Był już wieczór. Oczywiście, że jego siostry od razu jak dowiedziały się o incydencie poszły go odwiedzić i dowiedzieć się co się stało. Zbył je. Nie chciał o tym z nikim rozmawiać. I tak zakrył opatrunkiem dobrze ranę. W końcu sobie poszły, najpierw Czyściec (i dobrze), po niej trochę dłużej musiał się pokłócić z Bożodrzewem. Chciała zobaczyć jego "szramę". Nie lubił tego słowa. Nienawidził, kiedy siostra się z niego nabijała. A zwłaszcza teraz...
— Czereśnio? — wszedł ktoś do legowiska medyka, w którym przebywał czekoladowy. Na początku myślał, że to kolejne durne odwiedziny, ale do lecznicy weszła trójka kotów, z czego jeden z nich, największy ciemnoszary wojownik niósł na plecach nieprzytomną szylkretkę. Zdążył dzielić już z nią legowisko. Zapyziała Łapa, zwali ją. Odstawił ją na ziemię, gdzie została delikatnie ocudzona. Nie wyglądała na zranioną, ale wyczerpaną. Judaszowcowa Łapa tylko obserwował ich z daleka.
— Zemdlała na patrolu. Przepytaj, czy wszystko z nią w porządku — miauknęła Kruszynowa Knieja. Medyczka dała im znak, by ci wyszli, a ona się nią zajmie. Zaczęła ją przepytywać, co było dla Judaszowca bardzo... nudne. Nie wyobrażał sobie musieć być medykiem. Tkwić tylko w tym smrodzie i leczyć tych, co upadli na głowę (dosłownie i w przenośni). Że też oni byli ulubieńcami Klanu Gwiazdy... Daleko po nim, oczywiście.
— Powinnaś zrobić sobie przerwę — oznajmiła Czereśnia, podając uczennicy jakieś nieznane mu zioła i dziwne, ciemne kulki, które posłusznie zjadła. Mogłaby ją otruć i nawet by nie pomyślała, przeszło brązowemu przez głowę. — A ty, Judaszowcowa Łapo, czujesz się już dobrze?
— Tak — odparł pewnie, machając ogonem. — Jak zawsze.
— W takim razie możesz już iść. Zapyziała Łapa na pewno doceni ciszę i spokój.
Skinął jej głową. Nareszcie. Jeszcze przesiąknie tymi chwastami...
Wyleczeni: Zapyziała Łapa
[276 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz