Słoneczko podszedł do drzewka, co zaalarmowało kocura siedzącego w środku. Dwunożny nie wydawał się agresywny czy też przestraszony. Wyciągnął coś z kieszeni, a następnie rzucił parę smakołyków niedaleko pudełka, mając nadzieję oswoić ze sobą zdziczałego kota.
Wypłosz spojrzał na smakołyki. Sierść mu się zjeżyła, ale też odczuwał szok, że typ znów dawał mu pokarm. Przecież już jadł. A teraz to? Ile w takim razie Blanka jadła jednego dnia? To było wręcz niemożliwe. Aż nieco zazdrościł, że on walczył o jeden posiłek na cały dzień, a tu opływali w jedzenie. Nie chcąc by Blanka pomyślała, że to dla niej i nie chcąc widzieć, jak ta znów mizdrzy się do Słoneczka, wystawił łeb i zjadł te dziwne kulki. Nie odda mu jej. Kotka była jego! To on ją kochał! To on zasługiwał na jej uwagę!
Kiedy przełknął ostatni kęs czując się niczym wygrany, nagle dojrzał mysz. Szok to mało powiedziane co poczuł, gdy ta znalazła się w zasięgu jego wzroku. No bo jak?! Tutaj?! To było aż niemożliwe! Stworzenie uciekło, ale dziwnie krążyło przy pudle. Była chora? A może wywabiły ją smakołyki? Tak na pewno to było to. Ślinka napłynęła mu do pyska. One były w końcu takie pyszne. Obserwował ją uważnie, a gdy znalazła się niedaleko, wyskoczył z pudła, łapiąc ją w pysk. Niemożliwe... upolował! Pierwszy raz w życiu!
Słoneczko zaśmiał się ciepło, widząc kota który upolował zabawkową mysz. Blanka prychnęła cicho, mimo wszystko zdziwiona, że tak łatwo z nim poszło. Wyprostowany pociągnął jeszcze parę razy linką, żeby bawić się dalej z kotem, który uważał w tym momencie zabawkę za prawdziwą, żywą istotę.
Wypłosz czuł jak mysz chciała mu uciec z pyska, ale nie dawał za wygraną i ciągnął ją w kierunku pudła. Dziwił się jaką miała siłę. Prawie mu się wymknęła, ale mocniej wbił w nią zęby. Niestety, nagle ta mu się wyrwała i poleciała do Wyprostowanego. Poczuł złość. Jak ona mogła! Przecież... już powinna nie żyć! Chciał ją tylko zjeść. Obserwował ją zły, czając się, by znów zaatakować i tym razem ją ubić raz na zawsze.
Blanka zachichotała, widząc tą zabawę. Słoneczko za to znowu zarzucił myszą ku pudełku, jeżdżąc sznurkiem z lewej do prawej, co powodowało w kocurze irytację. Ta mysz sobie z niego drwiła! Wróciła i kręciła się tu ponownie. Rzucił się na nią, przygniatając łapami i łapiąc w zęby. Teraz nie pozwoli jej uciec.
— Zdychaj no — wysyczał trzymając ją w pysku.
Słoneczko z rozbawieniem obserwował polującego Wypłosza. Poluźnił nieco linkę, by kocur myślał, że mysz umarła, po czym napiął znowu, gdy próbował wciągnąć ją do pudełka.
Miał szok, gdy jego posiłek zmartwychwstał i znów mu nawiał. Przecież gryzł dobrze! Powinna nie być zdolna do tego! Nawet czuł, że padła. Co to miało znaczyć? Znów uciekła, a on tam stał z rozdziawionym pyskiem, coraz bardziej zirytowany.
— Jak?! Co to za nienormalna mysz?! — miauknął. Na dodatek zauważył, że Wyprostowany się z niego śmiał! Co za hańba! Nie podobało mu się to. Chciał zetrzeć mu ten uśmiech z pyska swoimi pazurami!
Nagle dojrzał jak mysz wróciła. Podle. Wróciła. Zaatakował, a jak. Ubije drania tak, że zacznie błagać go o śmierć! Gryzł mysz mocno i boleśnie, szarpiąc łbem na boki. Teraz już na pewno zdechła. Jak nie to się załamie!
Słoneczko pociągnął za linkę, żeby nie dać Wypłoszowi tak łatwo za wygraną, gdy nagle, sznurek pękł. Wyprostowany, gdy to ogarnął, mruknął coś pod nosem i ostrożnie podszedł do Wypłosza, próbując zabrać mu z pyszczka zabawkę. Ten jednak widząc te dziwne podchody, zjeżył sierść i wślizgnął się z powrotem do pudła, trzymając swoją zdobycz. Nie odda mu! Jak taki mądry to niech sam sobie złapie! Napracował się by ją upolować! Jeszcze mu się śmiała w pysk! Stracił aż wiarę w to, że był kotem. Bo co to za kot, co nie umiał upolować zwierzyny? Ah, tak. To był właśnie ktoś taki jak on.
Wyprostowany cofnął się i usiadł, wciąż obserwując i nasłuchując odgłosy z pudełka.
Widząc, że Słoneczko dał mu spokój, mógł zjeść swoją zdobycz. Już ciekła mu ślinka. Zaczął gryźć mysz, próbując oderwać mięso i wyczuć ten cudowny smak. Jednak... zamiast tego poczuł coś innego. Zaczął kaszleć, wypluwając białe coś i resztki tej dziwnej myszy, charcząc.
Słoneczko uderzył się ręka o twarz, by zaraz szybko włożyć dłoń do pudła i zabrać resztki myszy. Blanka za to słysząc charczącego Wypłosza zeskoczyła na dół i posłała mu zdziwione spojrzenie. Wypluł wszystko, nawet nie rejestrując jak ciało tej dziwnej myszy znika. Obślinił cały kołnierz, oblizując pysk i natrafiając na zdziwione spojrzenie Blanki.
— No co?
— Serio? Chciałeś to zjeść? — westchnęła, wywracając oczami.
— A nie powinienem? To była mysz... ale jakaś... dziwna. Nigdy takiej nie jadłem — miauknął, nie wiedząc o co się jej rozchodzi.
— To nie była prawdziwa mysz, Wypłosz. To zabawka, którą Dwunóg chciał się z tobą pobawić. I nie pachniała dziwnie dla ciebie?
— Zabawka? — zmarszczył czoło. — Coś jak szyszka, którą bawi się kociak? Czyli tym była ta mysz? Taką oszukaną szyszką? W tym miejscu wszystko pachnie dziwnie, więc się nie zdziwiłem, że to też tak pachnie — wybronił się. — Czyli... on mnie oszukał? — zacisnął pysk zły. — Drań!
Wygłupił się przed Blanką i tym potworem! Sądził, że naprawdę miał do czynienia z żywą myszą, a okazało się, że to była tylko jego brudna zagrywka, mająca na celu zbłaźnienie go przed kotką. Jak nic to była wojna! Nie pozwoli, aby taki czyścioszek dobierał się do jego partnerki! I na dodatek podkopywał jego dobry wizerunek u bengalki!
— Tak, coś jak taka szyszka. I tak, dałeś się oszukać. Ale żaden drań! Chciał się tylko z tobą pobawić — Blanka stanęła w obronie Wyprostowanego, co zakuło go w serce.
Dlaczego to mówiła? Przecież ten typ był okropny! Nie widziała tego?
— Zrobił mi smaka na mysz! Myślałem, że udało mi się pierwszy raz w życiu jakąś złapać. A to było oszustwo. — Położył po sobie uszy — Więc drań! Powiedz mu, że się nie bawię jak jakieś kocię. Byłem pewny, że to prawdziwe, bo się ruszało.
— Już ci mówiłam, że... — westchnęła, przypominając sobie, że do kocura niekoniecznie dociera ta informacja — Nie ważne. Obśliniłeś sobie cały kołnierz — zauważyła.
— Bo musiałem wypluć tą mysz, która... — zauważył, że zniknęła. Zaczął się rozglądać. Gdyby nie to, że Blanka o niej mówiła, uznałby że zwariował. — Nie ma jej...
Zaraz oszaleje. Co z tą piszczką było nie tak?! Była jakaś nawiedzona?
— Dwunóg ja zabrał, żebyś się nią nie udusił — tłumaczyła mu prawie jak kociakowi.
Zacisnął pysk bardziej, czując jak znów został przez tą wronią strawę oszukany.
— Przepraszam bardzo, że nie zauważyłem tego. Jakbyś nie zauważyła mam jedno oko i nie widzę nic po tamtej stronie — fuknął, waląc łbem o pudło, bo Wyprostowany podwędził mu upolowaną zabawkę jak nowicjuszowi.
— I co robisz? Upolujesz sobie nową, jeśli taki jesteś zły na to — fuknęła.
— Nie mogę się gryźć przez ten kołnierz, to wale łbem, masz jakiś problem? Nie? Cudnie. Nie będę na nic polował, jestem w tym do niczego jak zauważyłaś, skoro nie potrafię rozpoznać prawdziwej zwierzyny od sztucznej. Uroki bycia życiowym kaleką, który nigdy nie polował — warknął, wysuwając się z pudła i stając oko w oko z Wyprostowanym. — Jesteś żałosny! Tak ty! Nie boję się ciebie kupo lisiego łajna! Możesz mnie pociąć na kawałki jak chcesz! — syczał na Wyprostowanego, który wpatrywał się w niego zdziwiony.
— Wypłosz, wiesz, że to nie tak, nie chciałam — zaczęła, jednak widziała, że kocur jej już nie słucha, bo teraz cała jego uwaga skupiła się na jednym. Na wrogu.
Ku jego większej i stale rosnącej irytacji Słoneczko nic sobie nie zrobił z jego bluzgów. Wziął coś białego do łapy, a następnie zbliżył to do niego, a strach go obleciał. Zacisnął oko, kuląc się i czekał na śmierć. Ta jednak nie nadeszła. Bezwłosy przetarł szybko kołnierz z jego śliny, po czym wyjął z kieszeni smakołyka i podsunął go kocurowi na swojej dłoni. Uchylił oko i zobaczył na tej bezwłosej kończynie znów kulkę. Otworzył zdumiony pysk. Co za... głupi Wyprostowany! Miał go zabić, a nie dawać jedzenie! Stał tam zamurowany, nie wiedząc jak się zachować. Z tym potworem ewidentnie było coś nie tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz