jakiś, spory czas temu
Różana siedziała u siebie, zmywając z łap resztki ziemi, kiedy to usłyszała niezwykle nieznośny głos, od równie nieznośnej osoby. Zwężone źrenice uniosła w górę, by utkwić je nieruchomo w zbliżającą się rudą, tak niezwykle pewną swej osoby, że aż było to niepoważne.
- Usiądź. - rozkazała jedynie chłodnym głosem, odkładając łapę na miejsce i czekając, aż uczennica wykona polecenie, potem jeszcze przez dłuższy czas milcząc, nie spuszczając wzroku z kotki - Czy wiesz, które koty podczas konfliktu z Klanem Wilka znalazły się w łapach nieprzyjaciela? - pyta, jakimś zagadkowym, niezadowolonym tonem.
- Tak. Wiem. - zaczęła Lew - Na pewno był to Jeleni Puch, wszyscy o nim w klanie mówią. To okropne do jakiego stanu go doprowadzili przez te księżyce, które u nich spędził. Na szczęście jest już bezpieczny, w domu.
- Oprócz niego w łapach Wilczaków znaleźli się jeszcze Wiśniowa Iskra i Diamentowy Wąs - przyznała, krótkim skinieniem głowy - A czy wiesz, jak Jeleni Puch nas powitał, podczas "powrotu" do obozu, kiedy Mroczna Gwiazda przypuścił szturm?
- Zgaduję, że to przywitanie nie należało do najcieplejszych... - stwierdziła, skinieniem głowy dając znać, aby liderka rozjaśniła dokładniej obraz wydarzeń sprzed paru księżyców.
- Rozszarpał kilka naszych kotów - odpowiedziała szylkretka zaraz prosto, dając chwilę kotce na przyswojenie tej jakże niezwykłej informacji - Mroczna Gwiazda zostawił nam niezwykły prezent w postaci potwora do zabijania, nastawionego na niszczenie Klanu Burzy i każdego osobnika który stąd pochodził. - kontynuowała na wydechu, niezwykle lekko, jakby była to jedynie część historii która wydarzyła się wieki temu - A utwierdzał go w tym, podając do jedzenia króliki, przekonując go, że to Burzaki. - kolejna pauza, podczas której kotka skierowała swe ślepia w oczy uczennicy, która powinna już zorientować się, do czego Róża zmierza. Nie był to błąd. Córka Zięby, gdy tylko Róża skończyła mówić, lekko drgnęła swoim różowym noskiem.
- Nie wiedziałam tego... Chciałam by po prostu zjadł coś porządnego, a nie marną piszczkę, które inne koty przynoszą mu z łaską. Jest w końcu dorosłym, który dochodzi do siebie po koszmarze. - wątpiła czy kotka uwierzy w jej tłumaczenie - Chciałam dobrze.
Wąsy Różanej drgnęły, chociaż na pysku kotki nie malowały się żadne emocje. Szczerze wątpiła, czy w przypadku nie-rudego kota Lew błysnęłaby taką dobrodusznością.
- Być może, dlatego to tylko przestroga. I radziłabym nie mieszać się w karmienie go, tym bardziej nie chcę cię widzieć przy jego norze. Chyba, że pewnego nieszczęśliwego dnia chcesz zamienić się w jego ulubiony posiłek - sarknęła pod koniec, z niezbyt zadowoloną miną. Chociaż w sumie, jeden kłopot byłby mniej.
- Nie, nie chcę. - wyznała uczennica, po czym podniosła nieco głos zdając sobie sprawę z wcześniejszego zdania wypowiedzianego przez liderkę. - Ale też nie chce przestać do niego przychodzić. Wygląda jakby wyczekiwał spotkania z drugim kotem, nawet jeśli ten przynosi mu tylko jedzenie i patrzy się na niego z góry... Nie wydaje się być już zagrożeniem dla klanu... W końcu mój tata pracuje nad tym by Jeleni Puch wrócił do normalności.
Na wspomnienie o Pożarze kącik pyska kotki drgnął lekko, wykrzywiając tym pysk w dość brzydkim, chwilowym uśmieszku.
- Leśny Pożar nie jest kimś, kogo warto obsadzać za autorytet. Po tym co zrobił, chociaż naprawa Jeleniego Puchu wydaje się być jedynym, co zdaje się mu wychodzić. - Oh tak, akurat na niego Lew powinna patrzeć! Chociaż w sumie nie dziwiła się, najpewniej wyrośnie na coś w podobie do tej zdradzieckiej szumowiny. - Skoro już musisz do niego przychodzić, a wyraźnie musisz - zaczęła, po chwili zamyślenia - To bierz ze sobą wojownika.
- Dobrze. - Uczennica skinęła głową, co brązowooka przyjęła z zadowoleniem.
- To tyle - kończy. To co miała powiedzieć już powiedziała.
- Naprawdę przepraszam za tę sytuację, to wynikło z mojej niewiedzy, już więcej coś takiego się nie powtórzy.
- Nie wątpię. - Różana patrzyła, jak Lwia Łapa opuszcza legowisko, po czym wzdycha ciężko i przykłada łapę do nasady nosa, marszcząc ze zirytowaniem czoło. Chyba pora wyznaczyć kogoś, do pilnowania tego, na razie małego, problemu.
Różana siedziała u siebie, zmywając z łap resztki ziemi, kiedy to usłyszała niezwykle nieznośny głos, od równie nieznośnej osoby. Zwężone źrenice uniosła w górę, by utkwić je nieruchomo w zbliżającą się rudą, tak niezwykle pewną swej osoby, że aż było to niepoważne.
- Usiądź. - rozkazała jedynie chłodnym głosem, odkładając łapę na miejsce i czekając, aż uczennica wykona polecenie, potem jeszcze przez dłuższy czas milcząc, nie spuszczając wzroku z kotki - Czy wiesz, które koty podczas konfliktu z Klanem Wilka znalazły się w łapach nieprzyjaciela? - pyta, jakimś zagadkowym, niezadowolonym tonem.
- Tak. Wiem. - zaczęła Lew - Na pewno był to Jeleni Puch, wszyscy o nim w klanie mówią. To okropne do jakiego stanu go doprowadzili przez te księżyce, które u nich spędził. Na szczęście jest już bezpieczny, w domu.
- Oprócz niego w łapach Wilczaków znaleźli się jeszcze Wiśniowa Iskra i Diamentowy Wąs - przyznała, krótkim skinieniem głowy - A czy wiesz, jak Jeleni Puch nas powitał, podczas "powrotu" do obozu, kiedy Mroczna Gwiazda przypuścił szturm?
- Zgaduję, że to przywitanie nie należało do najcieplejszych... - stwierdziła, skinieniem głowy dając znać, aby liderka rozjaśniła dokładniej obraz wydarzeń sprzed paru księżyców.
- Rozszarpał kilka naszych kotów - odpowiedziała szylkretka zaraz prosto, dając chwilę kotce na przyswojenie tej jakże niezwykłej informacji - Mroczna Gwiazda zostawił nam niezwykły prezent w postaci potwora do zabijania, nastawionego na niszczenie Klanu Burzy i każdego osobnika który stąd pochodził. - kontynuowała na wydechu, niezwykle lekko, jakby była to jedynie część historii która wydarzyła się wieki temu - A utwierdzał go w tym, podając do jedzenia króliki, przekonując go, że to Burzaki. - kolejna pauza, podczas której kotka skierowała swe ślepia w oczy uczennicy, która powinna już zorientować się, do czego Róża zmierza. Nie był to błąd. Córka Zięby, gdy tylko Róża skończyła mówić, lekko drgnęła swoim różowym noskiem.
- Nie wiedziałam tego... Chciałam by po prostu zjadł coś porządnego, a nie marną piszczkę, które inne koty przynoszą mu z łaską. Jest w końcu dorosłym, który dochodzi do siebie po koszmarze. - wątpiła czy kotka uwierzy w jej tłumaczenie - Chciałam dobrze.
Wąsy Różanej drgnęły, chociaż na pysku kotki nie malowały się żadne emocje. Szczerze wątpiła, czy w przypadku nie-rudego kota Lew błysnęłaby taką dobrodusznością.
- Być może, dlatego to tylko przestroga. I radziłabym nie mieszać się w karmienie go, tym bardziej nie chcę cię widzieć przy jego norze. Chyba, że pewnego nieszczęśliwego dnia chcesz zamienić się w jego ulubiony posiłek - sarknęła pod koniec, z niezbyt zadowoloną miną. Chociaż w sumie, jeden kłopot byłby mniej.
- Nie, nie chcę. - wyznała uczennica, po czym podniosła nieco głos zdając sobie sprawę z wcześniejszego zdania wypowiedzianego przez liderkę. - Ale też nie chce przestać do niego przychodzić. Wygląda jakby wyczekiwał spotkania z drugim kotem, nawet jeśli ten przynosi mu tylko jedzenie i patrzy się na niego z góry... Nie wydaje się być już zagrożeniem dla klanu... W końcu mój tata pracuje nad tym by Jeleni Puch wrócił do normalności.
Na wspomnienie o Pożarze kącik pyska kotki drgnął lekko, wykrzywiając tym pysk w dość brzydkim, chwilowym uśmieszku.
- Leśny Pożar nie jest kimś, kogo warto obsadzać za autorytet. Po tym co zrobił, chociaż naprawa Jeleniego Puchu wydaje się być jedynym, co zdaje się mu wychodzić. - Oh tak, akurat na niego Lew powinna patrzeć! Chociaż w sumie nie dziwiła się, najpewniej wyrośnie na coś w podobie do tej zdradzieckiej szumowiny. - Skoro już musisz do niego przychodzić, a wyraźnie musisz - zaczęła, po chwili zamyślenia - To bierz ze sobą wojownika.
- Dobrze. - Uczennica skinęła głową, co brązowooka przyjęła z zadowoleniem.
- To tyle - kończy. To co miała powiedzieć już powiedziała.
- Naprawdę przepraszam za tę sytuację, to wynikło z mojej niewiedzy, już więcej coś takiego się nie powtórzy.
- Nie wątpię. - Różana patrzyła, jak Lwia Łapa opuszcza legowisko, po czym wzdycha ciężko i przykłada łapę do nasady nosa, marszcząc ze zirytowaniem czoło. Chyba pora wyznaczyć kogoś, do pilnowania tego, na razie małego, problemu.
<Lew?>
w końcu to skleiłam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz