- Siema. - Przywitał się nieco ostrożnie, po wypluciu na podłoże stosu piór i patyków, przez które ledwo mógł oddychać, dodatkowo był mało widoczny. - Przyniosłem wam trochę zabawek, to na przykład jest sójcze, a to chyba wronie. - Wskazał łapą na opisywanie znaleziska, z pewną dozą zadowolenia.
Kocica spojrzała na kocura, który wtargnął do żłobka z jakimiś patykami i piórami. Myśleli, że w taki sposób uda im się przekupić ją i jej siostrę? Kilka patyków i głupich piór nie naprawi tego, co oni zrobili. Rodzice magicznie nie wstaną i nie zabiorą ich z tego strasznego więzienia, który próbuje się odkupić swoją łaskawością. Cisza zauważyła, że jej siostra zainteresowała się rzeczami, które przyniósł nieznajomy. Jak ona mogła?! Zapomniała już, że to właśnie oni byli mordercami? Uderzyła ogonem siostrę, na co ta spojrzała na nią.
- Nie przekonacie nas tym czymś! Jesteście mordercami! Mordercami! - Syknęła kocica, pokazując liliowemu swoje małe kły w nadziei, że odejdzie on szybko.
Uczeń usiadł ze spokojem, przyglądając się wrzeszczącej kotce, przekrzywiając lekko głowę na bok.
- Ło, nikt cię tu nie próbuje przekupić, spokojnie, to tylko małe umilenie czasu, który spędzacie w żłobku. Strasznie tu nudno, prawda? - Rzucił, uciekając na moment wzrokiem gdzieś w sufit. - Poza tym, możecie to przecież potraktować jak chwilowy punkt mieszkalny z darmowym jedzeniem. Jak będziecie samodzielni, nikt was tu na siłę trzymał nie będzie. Tak myślę. - Dodał jakoś obojętnie.
- Nie umilisz mi czasu, jeśli zamkniesz mnie w tym czymś zwanym żłobkiem po tym, jak zabiliście moich rodziców. - Syknęła zła kocica. Dalej nie mogła uwierzyć, że ten cały Klan Burzy był odpowiedzialny za śmierć ich rodziców. Widziała, jak tata upada bezwładnie na ziemię, a za nim mama. Gdyby tylko mogła, to zmieniłaby to wszystko. Ich rodzice dalej by żyli i zajmowali się nimi. - Wolałabym być z mamą i tatą głodna niż tu z wami z jedzeniem!!
- Hej, mnie tam nawet nie było. - Zauważył, unosząc brew. - A sami byście nie przeżyli zbyt długo. - Dodał, starając się utrzymać cierpliwość. - A czasu nie cofniesz, jak bardzo byś chciała. Jeśli nie na nas, natknęlibyście się w końcu na jakiś inny klan, dla przykładu Wilczaki. Nie jestem pewien, czy wtedy nawet po was by coś zostało. - Mruknął nieco ponuro.
Kocica tupnęła łapą, próbując pokazać swe niezadowolenie.
- To nic nie zmienia! Dalej jesteś odpowiedzialny za ich śmierć. Ty i reszta tego dziwnego ugrupowania. - Z dniem, w którym pojawiła się w tym dziwnym klanie, przygniotło ją to wszystko. Kiedyś była tylko ona, mama, tata i jej rodzeństwo, a teraz pojawiło się wiele nieznanych jej kotów. Czuła się niezbyt dobrze w tym miejscu i najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji było dla niej pokazywanie to z pomocą agresji. Takim sposobem może wreszcie zostałaby tylko siostrą jak za starych czasów. - Nie masz nic lepszego do roboty tylko straszenie nas? Z pewnością nie jesteś tak młody, aby tu siedzieć z nami, więc możesz już iść.
- To nie ma żadnego sensu. - Powiedział, lekko skonfundowany kocur, marszcząc czoło. - To, co robisz to przymus do zbiorowej odpowiedzialności za coś, z czym nie miałem dosłownie nic wspólnego, bazując jedynie na fakcie przynależności do jednego klanu. Nie jestem tak altruistyczny, by odpowiadać za jakieś pojedyncze jednostki, których nawet nie lubię. Poza tym z takim nastawieniem długo nie pociągniesz w grupie. Jak chcesz się stąd zabrać to, chociaż wytrzymaj do treningu, by mieć jakiekolwiek pojęcie o życiu. I przetrwać. - Poradził jakimś niby poważnym niby obojętnym tonem. - Hm, aż tak straszny jestem, że już gościa wyganiasz? Nie wyglądasz na przerażoną. Ale skoro panienka tak woli... - Rzucił z udawanym zamyśleniem, jednak zaraz wstał i lekko skierował się do wyjścia. - Bywajcie. - mruknął teatralnie, znikając na zewnątrz.
*****
Minęło kilka wschodów słońca od czasu, gdy jakiś kot pojawił się w żłobku. Niby wypędzała każdego, kto pojawiał się w tym miejscu, jednak nie udało jej się wypędzić jej siostry. Ta była przekonana, że Ci rodzicobójcy byli ich wybawicielami, co było tylko kłamstwem! Jak ona mogła tak szybko uwierzyć w te kłamstwa?! Przecież sama, na własne oczy widziała, co Ci wojownicy zrobili z ich rodzicami. Wyciągnęła głowę ze żłobka i rozglądnęła się wokół. Żłobek stawał się dla niej klatką, z której nie pozwalano jej wychodzić, bo zdaniem innych, była za młoda. Nie wierzyła im, każde z ich słów musiało być kłamstwem, bo inaczej jak mogła wyjaśnić ich zachowanie? Gdy nie zauważyła nikogo, kto by się zainteresował jej zachowaniem, to wyszła ze żłobka. Teraz tylko trzeba było znaleźć wyjście i wolność byłaby na wyciągnięcie jej łap. Ruszyła w nieznanym jej kierunku, mając nadzieję, że szczęście jej będzie sprzyjać i uda jej się uciec. Niestety, tym razem tak nie było, bo po chwili wpadła na kogoś białe łapy. Kiedy podniosła pysk, aby dokładniej przyjrzeć się kto stanął jej na drodze do wolności, to zobaczyła Szepczącą Łapę. Był to uczeń, który przyniósł zabawki i inne piórka do żłobka, kiedy ta dwójka pojawiła się w klanie. Jedno z tych piórek, które podobno należało do sójki, nosiła teraz Cisza, jednak nie zmieniało to tego, że dalej liliowy kocur był dla niej wrogiem.
- Złaź z mojej drogi! - Syknęła kocica i odsunęła się od niego na kilka kroków. - Znowu pojawiasz się znikąd i przeszkadzasz swym istnieniem!
Kocur przekręcił głowę na bok, patrząc ze zdziwieniem na dzieciaka, po czym na jego pysku wykwitł szczególnie złośliwy uśmiech, który towarzyszył mu podczas schylania głowy w jej stronę.
- Co to, wymykamy się ze żłobka? - Zapytał uczeń, robiąc mały krok w jej stronę. - Poza tym, ał! To ty na mnie wpadłaś, po prostu przyznaj się, że nie patrzysz, gdzie chodzisz i zwalasz winę na mnie. - Dodał, już się prostując, robiąc przy tym teatralnie zbolałą minę, wracając do normalnego tonu.
- Nieprawda! Znowu coś wymyślasz. - Powiedziała Cisza, po czym pokazała kocurowi swój język. - Prześladujesz mnie i to tyle! To twój niecny plan, jednak ja nie dam się tak łatwo. Może i wpoiliście tę propagandę mojej siostrze, jednak ja nie jestem aż taka naiwna i łatwowierna.
- A więc zmyśliłem fakt, że na mnie wpadłaś? - Uniósł brew, ignorując pokazanie języka. Zamiast tego, pstryknął kocię w czoło. - Ooo, mamy o sobie wysokie mniemanie, co?- Zamruczał, po czym uniósł głowę i westchnął przeciągle. - Niestety muszę Cię rozczarować, że mam lepsze zajęcia od prześladowania kociąt, a tym bardziej przekazywać jakieś propagandy. Skąd ty w ogóle znasz takie słowa? Z twoją siostrą to nawet kontaktu nie miałem, a z tego, co mi wiadomo, żadnych mistycznych mocy umysłu jeszcze nie mam.
- I czemu miałabym uwierzyć w twe słowa? Wy wszyscy mówicie kłamstwa, aby tylko przekonać nas do zostania. A ja nie chcę żyć obok rodzicobójców! - Syknęła kocica, po czym uderzyła swoją łapą w łapę kocura, mając nadzieje, że ten poczuje jakiś ból. - Więzicie tylko mnie i wpajacie jakieś głupie zasady i wiary w gwiazdki na niebie. To nie ma sensu!
- Kłamstwa? Poza tym mówiłem Ci, że jak się ogarniesz życiowo, to nikt Cię tu siłą trzymać nie będzie. - Odparł, na odtrącenie łapy niezbyt reagując, strzepując nią z raz, po czym odkładając na miejsce. Zaraz wzruszył też ramionami. - No, Gwiezdni rzeczywiście są dość mało realni a ich istnienie wątpliwe. - Zaczął kocur. - Ale zasady są dość ważne, jak nie chcesz podpaść. Ot, zwyczajne pierdoły przekazywane kociakom w żłobku, nic nadzwyczajnego.
- Kłamstwa! Kłamstwa, które wymyśliła ta wasza przywódczyni, a przykryła to jakimiś gwiazdami na niebie, aby nikt się nie czepiał. Czy tak właśnie sprowadzacie sobie członków do tego pomieszanego klanu? Zabijając im rodziców i zabierając tutaj, wciskając im propagandę i nie dając im żadnego wyboru? Bo na to wygląda. - Kocica strzepnęła ogonem i parsknęła zła pod nosem. Ten klan zdecydowanie nie był normalny i to mogła stwierdzić pierwszego dnia, w którym się tu pojawiła. Wąsy kocura zadrżały z rozbawienia.
- Chyba za bardzo ją przeceniasz, niestety bajeczka z gwiezdnymi przechodzi u nas od pokoleń. U innych klanów, jeśli dobrze kojarzę, to też. - Spróbował wytłumaczyć kotce. - I jeśli pytasz to nie, nie wygląda to tak. Cóż, jest bardziej kolorowo, a kociaki na nas nie syczą? - Zauważył lekko, zerkając gdzieś w górę. - I jak już wspomniałem lub też nie, nie wiem jak twoja umiejętność czytania między wierszami, ale przykro mi z powodu twoich rodziców. Weszli na nasz teren i był to nieszczęśliwy wypadek, za który masz prawo nas nienawidzić. Ale na gwiezdnych zamknij już jadaczkę na temat przymusu, bo mówię już któryś raz, że potem możesz sobie stąd iść i nikt się tym nie przejmie. - Ostatnie zdanie wypowiedział tonem, jakby niósł skargi do nieba.
- Przypadkiem to była moja siostra, a nie zabicie moich rodziców. - Warknęła Cisza. Wszystko, co mówił nieznajomy może i miało jakiś sens, jednak nie rozwiązywało jej głównego problemu — wydostania się z tego obozu. - Ja chcę powrotu do normalności, a nie siedzenia tu na tyłku! Chcę, aby moi rodzice żyli i byli obok mojego boku, ale wasz “wypadek” spowodował, że nigdy tak się nie stanie. Dlatego jesteście winni wszystkiego! Bo nie da się zabić kogoś przypadkiem, więc musieliście zrobić to specjalnie. Nie ma innego wyjaśnienia!
<Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz