Zjawienie się lidera było dla niego sporym zaskoczeniem. W pierwszym odruchu spiął się. Czyżby dowiedział się o jego planach na pozbycie się Miodunki? Nagadała mu coś? Zaraz jednak powoli jego ciało rozluźniło się, a oddech unormował. Chciał tylko porozmawiać. Nic nadzwyczajnego nie stało za tym czynem.
Zastanowił się jak odpowiedzieć mu, że niezbyt dobrze się czuł. Pomimo minionych księżyców, jego umysł zachowywał się tak, jakby brodził w gęstej brei. Nie miał pojęcia czy to wina wieloksiężycowego ćpania jakichś podejrzanych roślin, które podawała mu partnerka, czy może śmierć Krwawnika tak bardzo go rozstroiła, że powoli tracił poczucie rzeczywistości. Każdy dzień był dla niego w końcu katorgą. Nawet dostanie własnego ucznia nie sprawiło, że jakkolwiek poczuł się lepiej.
— Nie wiem — odparł szczerze. — Trenuje ją. Wychodzimy razem. Nie idzie jej jednak to najlepiej — przyznał, głośno wzdychając. — Chyba jestem beznadziejnym mentorem. Nie nadaje się do tej roli.
— Sądzę, że zasługujesz na ucznia. Więcej wiary w siebie — czekoladowy starał się go pocieszyć.
Tą wiarę stracił już dawno temu. Dosłownie nikt w Owocowym Lesie nie interesował się jego dobrem od kocięctwa. Komar napiętnował go jako północniaka, kogoś kto nie zasługiwał na imię. Wierzył w to do teraz. Po tym jak odeszła miłość, jak została tylko i wyłącznie pustka, która wysysała z niego ostatnie siły, to poczucie wyobcowania tylko w nim wzrosło.
— Wiara... Tak. Tylko ona mi pozostała. — Uniósł głowę, aby zetknąć się ze spojrzeniem lidera. — Nie wiem jednak czy warto wierzyć, gdy i tak to się nie spełni — brzmiał na całkowicie pokonanego.
Poddał się. Cała jego sylwetka, ton głosu, wszystko to wskazywało na podłamanie. Dla niego czas nie miał sensu. Obowiązki tym bardziej, chociaż starał się je wykonywać. Robił to jednak machinalnie, przywyknąwszy do rutyny. Nie było w tym nic z życia, jakie jeszcze posiadał. Był tylko wyżutą i wyplutą skorupą. Jedyne o czym myślał to o zemście. To jedyne powodowało, że pragnął jeszcze się obudzić.
— O czym marzysz? — zapytał kocur, co spowodowało jego zmieszanie.
Nie powinien mu mówić. Znaczy... Kiedyś na pewno zdarzyło mu się o tym wspomnieć, gdy był jeszcze młodym kotem. Nie pamiętał jednak tych czasów. Były zbyt odległe. Tak jakby te wspomnienia należały do kogoś innego.
— Nieważne. — Odwrócił łeb w innym kierunku, aby nie patrzeć dłużej w te pełne współczucia oczy. — Jeżeli powiem to nie będzie prawda. Chcę mieć pewność, że na to zasługuję, a nie dostać to z litości... — odpowiedział, zmieniając zaraz temat. — Cieszę się, że zszedłeś się w końcu z Kuklikiem i będziecie mieć potomstwo. Obyś był dobrym ojcem.
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz