Kremówka leżała na puchatym legowisku w rogu pokoju, co chwilę wzdychając z powodu wszechogarniającej ją nudy i braku chętnych do wspólnej zabawy. Jej rodzeństwo potulnie chrapało u boku Cynamonki - nawet Miedź leżała spokojnie jak kamień! Płowa z niezadowoleniem oparła pyszczek o łapy, w myślach przeklinając się za to, że dzisiaj wyjątkowo wcześnie ucięła sobie drzemkę. Teraz nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić.
Po chwili zdecydowała jednak, że nie widzi sensu w bezczynnym siedzeniu na legowisku i z łapami przepełnionymi energią wstała, kierując się w stronę swojej tajnej bazy znajdującej się w rogu pokoju, za długą zasłoną w zielonym kolorze.
— Rado Pogromców Chaosu, potrzebuję waszej pomocy — westchnęła płowa, mierząc smutnym wzrokiem ułożone w kręgu zabawki i inne przedmioty dwunożnych, które ukradła swoim właścicielom. — Nikt nie chce się ze mną bawić, a mnie się tak nuuudziiii… — ciągnęła, teatralnie wymachując przy tym prawą łapką w celu podkreślenia wagi swoich słów.
— Co mówisz, Piórkolindo? — zapytała, spoglądając na barwne, sztuczne piórko, które kiedyś oderwała od zabawki-wędki. — Mam wymknąć się na zewnątrz? No nie wiem, mama może być na mnie zła, teoretycznie nie powinnam tego robić… — mruknęła niepewnie, choć bacznie postawione uszy świadczyły o żywym zainteresowaniu propozycją wymyślonej przyjaciółki. — Ach, w celach naukowo-odkrywczych, powiadasz? Tak w zasadzie to masz rację, Rada Pogromców Chaosu musi na bieżąco kontrolować sytuację podwórkową… — kiwnęła potakująco łebkiem, przybierając zamyśloną minę filozofa. — W takim razie moja ekspedycja została przegłosowana. Dobro całego świata zależy od mojego wyjścia na zewnątrz!
Z tymi radosnymi, podekscytowanymi słowami Kremówka skierowała się w stronę drzwi tarasowych, których jej właściciele zapomnieli do końca zamknąć. Pospiesznie spojrzała w kierunku mamy i rodzeństwa, lecz zauważając, że wszyscy pogrążeni są w głębokim śnie, już dłużej nie zwlekała i z uśmiechem wybiegła na zieloną trawę.
— Od czego by tu zacząć… — zastanowiła się na głos, uważnie rozglądając się wokół siebie w poszukiwaniu czegoś nietypowego i zaskakującego. Na jej szczęście już po chwili jej uwagę przykuły drobne, białe kwiatuszki znajdujące się pod płotem. Podążając ich tropem Kremówka zerknęła w górę, a gdy jej oczom ukazała się nieznajoma kotka, płowa lekko odskoczyła do tyłu.
— Kim Pani jest?! — krzyknęła, mrużąc oczy. Inny kot pewnie od razu zwróciłby uwagę na pokryte paskudnymi bliznami ciało samotniczki, lecz umysł Kremówki funkcjonował zupełnie inaczej; pierwszym, co rzuciło się w oczy małej pieszczoszki, były jasne kwiaty wplecione w liliowe futro. Córka Olivera momentalnie połączyła fakty. — O jejku, to Pani spadły te ładne kwiatuszki? Proszę mi wybaczyć to chwilowe zdenerwowanie, po prostu się Pani tutaj nie spodziewałam. A skąd Pani w ogóle przyszła? I czemu ma Pani te kwiatki? O, czy ja też bym takie mogła? Proszę, proszę, proszę! Tak pięknie wyglądają — wypaplała na jednym tchu, zalewając zdezorientowaną kocicę falą pytań i wlepiając w nią błagalne zielone ślepia.
<Jaśmin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz