Wpatrywał się w trupy będąc w zbyt wielkim szoku, aby odwrócić się na pięcie i uciec. Czuł jak dygocze. Nie... To niemożliwe. Strach wypełnił jego ciało, ale nie ruszył się. Dlaczego do tego doszło? Miał krew na łapach, która nie należała do niego. Chociaż nie zadał śmiertelnego ciosu, przyczynił się do śmierci niewinnych samotników. Był potworem. Nie... Oni wszyscy byli winni. Pierwszy raz widział u siostry taki bitewny szał. Zachowywała się niczym zwierzę. Gryzła i drapała chcąc zabić, a nie po to, aby odgonić napastnika. To było chore. Zatkał pysk łapą, czując jak na języku rozpuszcza mu się metaliczny posmak. Krew. Jego czy napastnika? W zasadzie to chyba dobrze, że ruda rzuciła mu się z pomocą, prawda? Ten kocur chciał go skrzywdzić. Nie chciał go puścić. Ranił go, ponieważ był dla niego wrogiem, któremu chciał skraść posiłek. Czy to była jego wina? Czy gdyby nie upolował zwierzyny, tak to by się nie skończyło? Łzy zaczęły cieknąć mu po policzkach. Przeżył właśnie szok. Oczywiście znał pojęcie śmierci, ale nigdy jej nie widział. Teraz niedaleko leżały jeszcze ciepłe trupy. Gepardzi Mróz do nich dołączyła... Mógł być na jej miejscu. Wciąż pod powiekami widział wściekły pysk samotnika, który walczył o przetrwanie. Który był zdolny zabić każdego z nich.
Drozdowy Szept wypytywał o to co się tu stało. To on pozbawił życia drugiego samotnika.
Piaskowa Łapa nie był w stanie się odezwać. Szok wciąż go trzymał. Czy tak właśnie było na wojnie? Czemu musieli się zabijać? Przecież wystarczyło ich przegonić! Czemu siostry naraziły własne życie, by odebrać te inne?
Podnieśli się i mieli wracać, kiedy to Lwia Łapa stanęła i zwróciła swój wzrok w kierunku zarośli. Zapłakanymi oczami powiódł także w tamtą stronę, a serce na moment mu zamarło. Zabili... rodziców. Dwa kociaki wpatrywały się w nich przerażone. Czy to widziały? Wiedziały co im zrobili? Zadrżał, czując jak brak mu tchu. Właśnie Lew, Iskierka i Drozdowy Szept zabili im rodziców, a on był współwinny, bo nic nie zrobił. Jedynie obserwował jak się z nimi rozprawiali.
Usłyszał jak Lew woła wojownika i wskazuje na krzaki. Maluchy skuliły się bardziej, obawiając się, że czeka ich podobny los. Sam nawet czuł, że tak może się to skończyć. Po tym co widział, był już gotowy na wszystko. Nawet na wizję, że jego siostra jest morderczynią kociąt. Ku jego zaskoczeniu, kocur postanowił je zabrać do Klanu Burzy, gdzie o ich losie zdecyduje Różana Przełęcz. Drozdowy Szept chwycił jednego kociaka, a drugiego podniosła Lew. Powrócili do obozu, gdzie zapadł wyrok. Od teraz te maluchy miały szkolić się na przyszłych wojowników, kiedy tylko podrosną. Mieli żyć w klanie pełnym obcych, którzy pozbawili życia ich rodziców. Nie mógł na nie patrzeć. Omijał żłobek olbrzymim łukiem, bo co widział te małe oczka, przypominał sobie do czego wszyscy doprowadzili.
***
Ciężko mu było wrócić do rutyny, gdy śmierć co noc go nawiedzała we snach. Jeszcze bardziej docenił miękki bok matki, która także nie została jeszcze z dziwnych powodów liderki mianowana. Przy niej czuł się bezpieczny. Cofał się pamięcią do czasów, gdzie jego siostry nie były mordercami, gdzie świat wydawał się miłym miejscem.
Zięba wiedziała co przeżywał, ponieważ o wszystkim się dowiedziała z pierwszej łapy. On nie wypowiedział od tamtego czasu ani słowa. To było dla niego za ciężkie. Nie radził sobie. Mama jednak przy nim była. Szeptała kojące słowa, śpiewała mu jak za dawnych czasów, a jego spięte ciało się rozluźniało, łaknąć na powrót tej beztroski życia.
— Piaskowa Łapo — kocica ocknęła go z letargu, w którym był. Uniósł ciężko spojrzenie na kierunek jaki mu wskazywała.
Lwia Łapa. Siostra siedziała tuż obok niego, a jego oczy zrobiły się od razu większe, czujniejsze. Przylgnął bardziej do matki, wyglądając niczym przestraszony kociak, który bał się zmierzyć z rzeczywistością.
— Piasku... On by cię zabił. Chroniłam cię — miauknęła ruda, starając się uzyskać jego przebaczenie.
Wzrok mu od razu spoczął na zabandażowanej łapie, która przypominała mu o tamtym dniu. Położył po sobie uszy, ponieważ nie chciał do tego wracać. Chciał zapomnieć. Chciał zapomnieć o tym, że jego siostry nie miały wyboru i musiały zabić dla jego dobra. Nie chciał nigdy być powodem czyjejś śmierci.
— Wiem — odparł krótko, nie dodając nic więcej. Bo zdawał sobie sprawę z tego, że uczennica nie miała wyjścia. Zrobiła to, aby mógł żyć. Tylko... Zawsze istniała inna droga. Skoro tak dobrze szła im walka, mogli ich przegonić. Nie osierociliby kociąt. Byli potworami, on także. Nie potrafił sobie tego wybaczyć. To tak, jakby świat starał się mu pokazać, że pisane mu było zostać tyranem. Przygotowywano go na śmierć, która spadnie z jego łap.
— Nie możesz się użalać. Braciszku. Spójrz na mnie — poprosiła, a on spełnił jej polecenie.
Widział krew na jej pysku, na łapach. Strach pojawił się w jego oczach oraz łzy. Nie chciał bać się rodziny, a tym bardziej Lew. Podniósł się i ją mocno do siebie przytulił. Trwali tak w uścisku, aż nie wyschły mu łzy. Wtedy też otworzył oczy. Jego łapy także opływały w czerwień. Był winny. Był winny nawet jeśli nie zatopił kłów w ciele tych dwojga. Był winny, bo się na to zgodził. Był winny, bo nic nie zrobił, aby to zatrzymać. Był winny, bo gdyby jednak powstrzymał ich od walki, zdawał sobie sprawę, że zginąłby on lub obie siostry. Nie było dobrego wyboru. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej zastanawiał się czy to dobrze, że obcy zginęli. Świat wybrał mniejsze zło, a on musiał żyć z tym dalej.
<Lew?>
[887 słów]
[Przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz