BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

23 września 2023

Od Jeżyk

*pierwsza wiosna po śmierci Bylicy*
Nawet jak na miasto, zwierzyny zrobiło się w bród odkąd nastała pora nowych liści. Teraz już nie musieli tak się martwić o jedzenie. Jeżyk mimo czasu, który upłynął od… śmierci Bylicy, dalej nie wiedziała, co sądzić o czynie Bałwanka. Czy zrobił to celowo, by ją zabić, czy był to zwyczajny wypadek? Jego ucieczka wskazywała na to, iż nie był to przypadek, co sprawiało, iż jej serce ściskało się w bólu, że mu zaufali, a krew pompowana przez wspomniany narząd na myśl o białym zaczynała aż wrzeć. Zdrajca. Zabrał Szczurka, wnuczka Bylicy, jej przybranego kuzyna i uciekł. Czuła do niego żal i złość. Wcześniej postrzegała go jako nieco głupawego młodego kota, ale teraz, gdy najpewniej miała dowód, iż był w stanie skrzywdzić kogoś z premedytacją…
Odgoniła od siebie jednak te myśli. Miała ważniejszą rzecz do załatwienia.
Ciotka zarządziła zmianę składów grup. Skowronek i Śmieć mieli się przenieść do ogrodu Cynamonki, Krokus zaś dołączyć do Sroki. Jeżyk nie miała jednak pojęcia, dlaczego… dlaczego Skowronek kazała jej przyjść do siebie i zabrać ze sobą to, co chciała mieć przy sobie. Jedyną taką rzeczą był naszyjnik o czerwonych kamieniach, który Jeżyk dość często nosiła, więc nie musiała niczego nieść.
Dzięki wyleczeniu barku znacznie szybciej niż dawniej dotarła do domu Cynamonki, następnie wskakując na płot. Zeskoczyła, by podejść do ciotki siedzącej tuż przy kremowym kocurze.
– Co się stało? – spytała – Czemu miałam wziąć swoje rzeczy i przyjść tutaj? – spytała srebrna tygrysio pręgowaną.
Ta przez chwilę milczała, ruszając niespokojnie końcówką ogona. Dopiero po momencie odchrząknęła, aby następnie zacząć mówić.
– Jeżyk… chcę żebyś przeniosła się tutaj. Do ogrodu Cynamonki.
Córka Krokus otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, następnie siadając, przygotowując się na dłuższą rozmowę. Nerwowo poprawiła łapy, następnie postanawiając się odezwać.
– Dla… Dlaczego mam się przenieść do was? Poza tym… Sroka zostałaby sama w grupie z Krokus…
– Sroka sobie poradzi. – stwierdziła uspokajająco ciotka – Na szczęście jest w stanie się obronić, nie jest już kociakiem, przeszła szkolenie. A tutaj… tutaj potrzeba nam kogoś jeszcze. Jako jedyna dorównujesz Krokus w walce i masz dużą wiedzę medyczną. Jesteśmy teraz bardziej narażeni, więc potrzebujemy cię tutaj.
– Narażeni, co… co masz na myśli?
– Tu, gdzie jesteśmy, jest dość spokojnie, bo to obrzeża miasta. Ale to nie oznacza, że żadni rzezimieszkowie nie mogą się pojawić i nam zagrozić. Hycel wyłapuje grupy kotów większe niż pięć. Dlatego największe gangi liczą właśnie pięć kotów. Wcześniej nawet mimo tego, iż trójka z nas nie była dobra w walce, wyglądaliśmy na w miarę silnych. Bałwanek był młodym dorosłym, Szczurek osiągnął już parę księżyców wcześniej wiek klanowych uczniów, reszta z nas poza Błotnistym Zielem miała dobre wyszkolenie, więc gdyby któryś z gangów chciał przypuścić na nas atak, pewnie by sobie odpuścił, widząc naszą liczbę. Ale teraz, gdy Bylica… nie żyje, a Bałwanek uciekł ze Szczurem, zostało nas sześcioro. Z czego Błotniste Ziele nie umie walczyć. Teraz nie będziemy już wyglądać na tak silnych w oczach innych. Dlatego powinniśmy się przyłożyć i dowiedzieć więcej o nowym mieście, bo jak na razie to jest chyba największym naszym problemem. Obecnie wiemy tylko, że Entelodon włada większością miasta, istnieje ktoś taki jak krwistooka, a Jafar kontroluje biznes kocimiętki i innych używek, że jego lewą łapą jest Bastet, jednym z jego pracowników jest Jago, a także czym jest Kasztelan. To niewiele.
– Przecież Śmieć tu żył jeszcze przed nami, więc czemu brakuje nam wiedzy? – spytała zaskoczona, mrużąc oczy i zwracając spojrzenie na dziko pręgowanego. Dalej była co do niego sceptyczna. Był przydatny, ale stawał się coraz bardziej częścią ich grupy, co jej się nie podobało tak bardzo, jak ciotce i innym. Wydawało jej się, iż postrzegał się jako jednego z nich, członka Kamiennej Sekty, jednak jej zdaniem nim nie był. Nie urodził się wśród nich, nie wychował. Dla niej był obcy, a mimo to uważał się jej zdaniem za bardzo za równego im. Teraz trochę rozumiała Szczekuszkę i to jej gadanie o przybłędach... chociaż ta była zbyt na tym punkcie zafiksowana, młody kot dołączający do nich nie był tak niebezpieczny, jak taki dorosły jak ten stojący przed nią. Chociaż… przyjęcie Bałwanka i Wypłosza nie okazało się dobrym pomysłem. Ale w sumie Sójka też się u nich urodziła, czy więc to aż tak bardzo zależało od wieku, w jakim ktoś się u nich znalazł? Czy nie była jak Szczekuszka, ksenofobiczna?
– Żyłem w biedniejszej części miasta, szefowie mojego gangu nie zajmowali się tak bardzo polityką ani niczym takim, jedynym co się liczyło była ilość zwierzyny i to, by pilnować, aby gangi z najbliższych uliczek uważały nas za silnych, żeby nie zaatakowali. Mam tylko bardzo podstawowe informacje.
Odgoniła swe myśli i lekkie wątpliwości co do osądu, by móc odpowiedzieć.
– Dobrze. Ale co to ma wspólnego ze mną? – spytała, nie do końca dalej rozumiejąc, jaka była jej rola.
– Potrzeba nam trzeciego kota, który pomoże w zbieraniu tych informacji i na wszelki wypadek w obronie. A ty najlepiej się do tego nadajesz. – stwierdził z kamiennym wyrazem twarzy Śmieć. Czemu to on to mówił, a nie ciotka? To ona tu była liderką, a Jeżyk jej siostrzenicą, on nie powinien…
– Postanowiłam, że nie będziemy zwlekać i już dzisiaj zaczniemy zbieranie informacji – stwierdziła Skowronek.
– Ale… nie znamy tu za dużo kotów, nie wiemy, gdzie ich szukać…
– Wiemy. Przed nami Bylica nieco zaczęła się dowiadywać. Więc pójdziemy tam, gdzie zdobyła większość z tego, co już wiemy. Do kasztelana. Zanim jednak tam pójdziemy… wyczyść trochę futro – siostra Kminek lekko uśmiechnęła się.
Jeżyk spojrzała na swą sierść.
A… no racja. Jeśli mieli tam iść to nie wypadało mieć w futrze pełno różnorakich liści i kurzu.
***
Trójka kotów szła gęsiego uliczkami miasta. Kierowali się do kasztelana za pomocą tego, co mówiła im Bylica o tym miejscu. Trochę im mimo to zajęło znalezienie owej lokacji, bo w końcu żadne z nich tam osobiście nigdy nie było. Jeżyk wyczyściła swe futro, by wyglądać przyzwoicie. Wzięła ze sobą też swój naszyjnik, z którym dość rzadko się rozstawała. Czerwone kamienie nieco połyskiwały, gdy wchodziła w promienie słońca. Mimo w miarę pewnego kroku stres ją zżerał. Nigdy w końcu nie była na tak ważnej misji.
Dostrzegając okienko piwnicy, które miało być wejściem do kasztelana, od razu ruszyli w jego stronę i weszli do środka.
Jeżyk w myślach poprosiła Matkę Kamieni by misja się powiodła.
Gdy tylko weszli do środka, ciężkie, słodkie powietrze uderzyło w nią i jej towarzyszy z niebywałą siłą. Nigdy nie czuła czegoś takiego, to było dziwne. Miała nadzieję, że nie było w tych oparach czegoś ogłupiającego… chociaż Bylica nie zdawała się bardziej… Bylicowa niż zwykle po powrocie z Kasztelana…
— Witam miłe panie i pięknego pana! Cóż was tu dzisiaj sprowadza? — zaraz grupka została zaczepiona przez niedużego, nieprzyjemnie pachnącego kocurka. — Może mogę zainteresować jakimś towarem? W bardzo wyszukanej, atrakcyjnej cenie!
Wow, tak szybko ktoś się nimi zainteresował? To było niepojęte dla Jeżyk, która nie była za dobra w relacjach społecznych. Żyła od zawsze w niewielkiej grupce, jaką była Kamienna Sekta. Nie znała praktycznie kotów poza nią. Nigdy nie miała okazji zawierać jakichś prawdziwych znajomości, poza Kanią, którego od dawna nie widziała. Co, jeśli to spaprze? Przecież nie była ani trochę dobra w te klocki! Czemu ciocia ją tu zabrała?! Te wszystkie myśli przeszły przez jej umysł w ledwie kilka uderzeń serca, podczas gdy Skowronek spojrzała na kocura, który do nich zagadał i ze spokojem lekko skinęła mu głową by następnie jej kąciki ust uniosły się.
— Chcę się jeszcze upewnić. Dotarliśmy do kasztelana? — spytała.
Śmieć i córka Krokus zostawili sprawę Kamiennej Szamance. Ta druga przypatrywała się czarnemu obcemu intensywnie, zastanawiając się, co też siedzi w jego głowie. No w sumie można było się łatwo domyślić… przecież sam powiedział, że ma jakiś „towar”, który chce sprzedać, co sugerowało chęć zysku. Czy to mogło się okazać dla nich korzystne?
— Tak, tak, a jak! Najlepsza miejscówka w całym mieście! — zamruczał, opierając się o Skowronek. — Więc? Jak będzie? Może świerzbik? Daje kopa chłopaczyna.
Świerzb? Bylica o tym mówiła… tak, to była dolegliwość, o której uczyła się Jeżyk, ale nie myślała teraz o lekcjach dawanych jej przez babkę, a o jej relacji z wycieczki do Kasztelana.
— Chyba o tobie słyszałam. Nazywasz się... Śmierdziel, prawda? — spytała — Moja matka mi o tobie opowiadała. Mówiła, jak ją miło tu ugościłeś. - Skowronek powiedziała nieco nieśmiało.
Tak, faktycznie, Bylica podała imię kocura, przez którego potem musieli używać specyfików, by pozbyć się Świerzbu. Z tego co mówiła wynikało, że trochę się od niego dowiedziała, może i im się to uda?
— A i owszem, piękna pani! Ja każdego mile goszczę! — Śmierdziel napuszył się z dumą i zadowoleniem. — Więc? Co mogę dzisiaj wam zaserwować? A może po prostu znaleźć miejsce i miłe towarzystwo? Oczywiście w cenie... ale wszystko da się ustalić!
— Chętnie znaleźlibyśmy miejsce, gdzie koty opowiadają o tym, co w mieście się dzieje — powiedziała tygrysio pręgowana — Lubimy plotki i dowiadywanie się o tutejszych kotach. Oczywiście spłacimy należność za pomoc.
Nim Śmierdziel zdążył odpowiedzieć, z góry kartonów wydarł się cichy pomruk. Trójka kotów spojrzała od razu w stronę, z której wydobył się głos.
— A macie jakieś wieści w zamian? — leżący wyżej kocur o czarnym futrze i prawie tak samo czarnych oczach zerknął na zebraną grupkę. — Prowadzimy tu dialogi, laseczki, nikt nie będzie chciał gadać do biernych słuchaczy... chyba, że Śmierdziel — mruknął beznamiętnie, na co sprzedajacy świerzb kocurek pokiwał energiczne głową.
Laseczki? Co to miało niby znaczyć?! Zachowała spokój, ale miała ochotę walnąć tego kocura w pysk. Jakie laseczki! Jak on mógł się tak zwracać do niej, a co ważniejsze do liderki Sekty! A zaraz… on nie wiedział, racja. I dobrze że nie wiedział. Tak powinno zostać. To im ułatwi sprawę. W sumie jak wiele koty z miasta o nich wiedziały? O ich systemie raczej niewiele…
— Ale moja jadaczka działa na jedzenie, o pustym brzuchu nie mam pamięci do nowych zdarzeń... — westchnął teatralnie pierwszy z obcych, którego mieli okazję dzisiaj spotkać.
— To akurat nie będzie problemem — miauknął kremowy kocur, stojący za Skowronek — Ile chcesz? — od razu przeszedł do rzeczy. Ta, mówił, że się nie zna na tutejszych informacjach, a widocznie umiał je wydobywać…
— Wszyyyystko! — zamruczał uradowany Śmierdziel, rozkładając łapki w powietrzu, na co czarny tylko pokręcił łbem. Skowronek zerknęła raz na jednego, raz na drugiego. Jeżyk również zerknęła na koty.
— Więc... może gawron? – zaproponowała córka Ćwikły.
— Gawron? Oh tak, może by się nadał — Śmierdziel oblizał się ze smakiem. — Ale przed rozmową! Nie przyjmuję po usługach — gdy to wymruczał, na pysku kocura wyżej pojawił się delikatny uśmieszek, ledwo widoczny na jego czarnej mordce.
Skowronek spojrzała na Śmiecia. Ten zrozumiał aluzję i ruszył do wyjścia. No. Dobrze. Niech się na coś przyda.
— Tymczasem może usiądziemy sobie gdzieś? – zasugerowała Skowronek.
— Ah, tak! Jasne na jak słońce. Zapraszam, jak usiędziesz panie tutaj to nie będzie przeszkadzać nic — zaprowadził je niedaleko wejścia, pod starą, rozpadajacą się kanapę. — Kiedy on przyjdzie, ja już wam ładnie opowiem o wszystkim — miauczał z niecierpliwością. I chociaż nikt nie miał im przeszkadzać, Jeżyk dość szybko wyczuła, że są obserwowani. Srebrna machnęła ogonem, rozglądając się po pomieszczeniu spod przymrużonych powiek.
— Ktoś jeszcze tu jest — mruknęła cicho na ucho Skowronek. Ta nic nie odpowiedziała, ale ruch ucha dał znać Jeżyk, że przyjęła informację do wiadomości. Była bardziej opanowana niż jej siostrzenica, nie ukazując, że coś ją zaniepokoiło tak widocznie jak młodsza.
Córka Krokus zaczęła ugniatać nieco podłoże łapami. Ale w końcu nie mogła wytrzymać i wstała, rozglądając się po pomieszczeniu z uwagą.
— Psze pani, prosz się nie martwić. Tu bezpiecznie! Nic się nie stać pod kanapą — miauknął uspokajająco Śmierdziel, kładąc się i podwijając łapki pod siebie. Kotka jednak kątem oka mogła dostrzec końcówkę czyjegoś ogona, znikającą za górą kartonów. — To kiedy ten gawron? — dopytywał Śmierdziel, który najwidoczniej był bardzo głodny. A ten tylko o jedzeniu! Było widać, że mało co go obchodziło, że widocznie ktoś ich podsłuchiwał! Albo… po prostu nie zauważył. Spojrzała na kocura jeszcze raz.
Tak. Pewnie nie zauważył.
— Za niedługo powinien przyjść - uspokoiła niecierpliwego kocura Skowronek.
Po jakimś czasie dało się usłyszeć kroki. Po chwili dostrzegli, jak Śmieć wślizguje się pod kanapę. Trzymał w pysku gawrona, którego następnie położył pod łapami Śmierdziela. No. Spisał się. Naprawdę był przydatny. Taka Sroka by pewnie narzekała, że musi iść polować.
Śmierdziel gdy tylko zwierzyna znalazła się przy nim bezceremonialne pożarł upolowanego ptaka, prawie dławiąc się piórami i resztkami kostek. Oblizywał się bardzo zadowolony, mrucząc głośno.
— Mmmm, świetny, świetny... tak, bardzo dziekuję. To co teraz... eee... plotki! Tak, plotki! Prawdziwe, najlepsze, najporządniejsze... — Śmierdziel pomyślał chwilę, po czym na nowo otworzył pysk. — Więc! Mówi się, że w kasztelanie można spotkać bardzo przystojnego kocura. Silnego, wspaniałego, każdy na niego leci! Najlepszy towar jaki jest! I handluje też najlepiej ze wszystkich. Jest bardzo szanowany, nawet przez samego Dumę!
Aha. Chcieli plotek. Ale czy ta o jakimś losowym kocurze im jakoś pomoże? Chociaż imię Duma brzmiało obiecująco…
— Znasz może jego imię albo opis wyglądu? I... czy mógłbyś nam ogólnie objaśnić hierarchię miasta? Podejrzewam, że Duma jest kimś ważnym, ale jeszcze o nim nie słyszeliśmy... - wyjaśniła Skowronek.
— Wygląd, tak! Jest bardzo męski, ma piękny, ciemny uśmiech i długie, lśniące futro, takie że na jego widok nic tylko padać i całować łapki. A jego imię... Śmie- Śmierdziel nie wie... ale jest bardzo wspaniałe na pewno — opisał ładnie jegomościa, by zaraz się obruszyć, na jego mordkę wstąpiło zaskoczenie, że nie wiedzą, kim jest Duma. Ah tak, nawet nie wiedział jak się nazywał ten cały super kocur? I on miał być źródłem informacji… ugh… może na start przejdzie… poza tym babcia go znała… nostalgia dopadła nieco Jeżyk. — To.... no Duma to syn Pana Edka... Pan Entelodon jest bardzo silny i wspaniały, rządzi większą częścią miasta. Jest na górze. Potem jego synusiowie i panienka - Chwała, Duma i Litość, a pani się zwie Atena. Tutaj te tereny należą do Księżniczki. A dalej jakieś pomniejsze gangi się stołują... gang Rybitwy i inne takie. Skinęli głowami, pokazując, że rozumieją.
— A jak wyglądają te koty? — dopytała Jeżyk. To była bardzo potrzebna im informacja. Musieli być w stanie rozpoznać szychy miasta.
— Pan Entelodon jest czarny i ma dużo blizn, panicz Chwała tak samo, panicz Duma jest niebieski, panicz Litość biały, wszyscy mają pomarańczowe oczy. A pani Atena też jest biała, nawet jaśniejsza niż Litość, ale za to ma czerwone oczyska. Jeszcze takich nie widziałem gdzie indziej niż w jej czaszeczce. Czasem to się zazdrości panu Edkowi, że taką wyrwał... ale nie to, że bym kradł! Chociaż jakby chciała to... pan Entelodon by mnie chyba zjadł jednak za takie coś — Śmierdziel podciągnął teatralnie nosem, kładąc po sobie smutno uszka.
Skowronek pokiwała głową ze zrozumieniem i współczuciem, zdaniem Jeżyk przynajmniej częściowo udawanym, choć pewnie obcy by tego nie poznał.
— Mają pod sobą więcej kotów, tak? Gdzie są w ogóle ich tereny?
— A jeszcze Księżniczka! Księżniczke łatwo poznać, nosi taką śmieszną dodatkową skórę. Taką wiesz pan, pieszczochową! — dodał zaraz, olśniony przebłyskiem. — Tereny to, no... na północ tak stąd to wszystko będzie pana Edka... lepiej tam nie przesiadywać za długo, na pewnych uliczkach jest naprawdę brzydko — podsumował krótko kocur, drapiąc się ostentacyjnie za uchem.
— Czy jest coś charakterystycznego, dzięki czemu można rozpoznać członków gangu pana Entelodona? - spytał Śmieć, obserwując Śmierdziela uważnie, tak samo jak Jeżyk.
— Mhm! Mają charakterystyczną bliznę na barku. Podobno robi ją sam Edek — mruknął krótko, dłubiąc sobie między czarnymi zębami pazurem. — To co? Koniec przesłuchania? Miło było, prawda? A mnie interesy czekają...
— Jeśli będziesz miał coś jeszcze ciekawego do powiedzenia... to wiesz skąd możesz załatwić sobie jedzenie — stwierdziła Skowronek, następnie wyczołgując się spod kanapy — miło było, panie Śmierdzielu. — Dodała jeszcze na odchodne, następnie idąc gdzieś dalej wraz ze Śmieciem i Jeżyk do kasztelana.
No, trochę się dowiedzieli. Teraz ciotka poprowadziła ich dalej do Kasztelana, by szukać następnych źródeł informacji. Kręcili się tak przez chwilę, do czasu.
Niespodziewanie z pobliskiej góry kartonów zleciało na łby grupki parę kłębków kurzu, wraz z głośną salwą szyderczego śmiechu.
— Nie wierzę, że nadal się nie skapnęliście — prychnął w końcu czarny, gdy udało mu się zaczerpnąć powietrza. Otarł aż kręcącą się w oku łezkę, gdy spojrzał na grupką z wyższością i politowaniem, jak na bandę kociaków. — Bęcwał mówił o sobie przez dobre 5 minut, a potem opowiedział o czymś, co płód z miasta by wiedział... — wyciągnął się na swoim miejscu. — Naprawdę z was schłonki...
Jeżyk wyprostowała się, podchodząc bliżej do kocura. Nie mogła mu pozwolić na takie mówienie o nich. Mieli swoją godność. Ogromna kotka spojrzała na czarnego z wyższością.
— Lepiej nas nie obrażaj. — rzekła twardo. Była zła. Mało powiedziane, była wściekła, ale zachowywała pewną maskę chłodu.
Śmieć zmrużył oczy, postanawiając od razu coś powiedzieć i odciągnąć uwagę od słów Jeżyk.
— My nie znamy się na polityce miasta, więc nawet to jest jakoś przydatne. Chociaż powiedział niewiele.
— Było dać mu wiewiórkę, ot co — prychnęła srebrna. Tutaj akurat Śmieć miał dużo racji.
— Oh, to wy nie wchodźcie mi pod łapy — mruknął niedbale, wciąż leżąc. No co za… — Gdyby nie ja, pewnie jak ciołki szukalibyście tego wielce szanowanego pana... dobre — kocur parsknął śmiechem. Tak, gdyby nie on… naprawdę uważał ich za takich idiotów? — Jego historyjki są zawsze obmyślane naprędce... macie szczęście, że nie zaczął opowiadać o skutkach kupienia świerzbu, to dopiero byłbym miał zabawę — zamruczał z pobłażliwym uśmieszkiem i ledwo uchyloną powieką.
Śmieć pochylił się do Skowronek, która następnie przyciągnęła do siebie Jeżyk.
— Słuchajcie, on wygląda na takiego, kto naprawdę coś wie. Może powie nam cos przydatnego jeśli odpowiednio mu zapłacić. — wyszeptała do pozostałej dwójki kotka.
— Tylko czym? Ostatnio chciał informację, jedyne co my wiemy to o klanach. — burknęła cicho Jeżyk.
— Słyszę jak tam mamroczecie — zamruczał czarny, szczerząc się bezczelnie. — Możemy się dogadać. Ostatnio coraz więcej patałaszków takich jak wy spaceruje po mieście, a mój wzrok i uszy są ograniczone... więc? Zacznijcie, a ja ocenię na co mogę się wymienić.
Ich trójka zwróciła na niego swe spojrzenia.
— Jakich informacji dokładnie pragniesz? Tematyka.
— Klany. Pewnie i tak nie będziecie mi w stanie wiele zaoferować, ale dla nowicjuszy mogę zrobić wyjątek — mruknął, zerkając na każde z nich z osobna.
— Akurat dobrze trafiłeś — rzekła Skowronek.
— Jeśli ktoś w tym mieście ma wiedzieć o klanach jakieś szczegóły, to właśnie my — stwierdziła Jeżyk.
— Więc? Zamieniam się w słuch. W zamian mogę wam opowiedzieć o Księżniczce, Dumie, a także wrogu pana Entelodona. Wystarczająco zaciekawieni?
Od razu Jeżyk ożywiła się. Również Śmieć spojrzał na czarnego jakoś inaczej. Mówił co wie. Konkrety. Te informacje były dla nich jak na wagę złota. Skowronek jako jedyna zachowała opanowanie.
— Co chcesz wiedzieć o klanach? — spytała.
— O Klanie Nocy. Czy to prawda, że rządzą nim głupie baby? — zapytał zaciekawiony, poruszając z rozbawieniem wąsikami.
— Prawdą jest, iż ich liderka jest kotką i że... — Skowronek zaczęła, jednak to Jeżyk dokończyła jej słowa, wiedząc, co ta chce powiedzieć.
— Ma pokłady arognacji.
— I jest mściwa — dopowiedziała jeszcze Skowronek.
— I mają konflikt z innym klanem, Klanem Wilka — wtrącił się Śmieć
— I faktycznie otaczała się kotkami, z tego, co nam wiadomo — stwierdziła Skowronek.
— W ogóle rybojady są zjeban- Jeżyk nie dokończyła, nie chcąc już przeklinać, czując, że Skowronek by się to za bardzo nie spodobało.
Czarny kocur zmarszczył nos, kładąc po sobie uszy z zniesmaczeniem. Zakrył łapą powieki, wzdychając ciężko.
— Wy nawet mówicie jak walnięci... — westchnął, zamiatając strzelistym ogonem podłogę. No cóż, oni się dobrze znali, nie ich wina, że on nie miał kogoś kogo tak dobrze znał, że mógł z nim kończyć zdania. Informator zamilkł na chwilę, jakby wyliczając w głowie, ile warte były ich słowa. — Cóż, w zamian mogę wam opowiedzieć o Księżniczce. Ostatnio wokół szanownego pana i władcy tyle się dzieje, że głowa mała. Ba, wiecie, że księżniczka znalazła swojego księcia? Płaszczy się przed Dumą jak kotka podczas rui, żeby tylko włosek mu z łba nie zleciał.
Koty od razu zaczęły przysłuchiwać się słowom kocura.
Interesujące.
— Włosek z łba nie zleciał? Ma wrogów, zdolnych postawić się jego gangowi i zagrozić jego życiu? — spytała lekko zdziwionym tonem przybrana córka Bylicy.
— Oh, a kto nie ma? Jestem pewien, że mimo mojego wrodzonego uroku osobistego i na mnie ktoś czycha — mruczał, zerkając na zebranych półprzymkniętym, ciemnym ślepiem. — Kto by nie chciał zostać sławnym za sprzątnięcie nawet podrzędnej szychy w mieście. Chociaż co tam z Księżniczki za pan... zwykły pieszczoch przymilający się obrzynaczowi, który wszystko zawdzięcza schadzkom z Dumą... pewnie stracił co nieco u weterynarza, dlatego się tak lepi do syna Entelodona.
— No to faktycznie niezły kanał — stwierdziła Jeżyk, na co tylko dwójka starszych kotów rzuciła jej spojrzenie ni to karcące, ni to zdziwione, którego znaczenie tylko oni rozumieli. A brzmiało ono „nie komentuj, bo to ważne” — W ogóle, jakim cudem pieszczoch stworzył gang? — wróciła do tego, co tu robili. Do pytań.
— Phi, zasługa Dumy, nic innego — czarny wzruszył barkami. — Odkąd tu jestem słyszę, że Jafar całuje mu łapki, żeby dostać, czego chce. Zwykły pieszczoch, nad którym góra się zlitowała. Uważa się za kogoś wielkiego, a prawda jest taka, że gdyby Duma go rzucił, zostałby z niczym.
Jeż spojrzała na chwilę na Skowronek. Ta po chwili spojrzała z kolei na Śmiecia. Wszyscy chyba myśleli to samo. Ten kocur nie był obiektywny w osądach. Sami dostrzegli już dawno, że Jafar to nie był zwykły pieszczoch. Miał własny gang. Miał Bastet, którą szkoliła dawniej Bylica, a obecnie Krokus. Jeśli mieli rozmawiać tylko o Jafarze, to raczej niewiele z niego wyciągną prawdy, a tylko niepotrzebne im peplanie. Po tej wymianie spojrzeń przywódczyni grupy odezwał się.
— Dziękujemy za dobrą wymianę infromacji, panie... — tu przerwała, dając znać jegomościowi iż to pora, aby się przedstawił.
— Moher — uśmiechnął się szeroko, skinąwszy szarmancko łbem. — Możecie mi mówić Moher — zmrużył brązowe ślepia jeszcze bardziej.
Cóż, przynajmniej zdaniem Jeżyk, drugie zdanie wskazywało na to, że to nie było prawdziwe imię kocura.
Tygrysio pręgowana skinęła czarnemu głową, na znak, że rozumie.
— W takim razie do widzenia, Moherze. — miauknęła do niego uprzejmie, po czym oddaliła się wraz z Jeżyk i Śmieciem w inną część kasztelana. Gdy byli już odpowiednio daleko, ich trójka cicho wymieniła kilka uwag.
— Ten cały „Moher” o ile faktycznie się tak nazywa, gada o Jafarze bardzo nie przychylnie.
— Jego mowa jest nacechowana nienawiścią czy też złością, większość jego słów jest jeszcze mniej wiarygodna niż to co powiedział Śmierdziel — stwierdził Śmieć.
— On przynajmniej mówił więcej za mniej — zgodziła się z kremowym srebrna.
— Ale coś od niego wyciągnęliśmy. Wiemy, że Jafar ma konszachty z Dumą. Najpewniej są parą. — Stwierdziła Skowronek. Cóż, dobrze wiedzieć i to.
Kątem oka mogli dostrzec, że ciemne futro kocura znika gdzieś, jakby rozpływając się w cieniu.
Przed sobą ich trójka dostrzegła sporą grupę kotów. Kilka z nich miało obroże, inni charakterystyczne blizny powykrajane na barkach. Dzięki Śmierdzielowi wiedzieli, że są to słudzy Entelodona. A to było co najmniej przydatne. Mimo tego, co mówił Moher, dał im równie dobre, o ile nie przydatniejsze informacje. Dostrzegli w tej grupce jednak też kilka bez żadnych znaków – najpewniej byli to zwykli samotnicy szukający okazji, żeby się zabawić.
Ostatecznie po krótkim przeczesaniu wzrokiem tego, co znajdowało się przed nimi, Jeżyk w końcu rzuciła się w oczy starsza kotka, która przyglądała im się zmęczonym wzrokiem. Hm. Obca nie wyglądała na typową osobę odwiedzającą kasztelan. Większość kotów wokół była młoda, czasem w średnim wieku, ale nie starsza. Jeżyk przez chwilę ukradkiem spoglądała na ową intrygującą kocicę. Śmieć i Skowronek cicho wymieniali jakieś słowa między sobą, ale nawet dla niej, stojącej tuż obok były one niesłyszalne. Po chwili z lekkiego zamyślenia wytrącił ją głos Skowronek.
— Widzisz kogoś do kogo moglibyśmy zagadać, Jeżyk? — młodsza spojrzała na swą ciotkę, aby po chwili ruszyć uchem w stronę starszej kotki.
Skowronek wydała z siebie jakiś potwierdzający pomruk, po czym podeszli w stronę starszej kocicy, ale tak, aby wyglądało, że tylko zwiedzają. Gdy podchodzili bliżej, mogli dojrzeć, że obca przyglądała się dokładniej Skowronek przez chwilę. Gdy jednak zbliżyli się bardziej, mimo dalej udawania, że nie starsza jest ich celem, całe zainteresowanie liliowej szylkretki zdawało się zniknąć, a pysk przybrał o dziwo jeszcze bardziej wymęczony wyraz. Nie umknęło to ich uwadze. Po jakimś czasie w końcu usiedli całkiem niedaleko staruszki, zarzucając między sobą losowy temat o tym, jakiego to szczura nie upolował jakiś ich znajomy ostatnio. Oczywiście to była zwykła farsa, by udać, że są zwykłymi odwiedzającymi Kasztelan. Mogli dostrzec, jak obca nastawia ucho w ich stronę, jednak zaraz kładzie je po sobie, rozpoczynając rozdzielanie zębami niewielkiej myszy.
Po jakimś czasie Skowronek, która postanowiła zmienić taktykę. Dała o tym znać swej siostrzenicy cichym szeptem w jej stronę między rozmowami. Wyglądał jakby po prostu kotki wymieniały się jakimiś „babskimi” sprawami czy wspólnym komentarzem co do słów Śmiecia, który o dziwo nawet nieźle grał, mimo tego, iż na co dzień był raczej chłodny według Jeż. Wprowadzili plan w życie. Skowronek, Śmieć i Jeżyk rozmawiali we trójkę przez jakiś czas, ale powoli starali się prowadzić ją tak, by Jeżyk mogła udać, że temat jej już nie interesuje i odłączyć się od nich, a następnie zagadać do starszej po chwili milczenia, tak jakby szukała towarzystwa. Tak też zrobili. Jeżyk przez chwilę siedziała cicho po odsunięciu się od pozostałej dwójki, aż w końcu przysunęła się bliżej, by rozpocząć konwersację ze starszą kotką.
— Z tego co mi się zdaje... — zaczęła ostrożnie, niepewnie, jakby w ogóle rzadko rozmawiała z kimś nie ze swojego grona co było w sumie prawdą — mało kotów przychodzi tu, by zwyczajnie posiedzieć. — zagadała z neutralną ekspresją pyska.
Kocica obrzuciła ją nieserdecznym spojrzeniem.
— Z tego co mi się zdaje... — szylkreta wyciągnęła szyję, by zerknąć na rozmówczynię z góry. — Mało kotów przychodzi tu się spowiadać nieznajomym — burknęła, strzepując ogonem. — Prawda. Jak w każdym mieście i nie mieście, to się rzadko zdarza. — stwierdziła, dalej zachowując neutralną postawę, choć ogon młodszej kotki noszącej naszyjnik z czerwonymi kamieniami szlachetnymi, nieco poruszył się na reakcję kocicy.
Dźwięk jaki wydał naszyjnik na szyi Jeżyk mimowolnie zwrócił uwagę starowiny.
— Nie wiedziałam, że pieszczochy teraz chodzą z takimi chudymi obrożami — mruknęła, odwracając wzrok.
To nie była przecież obroża! Nie była PIESZCZOCHEM! Nie to, żeby miała coś do pieszczochów, ale wiedziała, jak postrzega ich większość samotników, więc słowa starszej stały się dla niej obraźliwe. Szczególnie, że ten naszyjnik był dla niej ważny. Futerko na karku srebrnej podniosło się nieznacznie, a ta ciutkę spuściła brwi.
— Nie jestem pieszczochem — stwierdziła — Tylko samotnikiem — sprostowała — To... był prezent... od kogoś... — rzekła zgodnie z prawdą, następnie milknąc i spoglądając na naszyjnik z błyskiem smutku w ślipiach. Babcia… jej kochana babcia… to był prezent od niej. Materialny. Doceniała umiejętności, które starsza jej przekazała… ale posiadanie czegoś materialnego sprawiało, że Jeżyk czuła się bliżej ze zmarłą mimo jej nieobecności. Tęskniła. Tak cholernie tęskniła…
— Oh jak uroczo — mruknęła z nutą sarkazmu, wzruszając ramionami. — Więc czym jesteś? Ty i twoja kompania. Nie wyglądacie na tutejszych, za dużo się rozglądacie i wpychacie nos w nieswoje sprawy — westchnęła.
Początek wypowiedzi starszej sprawił, że w kotce zawrzało, ale następne jej słowa sprawiły, iż Jeżyk uznała, że to nie było aż takie ważne. Kocica zadała pytanie. Pociągnęła rozmowę dalej. To dobrze wróżyło.
— Bynajmniej nie jesteśmy tutejsi, tu trafiłaś w punkt. Jesteśmy... ni to gangiem. Ni to z miasta, ni to z dzikich ścieżek poza nim. Raz jesteśmy tu, raz tam... a gdzie się zatrzymamy o nas słyszą. Prędzej, czy później — stwierdziła, ale orientując się, że nieco za bardzo się rozgaduje, ugryzła się w język. — A ty? Może i tutejsza jesteś, ale nie wpasowujesz się w schemat — wskazała ogonem na około.
— Brzmi jak ból zadu — rzuciła zgryźliwie rozmówczyni, by zaraz podrapać się pod brodą. — Bo niby co? — rzuciła jej wyzywające spojrzenie. — Nie wpasowuję się w schemat, bo...? — dociekała nieprzyjemnie. — Myślisz, że kocica w kwiecie wieku nie może chcieć się zabawić? — warknęła, strzepując ogonem.
— Tego nie powiedziałam. Ale ty nie wyglądasz na bawiącą się. — stwierdziła.
— Bawię się na swój sposób, dzieciaczku — syknęła. — Mam swoje sprawy do załatwienia tutaj, wy też powinniście swoich nosów pilnować, a nie interesować się zabawami starszej kotki.
— Nie jestem dzieciaczkiem — stwierdziła, opuszczając brwi, a jej ogon napuszył się nieco. Starsza już chyba trzeci raz podczas tak krótkiej rozmowy ją mocno wkurzała, stąpając na tematy, które były bliskie jej sercu lub ją obrażając.
— Tak, a tu mi rośnie muchomor — prychnęła nieco rozbawiona, pokazując policzek. — Nie ma się co oburzać, młoda, jeszcze zatęsknisz za tymi czasami — mruknęła, a jej oczy na moment powędrowały za plecy Jeżyk. — Oh, wygląda, że moje sprawy przyszły — burknęła, a jej pysk zaraz spoważniał. Spojrzała to na srebrną, to na dwuosobową ekipę zbliżającą się do nich powoli, po czym ostatecznie uśmiechnęła się krzywo do zielonookiej. — Nic personalnego, skarbie — miauknęła tylko, popychając koteczkę prosto na grupę, sama próbując uciec gdzieś w tłum.
— OSZ TY — warknęła córka Krokus, spoglądając na koty, na które została wepchnięta, a jej masa sprawiła, iż przygniotła owe osobniki. Na szczęście Skowronek szybko zorientowała się w sytuacji i ruszyła za uciekającą szylkretową. Kotka, która wcześniej szła na spotkanie ze staruszką tylko stęknęła cicho, przygnieciona Jeżyk.
— Uważaj, jak leziesz — warknął jej towarzysz, próbując wygramolić się spod kotki.
— Moja miła, czy mogłabyś się nieco ruszyć i uwolnić mnie i mojego lubego? — zamruczała słodko drobna, liliowa koteczka leżąca obok burego, niezadowolonego kocura.
Widząc, jak Skowronek wraca dosłownie w mgnieniu oka, co znaczyło, że zgubiła tamtą staruszkę, Jeżyk prychnęła rozczarowana.
— Nie moja wina. Ktoś mnie na was popchnął — burknęła na słowa burego kocura, po czym przeniosła spojrzenie na milszą z rozmówczyń, zmieniając ton — Jasne — miłej liliowej kotce, podnosząc swoje cielsko i sprawdzając stan naszyjnika. — Byliście tutaj po spotkanie z tą szylkretką, mam rację? — dodała po chwili, gdy oceniła, że nic się nie stało złego z jej ukochaną ozdobą.
Słysząc odpowiedź kotki, bury tylko syknął pod nosem. — Widzisz? Mówiłem, że stara wiedźma ma coś za uszami — warknął do liliowej, na co ta tylko wywróciła oczami.
— Już możesz sobie oszczędzić marudzenie, wiem, co chcesz powiedzieć — odsyknęła mu, kładąc po sobie okrągłe uszka. Zwróciła łagodne, niebieskie spojrzenie ku zielonookiej, by zastanowić się chwilkę.
— Taaaak... — miauknęła w końcu, nieporządnie ukrywając, że coś kręci. — Tylko spotkanie. Byliśmy nawet umówieni, ale cóż, uciekła. Nie wiemy czemu. Prawda, kochanie? — zamruczała słodziutko, na co bury tylko przytaknął jej ruchem łba.
Wtedy właśnie Jeżyk nie tylko zorientowała się, że coś było na rzeczy - dostrzegła także znak Entelodona na barkach tej dwójki. Uhuhu…
— Cóż... wydaje się, że ona na to spotkanie entuzjastyczna nie była.
— Raczej już jej nie znajdziemy — wtrąciła się Skowronek — Dała dyla.
— Nie wiem dlaczego. My przecież nic złego byśmy jej nie zrobili... — mruczała cicho liliowa, na co bury nadal tylko kiwał głową.
— A mówiła może gdzie idzie? Albo gdzie mieszka? Albo chociaż kierunek, w którym zniknęła możemy dostać? — zapytała koteczka.
Po krótkim zastanowieniu Jeżyk skinęła głową.
— Ta. Tylko powiedzcie, kto to w ogóle jest? — zadała pytanie.
— Ta... pani obiecała nam coś wyjaśnić. Myśleliśmy, że tym razem się na to przygotowała, ale niestety, musiała czegoś zapomnieć ze swojej norki — wytłumaczyła liliowa.
— Więc? Co wiecie? To pilna sprawa — mruknął bury niecierpliwie.
— No, powiedziała, że przyszła coś "załatwić" a potem nagle mnie popchnęła i się zmyła — wyjaśniła po krótce sytuację Jeżyk.
— Mogę was zaprowadzić gdzie mniej więcej pobiegła — dodała zaraz Skowronek, kierując się jednak w inną stronę, niż ta, w którą pobiegła liliowa. Jeżyk dostrzegła to. Tak, to było dobre posunięcie. Mimo tego jaka kocica była nie wiedzieli, co im przyniesie więcej korzyści, a co wrogów, czy opłaca się ich prowadzić do starszej, do której widocznie mieli interes.
Liliowa westchnęła cicho, machając łapą.
— Już nie ma co. Pewnie już jej tu nie ma — mruknęła, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z burym, który jednak obejrzał się, w którą stronę ruszyła Skowronek.
— Jednak gdzie moje maniery - jestem Pazłotko, a to mój ukochany, Mosiądz — przedstawiła się, uchylając delikatnie łepek.
— Nie mamy na to czasu — warknął bury warczy do ucha kocicy, niezadowolony.
— Ja jestem Skowronek, a to są Jeżyk i... — kotka nie dokończyła, bo Śmieć na którego chciała wskazać przerwał jej podchodząc i samemu odpowiadając.
— Śmieć — rzekł bez wyrazu, dołączając do grupki jaka się uformowała.
— Bardzo miło was poznać, skarbeńki — zamruczała przesłodzonym tonem, podczas gdy bury, z wymownym wyrazem pyska próbował przepchnąć liliową w stronę wyjścia. — Jeśli widzielibyście jeszcze kiedyś tą staruszkę, proszę, nie krępujcie się nam powiedzieć, spotkanie z nią to bardzo ważna sprawa — dodała. — My często tu bywam, nie trudno nas znaleźć, prawda, słoneczko?
— Idziemy — fuknął jej drugi z obcych tylko w odpowiedzi, dalej próbując się przedrzeć do wyjścia, prowadząc opierającą się koteczkę.
Trójka kotów wymieniła spojrzenia, po czym ruszyła powoli za nimi.
— Dokąd wam tak śpieszno, skoro mieliście plany rozmawiać z nią, a ta se poszła? — spytała Jeżyk unosząc jedną brew.
— Szukać jej, skoro nadal jest w okolicy. Tym wyjściem najszybciej się stąd wydostaniemy — syknął bury, szybko ruszając, gdy liliowa nareszcie łaskawie zaczęła iść samodzielnie.
— Jak mówiłam, sprawa jest bardzo ważna — wytłumaczyła koteczka. — Wybaczcie więc, jeśli nie macie zamiaru wyciągnąć do nas pomocnej łapki, my będziemy musieli się już zbierać.
— A akurat może mamy? — zasugerowała Skowronek, ruszając za nimi. — Sześć oczu więcej chyba się wam przyda? Przez jakiś czas możemy się z wami pokręcić.
— Oh, ale nie mamy nic do... — zaczęła liliowa, podczas gdy bury zaraz zatknął jej pysk.
— Jeśli pomożecie, dostaniecie coś w zamian — mruknął tylko.
Zwrócił się jeszcze do Pozłotka, szepcząc jej coś na ucho.
— Tak! Każda pomoc się przyda! — zamruczała zaraz ochoczo koteczka.
Skowronek nieco zamruczała na słowo zapłata, po czym ruszyli do wyjścia wraz z dwoma kotami od Edka. Tak, zapłata od nich brzmiała kusząco…
— Jeśli się rozdzielimy mamy większe szanse — polecił Mosiądz, po czym zaczął kroczyć w stronę przeciwną niż Pazłotko, na początku powoli, by zobaczyć, czy ktoś do niego dołączy.
— Dobrze, ale uważaj na siebie, kochanie! — miauknęła za nim liliowa, po czym zaczęła rozglądać się i węszyć w powietrzu.
Skowronek szybko wskazała Jeżyk, za kim ma iść. Dostał jej się... ten mniej przyjemny osobnik. Ruszyła więc za nim szybko, a Śmieć i Skowronek poszli za Pozłotką. Mosiądz widząc, kto mu się trafił, tylko zmarszczył brwi i przyspieszył kroku.
— Nie wlecz się tylko — mruknął oschle, rozglądając się po okolicy. Pazłotko tym czasem uradowana, że dostała większą grupkę, ruszyła za Kasztelan, mając nadzieję, że uda jej się znaleźć jakieś ślady.
— Uwierz mi na słowo, że mam za sobą dłuższe przebieżki — odparła Jeż rozglądając się w około idąc tuż za burym. — To staruszka, przecież nie mogła odejść tak daleko — miauknęła zachęcająco do reszty liliowa, nim srebrna i bury odeszli na tyle daleko, że nie było jej już słychać. I tak oto nastała cisza. Ugh… to będzie nudne zadanie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz