Spędzała czas na układaniu ziół. A bardziej bezmyślnym przesypywaniu ich, wpatrując się gdzie indziej, myśląc o zupełnie czymś innym.
— Kunia Norko? — miauknął ktoś niepewnie, lecz przyjaźnie.
— Tak? — odpowiedziała cicho, rozpoznając w głosie swojego krewniaka. Wkrótce uczeń poszedł w głąb, stając przed ciotką. Uśmiechnęła się delikatnie na jego widok.
— Cześć, Kunia Norko. Jak się czujesz? — rozejrzał się dookoła, jak gdyby próbował kogoś znaleźć. Nie dał jej nawet wystarczająco czasu, by odpowiedzieć na to pytanie. — Czy ten kot o lisim sercu nic ci nie zrobił?... — mruknął z troską w głosie, przez którą łzy momentalnie podleciały jej do oczu. Zatrzymała je jednak w sobie. Musiała się zachowywać jak dobra figura, zwłaszcza dla niego.
— Wszystko dobrze, kochanie — przymrużyła oczy mimo że doskonale wiedziała, że to nieprawda. Z każdą dłuższą chwilą spędzoną w jednym legowisku z tym potworem chciała już nie tyle co uciec, co... Nie mogła jednak martwić kociaka. Z resztą, zdążyła już to zaakceptować. Dłuższą chwilę wahała się nad tym, co powiedzieć. — To urocze, że się o mnie troszczysz, ale zupełnie nie musisz. Nie biją mnie tu — zaśmiała się słabo. Pierzasta Łapa nie zdawał się być przekonany.
— Nie muszą, aby robić ci krzywdę — kontynuował Pierzasta Łapa, kładąc po sobie uszy. Kuna owinęła ogon wokół swoich łap, wzdychając.
— To Klan Wilka. Mieszkam tutaj od kocięcia więc naprawdę, jestem w stanie to znieść. Z resztą, i tak niewiele zmienimy, nawet jeżeli tego chcemy. Jestem w porządku, to nie jest aż tak poważna sprawa — mówiła z wyczuwalnym przygnębieniem w głosie. Widziała, jak w oczach Pierzastej Łapy tylko narasta zmartwienie. Chciał coś odpowiedzieć, ale rozległ się trzask i w przeciągu jednego uderzenia serca Kunia Norka wręcz skuliła się, bojąc się że byli podsłuchiwani. Spojrzała się w stronę wejścia do lecznicy, obok której przechodził tylko Koszmarny Omen, znikając zaraz po drugiej stronie. Poczuła natychmiast ulgę. Zrobiliby z niej karmę dla wron. — Nie powinniśmy o tym teraz rozmawiać. Skup się na treningu, nie na tej starej medyczce — uśmiechnęła się ciepło w jego stronę.
— To niesprawiedliwe — mruknął smętnie Piórko. — Dlaczego w ogóle tak cię nie lubią? Nie rozumiem — mruczał, wpatrując się w ziemię i swoje łapy. — Jesteś bardzo miła i uprzejma i...
— Niektórych rzeczy sam Klan Gwiazdy nie wie — Źle czuła się wypowiadając ich imię, ale mówiła prawdę. Z resztą, wolałaby żeby Pierzasta Łapa podążył tą dobrą ścieżką. Polizała go pocieszająco po czole i wtedy zauważyła jego zraniony bark. Odsunęła na chwilę głowę. Nie powiedział jej? — Jesteś ranny?
— Właściwie, tak — przyznał. — Ale chciałem się najpierw dowiedzieć co u ciebie. Spadłem, jak uczyłem się wspinać...
Co za złote, niewinne serce, pomyślała. Dlaczego jej rodzina musiała narodzić się wśród takich podłości? Dlaczego to Klan Wilka musiał być ich domem?
— Zaraz się tym zajmę — obiecała, zanim nie poszła po parę potrzebnych ziół. Chwyciła kilka bzowych liści i po namyśle również nasiona maku. Przyszła z powrotem i przeżuła na maść trzymane przez nią leki, którą następnie rozsmarowała po obolałym barku kocura. Przysunęła mu również czarne nasiona. — Będziesz zdrów jak ryba.
Czarny bez dłuższego namysłu zjadł podstawione mu zioła i z wahaniem podniósł się, by spojrzeć na medyczkę.
— Możesz już iść. Jeżeli coś jeszcze ci będzie doskwierać, jesteś tu bardzo mile widziany.
***
Opierała się o bok Goryczkowego Korzenia i po raz pierwszy od jakiegoś czasu na ich ziołowej wyprawie szylkretka przestała mówić. Wątłe ciało Kuny pod napływem zimnych, przeszywających podmuchów wiatru przytulało się do jej gęstego futra coraz bardziej. Ból sprawiał jej nie tylko otaczający chłód, ale i iskrzący ciepłem wzrok wojowniczki. Nie w ten sposób, jaki chciała. Nie w ten sam, w którym błyskał jej.
Gdybyś mogła spojrzeć na mnie tak, jak ja — pomyślała, słysząc nawet bicie ich serc, które były tak blisko, ale też daleko od siebie.
— Powinnyśmy już iść — odsunęła się z cichym pomrukiem, czując, jak Goryczka lekko drga, gdy zabrakło przyjaciółki przy jej boku. Kunia Norka z trudem podniosła parę zebranych ziół – jagody jałowca i wysuszone liście miodunki – z ziemi. To były jedne z ostatnich, jak nie ostatnie zbiory. Nadeszła pora opadających liści i choć natura powtarzała swój cykl, ta jesień była ostrzejsza niż inne. Pamiętała w swoim życiu srogie sezony i miała tylko nadzieję, że pora nagich drzew będzie ciepła i wynagradzająca. Ale mogła mieć tylko nadzieję.
— Lubię patrzeć na spadające liście — odezwała się Goryczkowy Korzeń, gdy ruszyły w powrotną drogę. — Czasami niektóre z nich przypominają ptasie pióra, zauważyłaś? Na przykład wróble, one...
Uśmiechnęła się, choć niewiele rozumiała ze słów wojowniczki. Przynajmniej ona się nie zmieniała.
***
Wydawało się jej, że tym razem las jest pusty. Zapach krwi rozpływający się w powietrzu, gdy tylko próbowała wziąć oddech uświadomił jej, że kryje się w nim coś, czego nie chciała spotkać. Mimo strachu coś jednak mówiło jej, by iść w jego stronę. Nie musiała polegać tylko na zmyśle węchu – jak spod ziemi wyrosła przed nią czerwona ścieżka, która spryskała wszystkie zeschnięte kępy traw i chwastów. Czuła, jak jej łapy nieprzyjemnie przyklejają się do krwawych plam, a ich zapach zatyka dziurki w nosie. Nie sądziła, że na samym końcu zobaczy kocię. Co tu robiło? Zamarła jednak, dopatrując się w nim większej ilości szczegółów. Różowa, splamiona sierść bez wątpienia była niegdyś biała i lśniąca. Mogła oszacować jego wiek na sześć księżyców, z pewnością nie więcej, ponieważ wyglądało na liche i małe. Odstające futro na czubku jego głowy tylko dopełniło dzieła, uzupełniło obraz w jej głowie. Jastrząb...
Oblana zimnym potem zerwała się z posłania. Gęsi Wrzask spojrzał na nią jak na wariatkę.
— Czego znowu, jędzo? — prychnął, zakrywając własne łapy ogonem. — Wzięłabyś się za jakąś porządną robotę zamiast się kurwa obijać. — Wstał i chciał odejść, ale zatrzymała go wpychająca się do legowiska grupa poranionych kotów. Kuna wiedziała czego się spodziewać.
— Samotnicy, prawda? — zapytała z głębi legowiska, patrząc na otwarty pysk Zapomnianego Pocałunku i jej błękitne oczy skierowane wprost na medyczkę. Mogła z nich wyczytać, że dokładnie to chciała powiedzieć. Włóczędzy stali się dużym problemem dla klanów ze względu na głód. A z każdym wschodem słońca było już tylko gorzej...
— Tak — odpowiedziała Płonąca Dusza, wchodząc w głąb nory, podobnie jak reszta patrolu. Gęsi Wrzask i ona dokonali oględzin – prócz Zapomnianego Pocałunku, która opierała się o szylkretową kompankę nikt nie był poważniej ranny.
— Pójdź po te zioła — mruknął do niej liliowy, przykładając do jej krwawiących ran pajęczynę. Nawet nie zorientowała się, że za nią poszedł także Pierzasta Łapa. Chwyciła za szczaw i liście malin, a gdy obróciła się wyrósł przed nią uczeń. Zdziwiła się widząc, że nie został z innymi.
— Mogę pomóc?
— Dam radę — wymruczała przez pełny pysk, wracając do reszty zgromadzenia. Gęsi Wrzask wyglądał na poirytowanego sytuacją. Gdy przysunęła mu potrzebne zioła zabrał je łapczywie i tylko rzucił, by zajęła się innymi, w trakcie gdy on opatrywał Zapomnianą. Nie miała z tym problemu. Przeżuła papkę z liści szczawiu i usiadła przy Pierzastej Łapie. Nie miał zbyt wielu zadrapań, lecz nikt nie chciał ryzykować niepotrzebną infekcją, prawda?
— Jak to się stało, mi powiedz — miauknęła, zaczynając rozmowę, w trakcie nakładania opatrunku. Czuła, jak kocur wzdryga się po nałożeniu piekącej maści.
— Jedli na naszym terenie upolowaną tu zwierzynę. Była ich dwójka, więc szybko ich przegoniliśmy. Zapomniany Pocałunek była jednak pierwszą, na czele, i tak to jakoś na nią padło. Cóż... — wzruszył ramionami. — Reszcie się chyba nic nie stało, co nie?
— Wyliżą się — zapewniła. — Zapomniany Pocałunek też. Nie pierwszy raz się z tym ścieramy, zwłaszcza tutaj.
Przeszła do Jabłoniowego Sadu, którego jedno z zadrapań nie wyglądało najlepiej. Było brudne i widocznie bolesne.
— Pomógłbyś mi? — rzuciła do Pierzastej Łapy, który miał już zamiar wychodzić. Spojrzał na nią ciekawsko. — Jakbyś mógł mi przynieść... — zamyśliła się na moment, co uczeń mógł znać — ...liście dębu, byłoby świetnie. Są prawie na końcu legowiska.
<Pierzasta Łapo?>
Wyleczeni: Zapomniany Pocałunek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz