- W porządku... - odpowiedziała, niepewnie wyciągając jedną łapę do przodu, aby móc poklepać kocura po łebku.
Niestety, kocica źle oceniła swoją siłę, przez co przy każdym pacnięciu w głowę kocur uginał się jak żelek, a na jego oczy schodziły wały skóry. Kocurowi jednak bycie wgniatanym w ziemię nijak nie przeszkadzało - ba, wyszczerzył radośnie do Sroki szereg swoich pożółkłych zębów. Zastępczyni nie miała pojęcia, jak coś takiego mogło powstać z jej Zając. Małe, czekoladowe, pokraczne, głupie do granic możliwości... Jedyną zaletą kocura była jego uległość i fakt, że jako jedyny w klanie znał swoje miejsce. Nawet jej rodzona siostra nie wykazywała się takim fanatyzmem wobec kotek i osobników o czarno-białym futrze. Nie była natomiast przekonana co do sposobów wychowania stosowanych przez jej najbliższą przyjaciółkę, ale jednocześnie nie czuła potrzeby powstrzymywania jej przed kontynuacją, skoro jej taktyka okazała się być skuteczna.
- Muszę już iść - stwierdził kociak. - Obiecałem Topikowi, że się z nim pobawię. - wyjaśnił, skłaniając się w mało elegancki sposób.
Czarno-biała jedynie skinęła łbem, odprowadzając kocurka wzrokiem. Łapa za łapą, krok za krokiem, aż tu nagle... bęc. Czekoladowy potknął się, niezgrabnie ryjąc pyskiem w mokrej po deszczu glebie.
<Śmierdziuchu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz