stres ją zżerał tak strasznie, że gdy rano, po krótkiej przebierzce dla zebrania myśli, wróciła do ogrodu, a jej nowo mianowany uczeń wpadł na nią, odskoczyła jak oparzona, a całe jej futro nastroszyło się niczym potarte naelektryzowanym balonem.
— Ojć, przepraszam! — miauknął srebrny kocurek. — Nie chciałem, naprawdę!
Od razu widząc, że to on na nią wpadł, zalała ją fala wstydu. W końcu jaki przykład mu dała? Wystraszyła się kociaka! Pokiwała szybko głową, a następnie jeszcze trochę odsunęła się, bo jakoś nie była w stanie stać blisko niego, bo zalewała ją jeszcze większa fala stresu.
I wtedy zobaczyła, że Diament był bliżej. On do niej podszedł, a ona w tym samym czasie się wycofała! Jak to musiało wyglądać?!
Jej uczeń jednak nie zdawał się tak tym przejęty, bo usiadł sobie wygodnie naprzeciwko kotki.
— Czego chcesz? — spytała szybko. Ach, nie tak chciała powiedzieć! To brzmiało zbyt niemiło! Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
— Kiedy pójdziemy na trening? – spytał kot w czarne pręgi.
— Potem albo nie, może za chwilę - miauknęła nerwowo, karcąc siebie w myślach, że przecież właśnie po to przyszła i mogła walić prosto z mostu! Cholera by to wzięła… — Okej, to zaraz przyjdę, dobra? — srebrna na jego słowa pokiwała szybko głową, na co Diament wziął piłeczkę, poturlał ją i znowu zaczął się bawić. Zdziwiło ją to, ale dało jej ciut czasu na ochłonięcie, więc udało jej się spokojnie wypuścić powietrze i zapanować nieco nad emocjami. Będzie dobrze. Będzie dobrze… — Czego będziemy się uczyć? — zadał pytanie młodszy, gdy już skończył zabawę. — A właśnie, mogę z nią ćwiczyć? — wskazał na piłeczkę. — Skowronek mi pozwoliła — dodał od razu. Dobra. Dasz radę, trening pójdzie dobrze. Nie masz się czym martwić.
A i tak czujesz, że masz.
— Dzisiaj… wyjdziemy poza ogród. Przejdziemy się, ja opowiem ci to i owo i porozmawiamy o przyszłości twojego treningu — rzekła, a następnie ruszyła w stronę płotu, kiedy coś sobie przypomniała — Jesteś w stanie na niego wejść? — spytała. Młody spojrzał na płot swymi niebieskimi oczyma. Nim zdążyłby otworzyć pysk, Jeżyk odezwała się w nagłym przypływie pomysłu. — To od tego zaczniemy. To ważna umiejętność w mieście, w którym jak wiesz żyjemy — stwierdziła, po czym wskoczyła na płot, następnie balansując na nim. — Możesz w niego wbić pazury. Podciągaj się przednimi łapami i odpychaj tylnymi, a w dwóch susach wejdziesz na górę. Potem liczy się równowaga, widzisz? — spytała, następnie pokonując krótki odcinek płotu. Zdawało jej się przez moment, że prawie traci równowagę. Ach, ten stres! — Teraz ty — powiedziała, po czym wbiła w młodego oczekujące spojrzenie.
<Diamencie?>
[516 słów]
[Przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz