Mrówka z zainteresowaniem obserwowała aktywność swoich kociąt. Bławatek i Goździk wymyślili ruchliwą zabawę, więc było ich pełno w całym żłobku. Hałas nie przeszkadzał złotej kotce w zachowaniu czujności. Ta wzrosła, kiedy próg kociarni przekroczyła znajoma wojowniczka. Z Daglezjową Igłą miała przyjemność wybrać się na jeden z patroli i zamienić kilka słów podczas swobodnej rozmowy, dlatego odprężyła się i pozwoliła kotce podejść bliżej kociąt. Bławatek i Goździk wlepili ciekawskie ślepia w pobratymkę, uderzenie serca później wracając do zabawy. Mrówka natomiast spojrzała na rzęsorka przyniesionego przez Daglezjową Igłę. Podziękowała skinieniem głowy. Zwierzyna wyglądała smakowicie. Uznała, że wojowniczka musiała przyzwyczaić się do życia w Owocowym Lesie, a to była dobra wiadomość.
— Cześć, pogoda już bardziej dopisuje?
— Tak. — parsknęła delikatnym śmiechem Mrówka, owijając ogon wokół brzucha. — Miło mi że odwiedzasz.
Nawiązanie do pogody okazało się odpowiednim początkiem rozmowy.
— A tak mnie naszło — podrapała się tylną łapą za uchem. — Jak tam Perkoz? O kociaki nie muszę pytać, widać, że... dziecinne, rozrywkowe i yyy... rozbrykane.
— Jak to kociaki. Niech się bawią, dopóki są niewinne i pozbawione obowiązków. Kiedyś wyrosną na wspaniałych wojowników. — miauknęła Mrówka i wypięła dumnie wypięła pierś. Robiła tak często, kiedy myślała o przyszłości swoich kociąt. — Perkoz codziennie nas odwiedza. Bardzo się stara być jak najlepszym ojcem. Bławatek i Goździk go uwielbiają.
Mrówka mogła przyznać, że jest spełniona w swoim życiu. Kiedyś usłyszała mądre słowa, że najważniejsza w życiu jest rodzina. Najpierw ta w której się urodziłeś, później ta, którą sam stworzyłeś. W jej przypadku się z nimi zgadzała. Po tragicznym losie, jaki spotkał jej matkę, ojca, wujostwo, a nawet odejście brata, jeszcze bardziej zależało jej na utrzymaniu dobrej więzi ze swoim partnerem i kociakami. Chciała, żeby Bławatek i Goździk każdego dnia byli zapewniani, że są dla niej ważni. Oczywiście tęskniła również za życiem wojownika i cierpliwie czekała na powrót do obowiązków.
Imię wojowniczki bardzo kojarzyło jej się ze zmarłą ciotką i nie mogła oprzeć się temu porównaniu. Daglezja zawsze była dla niej miła i dobrze ją wspominała. Mało było kotów noszących ten człon. Wiedziała oczywiście, że Daglezjowa Igła nie pochodziła z Owocowego Lasu, ale jakoś to przestało mieć znaczenie w momencie, kiedy stała się wierna ich przynależności. A przynajmniej wykonywała swoje obowiązki wojowniczki poprawnie. Żeby mogła jednak lepiej określić kotkę, musiałaby ją bliżej poznać, jednak to działało w obie strony.
— Myślałaś o tym, żeby w przyszłości powiększyć rodzinę? Pytam z ciekawości. Nie każdy kot widzi siebie w żłobku i nic dziwnego, kociaki to ogromna odpowiedzialność.
— Nie planuję. To nie dla mnie. — miauknęła uprzejmie.
Mrówka skinęła głową i owinęła ogon wokół swojego boku.
— No dobrze, to skoro temat kociąt mamy za sobą, porozmawiajmy o czymś ciekawszym. — poruszyła wąsami. — Co u ciebie słychać?
<Daglezjowa Igło? Przepraszam, że tak długo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz