*jakiś czas już temu*
A widać było, że już harcowali, bo pokrywa śnieżna w ogrodzie wyglądała jak po przejściu tornada.
Ruszyła w stronę szopy, aby już po chwili wejść do środka. Zdecydowanie było tutaj cieplej niż na zewnątrz. A to było bardzo ważne, skoro mieli kocięta na wychowaniu, by mieć takie miejsce, w którym nie będzie im zimno.
Tuż po wejściu przywitała się z Błotnistym Zielem, po czym ruszyła dalej, w stronę Diamentu. Usiadła obok młodego, a między nimi wywiązała się krótka rozmowa. Po chwili jednak Krokus jak i młodzik zmienili obiekty zainteresowania – niebieskooki ruszył w stronę jednej z piłeczek walających się po podłodze, a ona sama podeszła do jego brata – leżącego na niebieskim kocyku Ametysta, który lubił być zwany Amkiem, z tego co wiedziała. Nie rozumiała jednak, skąd to wynikało. Jego imię było w końcu takie dumne – nawiązywało do kamieni szlachetnych.
– Hej! – przywitał się z nią kociak nieśmiało.
— Witaj — miauknęła cętkowana, siadając tuż obok kocurka. — Jak bawiło się w śniegu? Bardzo byliście nim oblepieni pod koniec?
Dostrzegła wyraźne speszenie kociaka.
— Spokojnie. Zabawa jest ważna. Bylebyście się nie przeziębili. Gdy poczujecie, że odmarzają wam łapy, to będzie sygnał, że czas wracać — stwierdziła.
Nastąpiła chwila ciszy, którą Krokus pragnęła za wszelką cenę przerwać. Wysunęła więc jedną w przednich łap do przodu, po czym dotknęła małej piłeczki, leżącej tuż obok srebrnego kocurka.
— To twoje? Bardzo ładna. Cynamonka ci ją dała, mam rację? — mimo że odpowiedź była oczywista, zadała pytanie, by pociągnąć tę rozmowę dalej.
<Ametyście?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz