Nie odpowiedział. Zamiast tego jego wzrok wędrował na zająca, a krok zaczął spowalniać, aż w końcu przeszedł na trucht, by całkiem się zatrzymać. Nie chciało mu się biegać za straconą szansą, tak więc jedynie patrzył za odbiegającymi dwoma futrami z błogą obojętnością do momentu, w którym to zając nie skręcił gwałtownie w bok. Lilowy uśmiechnął się do siebie pod nosem, znikając we wrzosach. Gdzieś na trajektorii jego biegu znajdowało się wgłębienie, czemu więc go nie wykorzystać? Zaraz długimi susami pobiegł skróconą drogą w jego stronę, przypadł do wgłębienia, a gdy dosłownie sekundy później zjawił się zajęczak, postanowił to wykorzystać. Wyskoczył z wyciągniętymi pazurami w stronę burego grzbietu, kiedy to ruda plama w tym samym momencie zdzieliła go z całej siły swoimi łapami w biedne przednie kończyny, które to zdołały jedynie zaczepić kilka kosmyków burawej sierści, zanim odrzucone zostały w bok, a lilowy wylądował na kępkach niskiej trawy, uderzając bokiem o ziemię. Zaraz potem dostał z kości Iskrzącej Łapy w brzuch, przez co syknął przez zęby, zaraz podskakując na równe łapy jak oparzony ze zjeżoną sierścią, patrząc na rude stworzenie, które również w szoku i niezadowoleniu zbierało się z ziemi trochę dalej, otrzepując się z przylgniętego piachu. W momencie, w którym jej podirytowane, żółte oczy spojrzały na Szepta, ten miał już na sobie typowy, szeroki, chociaż dość obolały przez uraz na boku uśmiech. Teraz nie mieli królika oboje i był z tego powodu nieziemsko wręcz dumny.
Jesień niestety nie pozwoliła na odpuszczanie sobie zwierzyny, nawet na patrolach granicznych, na których dostawał polecenia odnośnie łowienia biednych wiewiórek. Jak się okazało najlepiej było nocą, więc od czasu do czasu wyciągany był w jakiejś trzy, czteroosobowej grupie, szukając jeży czy czego tam. Czasem był nastawiony do tego entuzjastycznie, czasem wręcz przeciwnie i marudził całą drogę. Wolał zastawiać na zwierzynę pułapki, w końcu same szukają jedzenia, nie? Potem zwyczajnie się zachodzi i bum! Jedzenie złapane! Niestety jak na razie jego pomysły zostały olane więc wypominał to na każdym takim wypadzie, czasem jęcząc i stękając, po czasie zupełnie milknąc i bez entuzjazmu, wręcz z ocewactwem szukając jakiegoś pojedynczego żywego stworzenia. Niestety, do znalezienia ,,jedzenia”, nie zaliczał dwóch dodatkowych kociąt. Oczywiście klan wiedział, Drozdowy Szept jako najstarszy musiał zdać relację jakim cholerstwem wrócił z patrolu z dwoma przybłędami. Widział je wtedy po raz pierwszy, niesione w pyskach i odstawiane do żłobka. Zastanawiał się, ile pamiętały, jak bardzo są rozgoryczone, czy na pewno dobrze zrobili i czy odnajdą się w klanowej społeczności, nowej realności do której nie przywykły. Patrząc na dwie niebieskie kulki trochę sposępniał. Straciły dwójkę ważnych dla nich kotów, które być może nie były rodzeństwem i nie bolało w ten sam sposób, ale byli rodziną, tak? Nie wykluczał jednak, że mieli z rodzicami raczej kiepskie relacje. Dodatkowo zastanawiał się, czy ciała samotników zakopano? Wątpił, pewnie nadal tam leżą. Może wypadałoby chociaż pozwolić, by zabrała je woda. Czuł się z tym jakoś dziwnie źle, w ten sam poważny sposób, a szum z myśli w głowie wcale tego uczucia nie niwelował. Prócz tego zabita została jedna z burzaczek. I po co, dla jakiegoś królika? Czy samotnicy nie mogli po prostu się przyłączyć jak ta dziwna samotniczka z kociakiem? Porozmawiać? Z drugiej strony jednak pojawiało się rozumienie tej kociej desperacji. Może wcale nie chcieli dojść do porozumienia. Niemniej nie zmieniło to faktu, że wcale tego nie popierał. Może wyciągnął to od Powiewa, któremu też wymalował się jakiś smutek w oczach, jakaś głupia odziedziczona emocja która wymywała zobojętnienie, jednak chwilę potem Szept już się znalazł w legowisku matki. To, że pochowają Gepard było logiczne, ale zostawienie losowi dwóch ciał rodziców sierot, których im odebrali… Zacisnął zęby i z oziębłą powagą, wręcz rozkazem oznajmił iż chce, by przy okazji samotnicy zostali zakopani, lub zwyczajnie puszczeni z nurtem, wykładając coraz to kolejne argumenty, które na szczęście zostały wysłuchane.
Pozostawała jeszcze sprawa trójki, nie, czwórki odpowiedzialnych, których to Szept przez kilka dni uporczywie ignorował, jakby był na coś zły, a i również postawa była chłodna. Na szczęście dzieci Zięby nie utrudniały mu zajęcia, więc ten mógł być sobie zły sam ze sobą. Dopiero po tym czasie, wreszcie jego ból dupy minął. Szczególnie, kiedy usłyszał jakże wściekłe, kocięce syknięcie, a chwilę potem jego oczy dostrzegły jakże znajome, cętkowane rude futro, z właścicielem który posłał swoje uszy na boki. M, jak miły był to widok. Zaraz podreptał doń od tyłu, z zaciekawieniem wyciągając szyję, z pyskiem niezwykle blisko rudego ucha.
- Zawiedziona? - Pyta głośno, czysto ciekawym głosem, zerkając przed siebie na znikające w norze, niebieskie futro. W efekcie Iskrząca Łapa z cichym piskiem odskoczyła w bok, przenosząc na kocura przerażone spojrzenie, które zaraz zamieniło się w poirytowanie, gdy rozpoznała lilowego syna liderki. Zaciskając zęby poprawiła zjeżone futro.
- Niby czym? Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz - prychnęła niby od niechcenia. Natomiast Szept z uśmiechem zadowolenia obserwował reakcję kotki, nie odzywając się ani słowem, jedynie obserwując jej działania związane z poprawianiem sierści.
- No weeeź, wiem, że tam coś jeszcze działa - zatoczył pazurem koło, wskazując na czoło kotki - Próba zaprzyjaźnienia z szylkretową nie wychodzi? Nie martw się, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Mm~ Słodkie uczucie odrzucenia~
- Wcale nie! Cisza po prostu jeszcze… nie przyzwyczaiła się do nowej sytuacji - wymamrotała, patrząc w bok, by uniknąć spojrzenia Szepta. - A ty nie masz nic lepszego do roboty? Jestem pewna, że wiele kotek wyczekuje, aż wypróbujesz na nich swoje tajne techniki flirtowania - dodała kąśliwie. Gdzieś w międzyczasie kocur usiadł, zastanawiając się na moment, uciekając wzrokiem do nieba, po czym rzucił tekstem najbardziej przeklepanym z możliwych.
- A co, zazdrosna? - mruknął z uśmieszkiem - Wiesz, mogę ci ułożyć kolejny wierszyk jak chcesz. Niestety do zgromadzenia jeszcze daleko, a wiesz, muszę poćwiczyć.
- Oj, nawet nie wyobrażasz sobie jak zazdrość zżera mnie od środka - warknęła, mierząc go ostrym spojrzeniem. Podeszła do kocura bliżej, niemal stykając się z nim nosami, na co kocur odsunął lekko głowę w tył, jednak nie odwrócił zadowolonego z siebie wzroku, który zdobił pysk wraz z typowym, pewnym siebie uśmiechem, z domieszką jakiejś dogryzki i może arogancji. - Jestem tak wkurzona, że zaraz rozszarpię kogoś własnymi pazurami…
- Tak, jak zrobiłaś to moim rodzicom? - wtrąciła się Cisza nim Szept zdążył wydać jakikolwiek odgłos w odpowiedzi, która widocznie podsłuchiwała ich rozmowę ze żłobka. Niespodziewane pojawienie się kociaka widocznie wybiło Iskierkę z rytmu i ta momentalnie odsunęła się od liliowego, trochę zagubiona. Uczeń zerknął w dół na szylkretową nieco zaskoczony jej ponownym pojawieniem się, kątem oka rejestrując odsunięcie Iskrzącej Łapy. Jego też na moment zatkało, jednak zaraz na jego pysku pojawiło się coś w rodzaju niepewnego cienia uspokajającego i zmieszanego uśmiechu.
- Słuchaj, może... - zwrócił się do kociaka, jednak przerwał, kiedy pojawiła się Kwiecista, przepraszając za niedopilnowanie szczyla, zaprowadzając go do środka, na co odetchnął mimowolnie z ulgą. Zerknął na Iskierkę, która z nieodgadnionym wyrazem pyska obserwowała, jak Cicha znika w ścianach żłobka wraz z niebieską karmicielką.
- Czyli raczej nie ma szans - rzucił, powoli starając się wrócić do swojej roli, chociaż ton w pierwszym zdaniu niezbyt mu to ułatwił.
- Nie, raczej nie. Ale mnie na tym nie zależy - syknęła po chwili ciszy, waląc ogonem w bok, przykrywając swoją wcześniejszą reakcję - Pewnie jesteś bardzo zadowolony, co? W końcu ktoś dołączy do twojego klubu gnębienia Iskrzącej Łapy. Może w końcu zdobędziesz jakiś przyjaciół.
Kocur milczał przez chwilę, po czym zerknął na nią jakby nie rozumiejąc, opuszczając brwi.
- Gnębienia? - zaczyna - Nie, nie. Kompletnie źle to odbierasz. No, może nie całkiem, ale- eh. Wiesz co? Jedyne co próbowałem przez ten cały czas robić, to spróbować w końcu do was zagadać. I jedynym, z którym w końcu się to udało jest wyobraź sobie Piasek, bo jako jedyny z waszej czwórki, jest kurwa, normalny. A z tobą się nawet fajnie bawi, nie jesteś tak nudna, na jaką próbujesz się kreować przez ten cały czas, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu. - Zrobił krok w jej kierunku, unosząc lekko głowę - I wiesz co? Nie, nie czuję w tym żadnej satysfakcji, przez ten cały cholerny czas nie czułem nawet czegoś w podobnym rodzaju. A jedyną osobą bez przyjaciół, jesteś ty i twoja zapchlona siostra, a im szybciej to w końcu zobaczysz, tym lepiej dla ciebie. Bo ja próbowałem. - Nieco zaskoczony swoimi własnymi, chłodnymi słowami, zrobił szybki w tył zwrot, nie czekając na jakąkolwiek reakcję, sztywno kierując się do wyjścia z obozu. Co go ubodło? Wzmianka o posiadaniu przyjaciół, których rzeczywiście pragnął, dlatego jak na szpilkach oczekiwał kolejnego zgromadzenia, by poszerzyć kręgi znajomości? Czy może fakt, że zdawał sobie sprawę, że rzeczywiście mogły jego zaczepki wyglądać jak wyglądały? Nie potrafił jednak pojąć, jakim sposobem mogły być szkodliwe. Czy dobrze zrobił? Mógł w końcu znowu się zaśmiać i ponabijać z rudzielca, nic by wtedy nie wyciekło. Nie miał ochoty się jednak nad tym teraz zastanawiać. Był zbyt zdenerwowany nad rozwodzeniem się nad konsekwencjami.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Jesień niestety nie pozwoliła na odpuszczanie sobie zwierzyny, nawet na patrolach granicznych, na których dostawał polecenia odnośnie łowienia biednych wiewiórek. Jak się okazało najlepiej było nocą, więc od czasu do czasu wyciągany był w jakiejś trzy, czteroosobowej grupie, szukając jeży czy czego tam. Czasem był nastawiony do tego entuzjastycznie, czasem wręcz przeciwnie i marudził całą drogę. Wolał zastawiać na zwierzynę pułapki, w końcu same szukają jedzenia, nie? Potem zwyczajnie się zachodzi i bum! Jedzenie złapane! Niestety jak na razie jego pomysły zostały olane więc wypominał to na każdym takim wypadzie, czasem jęcząc i stękając, po czasie zupełnie milknąc i bez entuzjazmu, wręcz z ocewactwem szukając jakiegoś pojedynczego żywego stworzenia. Niestety, do znalezienia ,,jedzenia”, nie zaliczał dwóch dodatkowych kociąt. Oczywiście klan wiedział, Drozdowy Szept jako najstarszy musiał zdać relację jakim cholerstwem wrócił z patrolu z dwoma przybłędami. Widział je wtedy po raz pierwszy, niesione w pyskach i odstawiane do żłobka. Zastanawiał się, ile pamiętały, jak bardzo są rozgoryczone, czy na pewno dobrze zrobili i czy odnajdą się w klanowej społeczności, nowej realności do której nie przywykły. Patrząc na dwie niebieskie kulki trochę sposępniał. Straciły dwójkę ważnych dla nich kotów, które być może nie były rodzeństwem i nie bolało w ten sam sposób, ale byli rodziną, tak? Nie wykluczał jednak, że mieli z rodzicami raczej kiepskie relacje. Dodatkowo zastanawiał się, czy ciała samotników zakopano? Wątpił, pewnie nadal tam leżą. Może wypadałoby chociaż pozwolić, by zabrała je woda. Czuł się z tym jakoś dziwnie źle, w ten sam poważny sposób, a szum z myśli w głowie wcale tego uczucia nie niwelował. Prócz tego zabita została jedna z burzaczek. I po co, dla jakiegoś królika? Czy samotnicy nie mogli po prostu się przyłączyć jak ta dziwna samotniczka z kociakiem? Porozmawiać? Z drugiej strony jednak pojawiało się rozumienie tej kociej desperacji. Może wcale nie chcieli dojść do porozumienia. Niemniej nie zmieniło to faktu, że wcale tego nie popierał. Może wyciągnął to od Powiewa, któremu też wymalował się jakiś smutek w oczach, jakaś głupia odziedziczona emocja która wymywała zobojętnienie, jednak chwilę potem Szept już się znalazł w legowisku matki. To, że pochowają Gepard było logiczne, ale zostawienie losowi dwóch ciał rodziców sierot, których im odebrali… Zacisnął zęby i z oziębłą powagą, wręcz rozkazem oznajmił iż chce, by przy okazji samotnicy zostali zakopani, lub zwyczajnie puszczeni z nurtem, wykładając coraz to kolejne argumenty, które na szczęście zostały wysłuchane.
Pozostawała jeszcze sprawa trójki, nie, czwórki odpowiedzialnych, których to Szept przez kilka dni uporczywie ignorował, jakby był na coś zły, a i również postawa była chłodna. Na szczęście dzieci Zięby nie utrudniały mu zajęcia, więc ten mógł być sobie zły sam ze sobą. Dopiero po tym czasie, wreszcie jego ból dupy minął. Szczególnie, kiedy usłyszał jakże wściekłe, kocięce syknięcie, a chwilę potem jego oczy dostrzegły jakże znajome, cętkowane rude futro, z właścicielem który posłał swoje uszy na boki. M, jak miły był to widok. Zaraz podreptał doń od tyłu, z zaciekawieniem wyciągając szyję, z pyskiem niezwykle blisko rudego ucha.
- Zawiedziona? - Pyta głośno, czysto ciekawym głosem, zerkając przed siebie na znikające w norze, niebieskie futro. W efekcie Iskrząca Łapa z cichym piskiem odskoczyła w bok, przenosząc na kocura przerażone spojrzenie, które zaraz zamieniło się w poirytowanie, gdy rozpoznała lilowego syna liderki. Zaciskając zęby poprawiła zjeżone futro.
- Niby czym? Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz - prychnęła niby od niechcenia. Natomiast Szept z uśmiechem zadowolenia obserwował reakcję kotki, nie odzywając się ani słowem, jedynie obserwując jej działania związane z poprawianiem sierści.
- No weeeź, wiem, że tam coś jeszcze działa - zatoczył pazurem koło, wskazując na czoło kotki - Próba zaprzyjaźnienia z szylkretową nie wychodzi? Nie martw się, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Mm~ Słodkie uczucie odrzucenia~
- Wcale nie! Cisza po prostu jeszcze… nie przyzwyczaiła się do nowej sytuacji - wymamrotała, patrząc w bok, by uniknąć spojrzenia Szepta. - A ty nie masz nic lepszego do roboty? Jestem pewna, że wiele kotek wyczekuje, aż wypróbujesz na nich swoje tajne techniki flirtowania - dodała kąśliwie. Gdzieś w międzyczasie kocur usiadł, zastanawiając się na moment, uciekając wzrokiem do nieba, po czym rzucił tekstem najbardziej przeklepanym z możliwych.
- A co, zazdrosna? - mruknął z uśmieszkiem - Wiesz, mogę ci ułożyć kolejny wierszyk jak chcesz. Niestety do zgromadzenia jeszcze daleko, a wiesz, muszę poćwiczyć.
- Oj, nawet nie wyobrażasz sobie jak zazdrość zżera mnie od środka - warknęła, mierząc go ostrym spojrzeniem. Podeszła do kocura bliżej, niemal stykając się z nim nosami, na co kocur odsunął lekko głowę w tył, jednak nie odwrócił zadowolonego z siebie wzroku, który zdobił pysk wraz z typowym, pewnym siebie uśmiechem, z domieszką jakiejś dogryzki i może arogancji. - Jestem tak wkurzona, że zaraz rozszarpię kogoś własnymi pazurami…
- Tak, jak zrobiłaś to moim rodzicom? - wtrąciła się Cisza nim Szept zdążył wydać jakikolwiek odgłos w odpowiedzi, która widocznie podsłuchiwała ich rozmowę ze żłobka. Niespodziewane pojawienie się kociaka widocznie wybiło Iskierkę z rytmu i ta momentalnie odsunęła się od liliowego, trochę zagubiona. Uczeń zerknął w dół na szylkretową nieco zaskoczony jej ponownym pojawieniem się, kątem oka rejestrując odsunięcie Iskrzącej Łapy. Jego też na moment zatkało, jednak zaraz na jego pysku pojawiło się coś w rodzaju niepewnego cienia uspokajającego i zmieszanego uśmiechu.
- Słuchaj, może... - zwrócił się do kociaka, jednak przerwał, kiedy pojawiła się Kwiecista, przepraszając za niedopilnowanie szczyla, zaprowadzając go do środka, na co odetchnął mimowolnie z ulgą. Zerknął na Iskierkę, która z nieodgadnionym wyrazem pyska obserwowała, jak Cicha znika w ścianach żłobka wraz z niebieską karmicielką.
- Czyli raczej nie ma szans - rzucił, powoli starając się wrócić do swojej roli, chociaż ton w pierwszym zdaniu niezbyt mu to ułatwił.
- Nie, raczej nie. Ale mnie na tym nie zależy - syknęła po chwili ciszy, waląc ogonem w bok, przykrywając swoją wcześniejszą reakcję - Pewnie jesteś bardzo zadowolony, co? W końcu ktoś dołączy do twojego klubu gnębienia Iskrzącej Łapy. Może w końcu zdobędziesz jakiś przyjaciół.
Kocur milczał przez chwilę, po czym zerknął na nią jakby nie rozumiejąc, opuszczając brwi.
- Gnębienia? - zaczyna - Nie, nie. Kompletnie źle to odbierasz. No, może nie całkiem, ale- eh. Wiesz co? Jedyne co próbowałem przez ten cały czas robić, to spróbować w końcu do was zagadać. I jedynym, z którym w końcu się to udało jest wyobraź sobie Piasek, bo jako jedyny z waszej czwórki, jest kurwa, normalny. A z tobą się nawet fajnie bawi, nie jesteś tak nudna, na jaką próbujesz się kreować przez ten cały czas, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu. - Zrobił krok w jej kierunku, unosząc lekko głowę - I wiesz co? Nie, nie czuję w tym żadnej satysfakcji, przez ten cały cholerny czas nie czułem nawet czegoś w podobnym rodzaju. A jedyną osobą bez przyjaciół, jesteś ty i twoja zapchlona siostra, a im szybciej to w końcu zobaczysz, tym lepiej dla ciebie. Bo ja próbowałem. - Nieco zaskoczony swoimi własnymi, chłodnymi słowami, zrobił szybki w tył zwrot, nie czekając na jakąkolwiek reakcję, sztywno kierując się do wyjścia z obozu. Co go ubodło? Wzmianka o posiadaniu przyjaciół, których rzeczywiście pragnął, dlatego jak na szpilkach oczekiwał kolejnego zgromadzenia, by poszerzyć kręgi znajomości? Czy może fakt, że zdawał sobie sprawę, że rzeczywiście mogły jego zaczepki wyglądać jak wyglądały? Nie potrafił jednak pojąć, jakim sposobem mogły być szkodliwe. Czy dobrze zrobił? Mógł w końcu znowu się zaśmiać i ponabijać z rudzielca, nic by wtedy nie wyciekło. Nie miał ochoty się jednak nad tym teraz zastanawiać. Był zbyt zdenerwowany nad rozwodzeniem się nad konsekwencjami.
<Iskierka? :3>
[1432 słowa]
[Przyznano 29%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz