BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot u Samotników!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Burzy!
(dwa wolne miejsca!)

Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Owocowym Lesie!
(dwa wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

16 czerwca 2021

Od Fałszywego Serca

 nadal jesień

Minęło parę dni od mianowania Orlego Pióra. Fałszywy był na niego skazany. Kocurek tak jak zapowiedział, chodził z nim na patrole czy polowania. Był jednak dużo wolniejszy od zwykłego kota przez swoją karłowatość. Nie przeszkadzało mu to w uprzykrzaniu życia syna Łabędziego Plusku. Orle Pióro bawił się przednio, zagadując Fałszywego, wpychają mu się pod łapy, albo zwracając na siebie uwagę udawaniem, że zrobił sobie krzywdę. Atencjusz cholerny. Był przy tym jakże czarujący, uroczy i głupiutki. Ale tylko w jego mniemaniu. Fałszywy był czysto poirytowany zachowaniem nowego wojownika. Myślał, że może teraz bez przerwy zajmować jego czas? Niedoczekanie.
- Hej, Fałszywy, a może-
- Nie. - Syknął, kładąc po sobie uszy, gdy któregoś razu Orle Pióro po raz kolejny do niego przylazł.
- Nawet nie skończyłem! - Poskarżył się, robiąc wielkie oczka i tupiąc łapką.
- Ogarnij się, Orle Pióro. Jesteś wojownikiem, a nie bachorem. - Warknął, bijąc ogonem na boki. Coś, czego naprawdę nienawidził. Nie branie na poważnie swoich zadań. Umywanie łap od obowiązków, albo próbowanie obejścia ich na około. Orle Pióro wykorzystywał każdą okazję, żeby podkreślić swoje atuty, jakich naprawdę nie było zbyt wiele, zamiast skupić się na obowiązkach. Gdyby było na odwrót, Fałszywy by nie narzekał. Ale cóż, wszystkiego mieć nie można.
- No wiem, że jestem! Mam superowe imię, prawda? - Zapytał z uśmiechem.
- Zanieś jedzenie starszym. - Polecił mu, ignorując wypowiedź białego.
- Czemu mi rozkazujesz? Zostałeś zastępcą? - Zapytał przejęty.
- Nie, a jak zaraz nie ruszysz dupska to pójdę do Miętowego Strumienia i powiem mu, żeby nie przydzielał nas razem na patrole. - Odparł, tracąc cierpliwość.
- Ojej nie możesz! - Zaprotestował. Natychmiast jednak złapał jedzenie i wziął łapy za pas. Pobiegł koślawo prosto do legowiska starszych.
Fałszywy z kolei zmył się z pola widzenia kocura. Miał go dosyć. Nie wiedział jak ustawić Orzełka. W końcu, odkąd został wojownikiem, nabrał charakteru. Pieprzony pasztet.


Parę dni później, z samego rana, znowu został zaczepiony. Myślał, że wydłubie mu oczy, jednak Orzełek nie odezwał się od razu. Patrzył na niego dłuższą chwilę, nim otworzył pysk.
- P-Pamiętasz, że miałeś mnie zabrać na spacer?
Nagle wrócił do bycia potulnym i nieśmiałym?
- Tak. Pamiętam. - Odparł prosto.
- I jak? - Dopytał. Fałszywy udał zamyślenie. Tak naprawdę nie miał najmniejszej ochoty na spacerki. Musiał jednak dotrzymać słowa.
- Masz czas dzisiaj? - Uniósł brew.
- Z-zawsze! - Odparł zaskoczony.
- A więc chodź - mruknął, kiwając głową.
Wyszli z obozu. Point nie wiedział jeszcze gdzie się udadzą. Pozwolił swoim łapom go prowadzić. Orle Pióro dreptał za nim, dysząc po chwili. Deptał kolorowe liście, sprawiając, że trzaskały.
Szli dłuższy czas. Słońce było wyżej na niebie, aczkolwiek nie najwyżej. Fałszywy cieszył się, że Orle Pióro nie zawracał mu głowy pytaniami. Zajął się sobą, w końcu.
Tak naprawdę Orzełek układał w głowie plan, jak wyznać swoje uczucia. Nie chciał w końcu, by wyszło głupio, albo niezręcznie. A skoro byli we dwóch na długim, romantycznym spacerze… w końcu kochał go już tyle księżyców. Był gotowy, by mu to oznajmić. Nawet został wojownikiem, aby kocur na niego spojrzał poważniej, aniżeli jak na zwykłego ucznia.
- Pójdziemy w pewne miejsce. - Oznajmił nagle Fałszywy, wybijając Orzełka z zamyśleń.
- P-pewne? - Zapytał zaciekawiony młodszy.
- Tak. Do starego obozu Klanu Klifu. Wiesz, to dla mnie bardzo ważne miejsce i lubię tam wracać. - Wyjaśnił, kłamiąc jak z nut. Oczywiście, tęsknił za starym obozem, ale z kolei nie umywał się do tego nowego. Jedynie ciche wspomnienia trzymały go w tamtym miejscu.
- Rozumiem - odparł, kiwając głową. - Może być!
Uśmiechnął się do pointa, zatracając w jego błękitnych oczach. Tam będzie mógł to zrobić! Idealnie! Ważne miejsce dla Fałszywego, do tego atmosfera wspomnień… cudownie.
Szli więc dalej, a myśl, że Orzełek będzie miał szansę wyznać swoje uczucia, tylko go nakręcała.
Słońce było wysoko na niebie, kiedy dotarli. Fałszywy przekroczył zniszczone wejście. Rozejrzał wokoło, przypominając sobie tamten pożar. Był małym kociakiem, gdy spotkała ich tragedia. Westchnął cicho.
Odwrócił się, jednak zastygł wpół kroku, z oczami szeroko otworzonymi ze zdziwienia. Orle Pióro stał przed nim z kwiatami w pysku i patrzył jakoś tak dziwnie… jakby z determinacją, ale również mnóstwem ciepła.
- F-F-Fałszywy… - Zaczął powoli, kładąc kwiaty.
O nie. O cholera jasna!
- Tak? - Zapytał, rozglądając się niezręcznie na boki. O co chodziło?! Dlaczego atmosfera stała się nagle taka gęsta?!
- C-Chciałem Ci coś powiedzieć… t-ten mój sekret, p-pamiętasz? - Spuścił wzrok, ale zaraz go podniósł. Zbliżył się do kocura. Fałszywy z kolei zrobił krok w tył. Co za blisko to nie zdrowo.
- Owszem. Pamiętam.
- No więc… to już trochę trwa. Jakieś kilka księżyców - mruknął nieśmiało. - Otóż… otóż ja… ja…
- Ty…? - Uniósł brew, przekonując się, że niepotrzebnie zaprzątał sobie nerwy. Orle Pióro znowu miał jakieś głupie pomysły, które wystarczyło zignorować.
- Ja jestem w tobie zakochany. - Wyznał w końcu, a Fałszywego ścięło z łap. Aż zabrakło mu tlenu w płucach.
- Żartujesz sobie?! - Zapytał nie wierząc w to, co usłyszał.
- Nie. Nie żartuję. Ja naprawdę cię kocham, Fałszywy - miauknął arlekin. Jego serce biło jak oszalałe, a oczy nie mogły znaleźć jednego punktu, w który mogłyby się patrzeć.
Fałszywy zmarszczył brwi. Słyszał o tym czymś. O "zakochaniu się". Podobno wtedy kot chce jak najlepiej dla tego drugiego, spędza z nim czas, rozmawia, troszczy się. Wiedział to wszystko od Zajęczego Omyku, która nie szczędziła mu opowiadań o niej i Miętowym. Aż Fałszywego zebrało na wymioty. Chciał zaorać Orzełkowi pysk za takie debilne żarty. Popełnił błąd, mówiąc mu to. I to ogromny.
Point machnął ogonem zdenerwowany, zaraz się jednak orientując, iż tracił kontrolę. Nie mógł uwierzyć, jak ta wypowiedź mogła go wyprowadzić z równowagi z taką łatwością. Zacisnął zęby. Cholerny karzeł. Więc to dlatego się go uczepił. I co miał niby robić? Podziękować mu? Napluć w pysk? Bo nigdy w życiu nie odwzajemni tego chorego uczucia.
- N-no odezwij się… - Szepnął niebieski.
- Co mam Ci powiedzieć? Popieprzyło cię. - Miauknął zdenerwowany. - Myślisz, że będę taki potulny i odwzajemnię to? Naprawdę tak myślałeś?
- Nie bo ja… no bo… - w oczach Orzełka pojawiły się łezki.
- Ogarnij się, Orle Pióro. To nie czas na takie rzeczy. - Burknął. - Wybrałbyś sobie kogoś swojego pokroju.
- C-czyli… czyli…? - Wyjąkał, czując wzbierające łzy.
- Odchrzań się ode mnie do cholery! Jeszcze mi brakowało, żebyś wyznawał takie głupoty - Syknął. Westchnął ciężko, wysuwając pazury.
- A m-możemy być chociaż p-przyjaciółmi…? - Zapytał z oczami pełnymi łez, pociągając nosem. Jego serduszko zostało złamane. Przez pierwszą, wielką miłość. Nie wiedział co ma robić. Chciał ratować tę relację. Zastanawiało go też, co zrobił nie tak. Przecież był kochany, pomocny, opiekuńczy… czy to za mało, by roztopić serce Fałszywego Serca?
Westchnął zmęczony Fałszywy. Miał dość tego dnia. Nie spodziewał się, że "sekret" Orlego Pióra zawiera jego samego. Popieprzone to wszystko.
- Chodź. Przejdźmy się - Zaproponował, nie odpowiadając na pytanie arlekina. Potrzebował ochłonąć, ale nie mógł zostawić samego Orlego Pióra. Jeszcze co przyjdzie i go zeżre, a wtedy będzie na niego.
- D-Dobrze… - pociągnął nosem, ostatni raz ocierając łapką oczy, ruszając za ukochanym. Cały się trząsł. Emocje buzowały w nim, jakby prowadziły bój. Miłość z poczuciem odrzucenia.

Dotarli do wysokiego wzniesienia skalnego. Stamtąd osunęły się głazy, które spadły niegdyś na obóz. Fałszywy chciał przejść po nich, by wyjść stąd.
Kocur wszedł powoli, ostrożnie na zbocze.
- Dokąd idziesz? - Usłyszał za sobą.
- Na górę. No dalej, chodź - zachęcił Orzełka, przybierając miękki ton głosu.
- A-ale po co? Tu też jest fajnie - miauknął nerwowo. Może młody wojownik nie lubił wysokości? To miał problem, bo point je sobie upodobał.
- Tchórzysz? - Zapytał go starszy, a w jego oczach mignęła pogarda.
Point nie tolerował słabych, bojących się kotów. Uznawał siłę oraz mądrość. Głównie dlatego Orle Pióro tak bardzo go denerwował.
Arlekin przebrał łapami w miejscu. Stresował się. Machnął nerwowo ogonem, jednak zaczął powoli wspinać się za starszym. Chciał mu udowodnić swoją wartość. Pokazać na co go stać. Że można na nim polegać. Miał sztywne łapy, gdy stawiał kolejne kroki.
W końcu znaleźli się nieco wyżej. Orzełek szedł mniej stromym zboczem, przez co był dalej od kocura.
Nagle usłyszeli spadanie kamyków. Jeden niewielki stoczył się obok nich, a za nim kolejne. Ziemia zdawała się trząść. Stali, jednak każdy z nich zaczynał mieć problemy z utrzymaniem równowagi.
Wtem zaczęły spadać ogromne głazy. Większe od nich.
- Uciekaj! - Usłyszał od Orzełka, ale nie musiał mu tego oznajmiać.
Fałszywy spróbował wziąć łapy za pas, jednak kamienne podłoże mu to uniemożliwiało. Chciał dostać się niżej, na grunt. Odłamy skał zaczęły ponownie staczać się na dwójkę kocurów.
Fałszywy rozejrzał się, szukając wzrokiem Orzełka. Point przeskoczył z kamienia na kamień, o mało się nie ześlizgując. Syknął pod nosem przekleństwo, czując obolałe łapy. Nadstawił uszu, jednak przez hałas, jaki wywoływała lawina, nie mógł zbyt wiele usłyszeć.
- F-Fałszywy! - Nagle w niego uderzyło, zadziwiająco wyraźnie.
Niebieskie oczy zaczęły omiatać teren. Szybko, niedokładnie, kiedy nagle go spostrzegł. Orzełek był trzy długości lisa dalej. Pręgowany ruszył ku niemu, unikając kamieni. Mniejsze skałki uderzały w niego, przez co syczał raz po raz. Orzełek potknął się, kiedy próbował ruszyć ku ukochanemu. Fałszywy z kolei, będąc bardzo blisko niego, wręcz stojąc na jednym głazie, zatrzymał się. Spojrzał w przerażone oczy kocurka, który płakał wielkimi, słonymi łzami.
- Uważaj! - Krzyczał do niego Orle Pióro. Fałszywy zacisnął zęby, sycząc, gdy znów uderzyły w niego nieduże kamyki. Będzie nieźle potłuczony.
Orzełek wysunął pazury, jednak niewiele to dało. Ześlizgnął się ze skały, która zaczynała się przechylać. W tył, coraz mocniej. Fałszywe Serce rozstawił inaczej łapy, by móc zachować równowagę.
- F-Fałszywy! Ratuj! Ratuj mnie, proszę cię! - Płakał dalej niebieski, patrząc wielkimi, złotymi oczyma w te pointa, niebieskie, pozbawione tych ciepłych uczuć.
Fałszywe Serce nie zamierzał do niego iść. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, by ratować tego debila. Zwłaszcza po tym, co mu wyznał. Orle Pióro popełnił ogromny błąd, pokochując kogoś takiego, jak Fałszywy.
Point potrafił grać. Tak dobrze, że nawet rozkochał w sobie tego bachora. Wszyscy tańczyli, jak im zagrał. Wpadali w jego pazury, a teraz młodszy wojownik wisiał na pograniczu życia i śmierci. Ha, i czego chciał? Żeby go uratował? Pomylił koty.
Liliowy machnął ogonem nerwowo, widząc jak wielka sterta kamieni zaczyna się osuwać. Prosto na nich. On już wiedział. Patrzył wzrokiem bez emocji na drugiego kocura. Nie było mu go żal, nie bał się o niego ani nic. Był wyprany z jakichkolwiek pozytywnych emocji względem Orlego Pióra. Gardził nim. Najchętniej pomógłby kocurowi spaść, ale nie chciał, by przodkowie to widzieli. Jeszcze skończy w Miejscu Gdzie Brak Gwiazd.
Orzełek zsunął się jeszcze bardziej, tylnymi łapami tracąc grunt. Wisiał na wpół poza kamieniem. Wysunął pazury, desperacko walcząc o życie.
- Fałszywy!! - Wrzasnął żałośnie, z pełnym lęku głosem Orle Pióro. Widział to. Wiedział, że spadną na kocury głazy. Co miał zrobić, by ocalić ich obydwóch? Jak się wydostać? W jaki sposób przestać się tak potwornie bać?!
Uderzenie serca później głazy spadły. Z prędkością przekraczającą ich pojęcie. Fałszywe Serce rzucił się w bok, znajdując się bliżej Orzełka. Zbyt blisko.
- Fałszywe Serce! Ukochany! Pomóż mi! Szybko, proszę! - Miauczał Orle Pióro, uśmiechając się słabo do kocura, którego obdarzył gorącą, pierwszą miłością. Nigdy jednak nie została ona odwzajemniona. Point stał, z wbitymi pazurami, marszcząc brwi. Jego oczy wyrażały pogardę, były lodowato niebieskie, wpatrujące się prosto w te złote, przepełnione nędzną nadzieją. - Fałszywy…?
To było ostatnie słowo, jakie Orzełek zdołał wypowiedzieć, nim przygniotły go głazy. Nim wyzionął ducha, pomyślał sobie, że to dobrze, iż to on zginie. Fałszywy nie zasłużył na taki los. A on? Przecież Orle Pióro był słabym, grubym kotem, skazanym na porażkę. Taki scenariusz napisali dla niego gwiezdni przodkowie. Z sercem przepełnionym zgubną miłością, oddał ducha, zamykając ostatni raz wielkie, złote oczy.
Ogromne skały spadły na liliowego kocura, trzęsąc całym zboczem. Point stracił grunt pod łapami, osuwając się w tył. Spadł wraz z martwym ciałem młodszego wojownika.
Upadł, uderzając o ziemię, aż stracił powietrze w płucach. Zakasłał, leżąc na zimnej trawie. Otworzył oczy, rozglądając się dookoła. Zobaczył białe futro, pobrudzone przez gruz, ziemię, oraz krew. Orzełek nie żył.
Fałszywy podniósł się na tyle, ile mógł. Przeczołgał obok ciała, pozostawiając je jak jest. Przynajmniej nikt go nie znajdzie.
Nie minęła chwila, a zaczął szukać drogi ucieczki. Jego mięśnie były sztywne, sparaliżowane bólem. Nie mógł pozwolić sobie na zawahanie. Gdy tylko dostrzegł zejście, natychmiast je wybrał. Przemknął przez wąskie przejście, jakie zdołały uformować ogromne kamienie.
Wylazł spod nich, czując ból w każdej części ciała. O resztkach sił oddalił się ile mógł od zbocza. Odwrócił się jedynie, by zobaczyć, czy już mu nie zagrażają. Dostrzegł, że głazy przestały spadać. Niedługo później wyczuł odór lisów, wraz z powiewem wiatru. Czyżby poczuły krew Orlego Pióra?
Powłóczył łapami, kulejąc na przednią lewą. Musiał stąd uciec, by nie skończyć jak tamten kretyn. Przynajmniej problem jego uczuć rozwiązał się sam. Brak Orlego Pióra, brak miłości, a to oznaczało jego zwycięstwo w grze. Ahh, nie ma to jak słodki smak wygranej.


Ciało Orlego Pióra zostało zjedzone przez wygłodzone lisy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz