*Nadal na początku pory nagich drzew, w której Szepcząca była uczennicą*
Wiedziała, że ten dzień w końcu nadejdzie.
I nadszedł.
Poprosiła o pozwolenie na wyjście z obozu, pod pretekstem chęci samotnego polowania. Było to trudno przekazać na migi, ale jednak się udało. Było późne popołudnie, niedługo miał je zastąpić wieczór, a potem noc. Najwygodniej było by jej wyjść z obozu pewien czas później, ale wiedziała, że wtedy mogło by to wzbudzić podejrzenia, albo, co gorsza sprawić, że nie uzyskała by pozwolenia na to „polowanie”.
Dlatego dodatkowy czas spożytkowała na chodzenie po terytorium jej klanu i oglądanie wszystkiego, co jej się tylko napatoczy. A to ciekawy ptak przeleciał, a to nagle królik wyskoczył z krzewów, a to znalazła jakiś ciekawy obiekt do zbadania. Przy okazji odkryła nowe interesujące skrytki na swoje medykamenty. Po drodze znalazła też parę ciekawych, powyginanych patyków. Nie wiedziała co to za patyki, ani skąd się tam wzięły, ale to nie było aż tak istotne chociaż… a co jeśli są to patyki z jakiegoś rzadkiego gatunku drzewa lub krzewu… Tak jej się spodobały, że aż ukryła je pod pewnym dużym kamieniem. Miała zamiar pozostać poza obozem nawet po zapadnięciu zmroku. Wróciła by w trakcie nocy, a Narcyzowy Pył pomyślałby, że przyszła po prostu nieco po tym, jak on położył się spać. Jedynym jej problemem mógł być wieczorny patrol. Będzie go musiała ominąć szerokim łukiem, bo jeśli ją zobaczą, to może się zrobić nie ciekawie. Tak samo będzie musiała zrobić także z innymi napotkanymi kotami. Pospacerowała sobie jeszcze pewien dłuższy czas. W pewnym momencie gdzieś w oddali dostrzegła jakąś dwójkę kotów. Dopiero później rozpoznała wujka Tańczącą Zorzę i Storczykową Łodygę. Kocury najpewniej wybrały się na patrol łowiecki. W klanie było dość mało jedzenia przez wściekliznę, więc każda zdobycz była na wagę złota. Po chwili kocica zorientowała się, że kocury stoją na jej trasie. Oddaliła się za bardzo od swego pierwotnego celu, a oni stali jej na najkrótszej drodze! Jeszcze do tego niebo było już całkowicie ciemne, a rozświetlał je blask gwiazd i księżyca. Przez myśl jej przemknęło, że to aż dziwne iż ci polowali o tej porze, ale szybko uświadomiła sobie, że pewnie robią to samo co ona robiła w mniemaniu Narcyzowego Pyłu. Polowali w nocy, by zdobyć więcej zwierzyny. W końcu wiele z piszczek nie widziało tak dobrze w nocy jak koty, więc polowanie o tej porze dawało przewagę burzakom. Musiała wybrać, czy iść na około i ryzykować przegapieniem tego, co chciała zobaczyć, czy może ryzykować wykrycie przez burego i białego? Musiała się śpieszyć z decyzją. „Raz kozie śmierć” pomyślała, tuż zanim zaczęła powolutku się skradać w stronę wojowników. Było to w sumie jednocześnie sprawdzianem jej umiejętności kamuflażu i skradania. Wojownicy w końcu byli wyszkoleni, więc mieli większe szanse niż zwykłe koty na zauważenie jej. Starała się chować za zaspami, kamieniami, krzewami, wszystkim co utrudniało dostrzeżenie jej. Posiadała dość jasne, srebrzyste futro, które trochę jej w tym pomagało, ale i tak nie sprawdzało się ono tak dobrze jak by mogło, gdyby było bardziej białe. Nagle Storczykowa Łodyga zaczął zbliżać się w kierunku zaspy, za którą się skryła. Stanęła. Starała się nie poruszać, nie wydawać najmniejszych dźwięków. Oddychała powoli. Coraz bardziej minimalizowała wszystkie wydawane przez siebie odgłosy. Niespodziewanie biały wyskoczył i już myślała, że cała operacja jest spalona, gdy dostrzegła, że kocur polował na nornicę. Kocicy zrobiło się żal niewinnego zwierzątka, które teraz trzymał w pysku Storczyk, ale nie mogła się zatrzymywać. Wykorzystała nieuwagę kocurów, zajętych cieszeniem się zdobyczą i cichutko przemknęła niezauważona przez nikogo. Dopiero, kiedy oddaliła się od burego i białego na tyle, że na pewno jej już nie widzieli ani nie słyszeli puściła się biegiem przez pokryte śniegiem tereny Klanu Burzy. Bała się, że nie zdąży. W końcu dotarła do celu całego tego przedsięwzięcia. Wbiła pazury w korę drzewa i już po chwili była na jego szerokiej gałęzi. Usiadła, po czym zaczęła wspominać czas, kiedy była tutaj z kotką tak jej bliską. Z pewną cętkowaną niebieską szylkretką. Spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Szybko dostrzegła lecącą jasną kropeczkę, która potem rozprysnęła się na ciemnym nocnym niebie, ukazując wszystkim którzy ją widzieli piękne kolory. Potem pojawiały się następne, następne i następne, o różnorakich, pięknych, intensywnych barwach. Towarzyszył im głośny huk, którego wielu nie lubiło i wręcz bało się. Szept się go jednak ani trochę nie obawiała. Obserwowała to tak jak dokładnie dwanaście księżyców temu. Tylko, że wtedy nie była sama. Wtulała się w miękkie futerko spokrewnionej z nią kotki. W tamtym czasie myślała, że już teraz od dawna będzie nazywana wojowniczką Klanu Burzy. Myślała, że będzie tu z babcią i Słonecznikiem, może także z Sikorkowym Śpiewem oraz Orzechowym Futrem. Jednak była tu sama. Sama, bo Pląsająca już nie żyła, tak samo jak Sikorka. Orzech był starszym, więc raczej nie wyszedł by z nią w zimną noc. Słonecznik….nie chciała mu zabierać snu, a poza tym nie wiedziała, czy chciałby z nią wyjść. O Dzikim to w ogóle nie było najmniejszej mowy. Do tego przez śmierć Pląsającej Sójki wolała chyba spędzić ten czas sama, myśląc o dawnej karmicielce, a później starszej jej klanu. Podwinęła łapy pod siebie, a niedługo potem zasnęła na gałęzi drzewa.
***
Obudziła się znacznie później. Noc zbliżała się ku końcowi. Otworzyła swe ślepia i od razu dostrzegła ostatnią świetlną atrakcję tamtej nocy. Mała kropeczka na niebie, tak jak jej poprzedniczki wystrzeliła z hukiem, ukazując wszystkie kolory tęczy. Młoda kotka szybko zorientowała się w sytuacji. Jeśli teraz uda się do obozu, to zdąży jeszcze zanim Narcyz lub ktokolwiek inny się obudzi. Pomyślą, że była już tam od dawna, tylko oni nie widzieli, jak wchodziła. Zaczęła schodzić z drzewa, ale na koniec zeskakując z niego na ziemię poślizgnęła się na chlapie i runęła jak długa. Już po chwili wstała i strzepnęła z siebie wodno-śniegowo-błotną mieszaninę. Musiała się spieszyć. Pobiegła więc ile sił w łapach do obozu. Przypomniała sobie jednak, że musi coś przynieść z rzekomego polowania. Upolowała więc po drodze dwie nornice. Wbrew swoim obawom dotarła do siedziby jej klanu niedługo zanim słońce zaczęło wstawać, a że nie było wartownika łatwo było jej tam wejść niezauważonej. Odłożyła dwie piszczki na stos, a następnie skierowała się do legowiska uczniów. Cichutko weszła do legowiska terminatorów, a następnie do swojej kamiennej twierdzy i położyła się na mchu. Szybko zmyła z siebie resztki chlapy pozostałe na jej futrze. Niedługo później wyszła z legowiska uczniów, by ustawić się na odpowiednim miejscu. W końcu Narcyz nie mógł być tam pierwszy. Usiadła i spokojnie czekała aż kocur przyjdzie. Żółtooki po pewnym czasie zjawił się. Podszedł do niej po czym spytał:
- I jak poszło polowanie?
Ziewnęła, oczywiście tylko po to, by utrzymać pozory, że jest dość zmęczona przez polowanie późną porą, po czym wskazała na stos ze zwierzyną na którym były ledwie cztery piszczki. Jedna z nich została zdobyta przez Storczykową Łodygę, dwie pozostałe przez córkę Sikorkowego Śpiewu, a ostatnia pewnie została upolowana przez Tańczącą Zorzę.
- Wiesz, w sumie to możemy potrenować trochę później. Sam jestem z jakiegoś powodu zmęczony. Chyba źle spałem.
Biało-niebieski przeciągnął się po czym odszedł, mówiąc do swojej terminatorki krótkie słowa pożegnania. W sumie to było jej nawet na łapę, że nie musiała teraz trenować. Odpocznie sobie jeszcze zanim trening się zacznie i będzie dzięki temu skuteczniejsza. Wróciła więc do swego kamiennego legowiska i ucięła sobie krótką, acz regenerującą drzemkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz