*przed zgro, lato*
Kolejny dzień, z kolejnym treningiem wspinaczki na drzewa. No i jedną próbą upolowania czegoś, która może i nie skończyła się sukcesem – ale przynajmniej nie z winy strachu Jutrzenkowej Łapy, bo tym razem nie wystraszyła się, gdy mysz zwróciła na nią swe czarne, paciorkowate ślipia. Wydawałoby się, że bez strachu, z opanowaną pozycją łowiecką i umiejętnością przekradania się na wysokim poziomie od malucha, byłaby wstanie upolować piszczkę bez problemu. Ale cóż, nie było to takie łatwe, na jakie wyglądało.Wróciła więc do obozu z pustymi łapami. Z jakimś sukcesem, tak, ale niewielkim. Od razu wyczuła na sobie kolejne spojrzenia. Najpewniej pogardliwie. Pochyliła nieco głowę, strosząc futerko na karku, po czym chwyciła mysz ze stosu. Już miała skierować się do legowiska uczniów, gdy niespodziewanie, po odwróceniu się przed nią jak z podziemi wyrósł mały, czarno biały kociak o brązowych, wielkich ślipiach. Na niespodziewaną obecność aż lekko podskoczyła, jeszcze bardziej się strosząc. Położyła po sobie mocniej uszy.
Przez chwilę jeszcze wpatrywała się w kociaka, po czym rozejrzała się po obozie. Nikt go nie pilnował? Aż dziwne. W sensie, tak, ona sama jako kociak łaziła po obozie bez opieki, ale tylko dlatego, że co chwilę wymykała się ze żłobka. Czyżby ten maluch też miał takie zdolności?
Po jeszcze chwili niezręcznej ciszy, kotka odłożyła na ziemię mysz.
— Cz-czy c-co-coś si-się st-stało, Śni-śnieżku? — spytała.
<Śnieżku?>
[218 słów]
[Przyznano 4%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz