- Przysięgamy!- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję wam imiona wojowników. Dzika Łapo od tej pory będziesz znany jako Dziki Kieł, zaś ty, Rdzawa Łapo, znana będziesz pod imieniem Rdzawe Futro. Klan Gwiazdy cieni waszą lojalność oraz odwagę. Z radością witamy was jako pełnoprawnych wojowników klanu klifu!
- Dziki Kieł! Rdzawe Futro!
Na pysku Wrzosu kwitł uśmiech, upiększony szczerością i jaśniejącym blaskiem nareszcie nieudawanej radości. Krzyki członków Klanu Klifu rozbrzmiewały pod niebiosa, wychwalając nowe wojownicze imiona jej przyjaciół. Brata i siostry, którzy ukończyli szkolenie w młodym wieku. Wrzos włączyła się, a jej głos wmieszał się w gwar, tworząc zaskakująco miłą dla jej uszu melodię. Gdy dwójka odeszła od skały, z której przemawiał Lwia Gwiazda, bura kotka poderwała się zaraz ku dwóm sylwetkom, wzniecając za sobą w powietrze płatki śniegu. Rzuciła się na ich szyje, obejmując ciepło niewielkimi łapami. Przycisnęła się do nich mocno, nurkując w ich futrach. Chciała im pokazać, jak bardzo jest dumna i jak raduje ją ich awans. Zarówno Dziki, jak i Rdzawa oddali jej uścisk - kocur położył głowę z cichym mruczeniem na jej barku, a Rdzawa otarła się pyszczkiem o szyję młodszej. Nie potrzebowali słów, by się porozumieć. Wrzos z iskrami w zielonych, czystych ślepiach odsunęła się od kotów, obdarzając dwójkę kolejnym, szerokim uśmiechem. Jej łapki podrygiwały niecierpliwie, zostawiając na śniegu kręte wzory niecierpliwości. Rdzawe Futro parsknęła rozbawiona podekscytowaniem kociaka, a Dziki Kieł łapą położoną na głowie burej delikatnie zmierzwił jej sierść.
- No, teraz twoja kolej - miauknęła van, posyłając jej oczko. Dzik odwrócił głowę ku podchodzącej do nich Jemiole, na której mordce widniał niespodziewany uśmiech. Delikatny, skromny i nieśmiały, jednak wciąż uśmiech. Zdziwiło to Wrzos. Nadal nie potrafiła rozgryźć królowej, nawet jeśli spędziła przy niej te 4 księżyce.
Zielonooka szylkretka zaprosiła Wrzos do siebie ogonem, po czym uniosła wzrok na skałę Lwiej Gwiazdy. Spokojnym krokiem ruszyła z miejsca, ciągnąc za sobą długi ogon. Pręgowana klasycznie podążyła za nią, prędko próbując naprawić rozczochrane futerko na łepku. Na odchodne jeszcze wytknęła Dzikowi język “w zemście” za zniszczenie ułożonego futerka, na co ten zachichotał pociesznie. Wrzos z każdym krokiem czuła, że zbliżała się do mianowania. Mianowania, które miało być dla niej wybawieniem od żłobkowej codzienności i nowym, lepszym światłem, które nareszcie spadnie na jej ścieżkę. Wysoko uniesiony łeb, dumna postawa i oczy pokryte łzawą mgiełką szczęścia przez natłok pozytywnych emocji. Nigdy nie doznała tego uczucia. Nie wiedziała, że może być aż tak szczęśliwa. Jednak była tu, stała przed bujną grzywą biało-rudego lidera Klanu Klifu.
- Wrzosku, od dzisiaj, aż do ukończenia treningu, będziesz znana jako Wrzosowa Łapa, twoim mentorem zostanie Srocze Pióro - w jej uszach rozbrzmiał jego głos. Dostała nowe imię i mentora, którego już raz poznała w żłobku. Wtedy jeszcze Srocza Łapa raz przyszedł, by dać karmicielkom piszczki i zabrać kocięta na spacer. Kocur sprawiał wrażenie miłego, jednak przestraszonego. Nawet teraz w jego oczach mogła zobaczyć zaniepokojenie. Gdy Lwia Gwiazda skończył przemawiać, tłum zaczął wykrzykiwać jej nowe miano. Świeżo upieczona uczennica była jednak zajęta czymś innym. Próbowała nieco poznać mentora, jednak nie poprzez rozmowę, a poprzez jego wygląd. Chciała chociaż wiedzieć, jak czuje się z tym że dostał ją na ucznia, bez zadawania tego dosyć niezręcznego pytania. Zmierzwione futro nadawało mu ostrości, jednak patrząc na całokształt, intuicja nie podpowiadała jej, by siedzieć przy nim cicho i nie wychylać się. Można by nawet powiedzieć, że połączenie jego delikatnej sylwetki, zmierzwionego futra, pędzelków zwieńczających uszka i szmaragdowych, ostrożnie badających świat ślepi było całkiem urocze. Jednak teraz, jego drżące, sztywne łapy zdradzały poddenerwowanie. Może stres? Uszy miał ściągnięte do tyłu, a po pyszczku błądziła niepewność. Bał się? Powinna go jakoś upewnić, że aż tak źle nie może być? Myślała, że chociaż trochę będzie się cieszył z własnego podopiecznego, jednak najwidoczniej się myliła. Na jego delikatnych rysach pyszczka malował się stres, a zielone oczy wbiły się w nią niczym w napawający niepokojem obraz. Nie chciała, żeby kocur kojarzył ją z kłopotem. Nie chciała też się nim stać dla niego. Wziąwszy głębszy wdech i z nowo zebraną energią uniosła łepek, by dobrze się zaprezentować.
- Obiecuję, że będę się pilnie uczyć - zapewniła go, nieśmiało wspomagając się uśmiechem. Po chwili jednak opuściła nieco wzrok, rozglądając się na około. Teraz powinni… gdzieś iść? Zgromadzenie Klanu zakończyło się, część już wróciła do własnych obowiązków, a oni wciąż stali w środku obozu. Po chwili ciszy przestąpiła z łapy na łapę, po czym znów uniosła głowę. Liczyła na to, że bury się odezwie, ale po upływających uderzeniach serca coraz szybciej traciła na to nadzieję. - Idziemy już dzisiaj na trening? Czy zaczynamy od jutra?
< Srocze Pióro? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz